Wiceminister edukacji Henryk Kiepura (PSL) wyraził klarowną opinię: religia powinna pozostać w wymiarze dwóch godzin lekcyjnych tygodniowo, finansowanych z budżetu państwa. Z kolei w propozycji nowelizacji rozporządzenia minister edukacji Barbary Nowackiej przewiduje się jednak zmniejszenie tej liczby do jednej godziny. Lewica, znana ze swojego krytycznego stosunku do Kościoła katolickiego, niejednokrotnie postulowała całkowite usunięcie religii ze szkół, twierdząc, że państwo nie powinno finansować tego rodzaju zajęć. Czy jednak takie myślenie nie jest przykładem ideologicznego pędu, który zamiast realnych rozwiązań, oferuje nienawiść do instytucji mającej głębokie korzenie w polskiej kulturze?
Lewicowy ideologizm a realia społeczne
Religia w Polsce jest od wieków jednym z fundamentów życia społecznego i narodowego. Niezależnie od indywidualnych poglądów na temat Kościoła katolickiego, nie sposób zaprzeczyć, że katolicyzm ukształtował tożsamość wielu Polaków. Próba wymazania religii z życia publicznego nie tylko alienuje sporą część społeczeństwa, ale także wpisuje się w szerszy, niebezpieczny nurt laicyzacji, który ignoruje wagę duchowego dziedzictwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Lewica, pędząc na skrzydłach swojej ideologii, zdaje się zapominać, że znajomość chrześcijaństwa nie jest wyłącznie przywilejem osób wierzących. Chrześcijaństwo, jako fundament europejskiej cywilizacji, stanowi kluczowy element rozumienia historii, kultury, literatury, sztuki czy moralności. Wykształcony obywatel, niezależnie od swoich przekonań religijnych, nie powinien być ignorantem wobec tego dziedzictwa. A szkoła, jako instytucja, ma obowiązek nie tylko kształtować umiejętności, ale i uczyć rozumienia świata – także tego, który został ukształtowany przez chrześcijańskie wartości.
Nie jest tajemnicą, że lewica nieustannie dąży do ograniczenia roli Kościoła w życiu publicznym. Ideologiczne argumenty często bazują na odziedziczonej w domu niechęci i postrzeganiu religii jako przeszkody w budowie nowoczesnego, „oświeconego” społeczeństwa. Problem w tym, że takie podejście jest oderwane od rzeczywistości. Religia w Polsce nie jest tylko kwestią wiary – to element tożsamości narodowej, kulturowej, społecznej. Religia nie jest też wrogiem, wręcz przeciwnie dla wielu osób jest „poręczą”, która sprawia, że są lepszymi obywatelami.
Czy zatem mamy wyciąć lekcje religii, bo nie pasują do nowoczesnej, laickiej wizji państwa, która nie odzwierciedla rzeczywistego stanu ducha polskiego społeczeństwa? Czy ignorowanie głosu milionów obywateli, którzy wciąż identyfikują się z chrześcijaństwem i tych, którzy go szanują, to droga do nowoczesności, czy raczej do jeszcze głębszych podziałów społecznych?
Zamiast walki – kompromis
Wiceminister Kiepura proponuje rozsądne rozwiązanie, które powinno dać do myślenia ideologom z koalicji rządzącej. Religia w wymiarze dwóch godzin powinna pozostać, ale tam, gdzie nie ma na nią zapotrzebowania, szkoły mogą decydować o alternatywie. To propozycja, która szanuje zarówno prawo do edukacji religijnej, jak i wolność wyboru tych, którzy preferują inne formy zajęć.
Wspólny grunt
Lewica powinna w tej kwestii wyciągnąć lekcję trzeźwości. Zamiast forsować ideologiczne rozwiązania, które mogą wzbudzać opór, lepiej zastanowić się, jak realnie dostosować system edukacji do potrzeb społeczeństwa. Bo wbrew temu, co mogłoby się wydawać, religia w szkole to nie tylko kwestia wiary. To także edukacja o wartościach, tradycji i historii, bez których nie można w pełni zrozumieć ani polskiej, ani europejskiej rzeczywistości.
Lekcja religii nie musi być kością niezgody, jeśli podejdziemy do niej z odpowiednią refleksją. Nauczanie katolickie jest bliskie milionom Polaków, a jego wartość wykracza daleko poza mury kościoła. Owszem, należy szukać nowoczesnych rozwiązań, ale nie kosztem odrzucenia tego, co fundamentalne dla zrozumienia naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Lewica powinna dostrzec, że jej ideologiczny pęd może prowadzić do alienacji dużej części społeczeństwa – a w polityce, zwłaszcza w demokracji, warto znaleźć wspólny grunt, zanim rozpocznie się destrukcyjną walkę o pełną dominację własnych racji. Szczególnie, że jeśli spojrzymy na inwestycje, które zostały rozpoczęte przez poprzedników, a zostały zablokowane i te, które jeszcze przed nami, to naprawdę jest wiele do zrobienia. Na razie zamiast zająć się tymi sprawami – Lewica próbuje wykluczyć z komisji infrastruktury Paulinę Matysiak, która właśnie na tych ważnych dla wszystkich obywateli sprawach skupiła swoją uwagę i energię.