Jak to, w drugiej dekadzie XXI wieku, w dobie postępu w naukach medycznych i niesłychanego rozwoju cywilizacyjnego wracać do dawno już zapomnianych problemów, z jakimi przez stulecia borykała się ludzkość?
Czy warto jeszcze przy tej okazji przypominać drastyczne opowieści o tych nieszczęśnikach, którzy przez całe stulecia traktowani byli gorzej niż przestępcy i niewolnicy? Czy warto jeszcze raz wracać do tych historii o ludziach mieszkających na przeklętych wyspach lub w budzących zgrozę dzikich obozach okrutnej śmierci, zagubionych na jałowej pustyni, albo – jak bywało w średniowiecznej Europie, na obrzeżach miast i wiosek – jak najdalej od siedzib ludzkich? Bo trędowaci uważani byli za umarłych za życia i tak też byli traktowani.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Trąd to nie historia
Reklama
Tymczasem trąd to nie historia. To wciąż niesłychanie groźna choroba, występująca w najuboższych, zaniedbanych i zapomnianych przez tzw. cywilizowany świat rejonach naszego globu, gdzie mimo rosnącej z roku na rok nadprodukcji żywności na świecie ludzie nadal umierają z głodu. Umierają z powodu chorób, które w większości krajów nie stanowią dziś żadnego zagrożenia. Umierają dlatego, że nie potrafią sobie sami poradzić, skazani na prymitywne sposoby uprawy często zupełnie jałowej ziemi. Umierają, bo nie mają dostępu do wody pitnej. Umierają, bo świat o nich zapomniał. I tylko od czasu do czasu możemy przeczytać ze wzruszeniem opowieści o pracy misjonarzy, którzy nie tylko nie zapomnieli o najbiedniejszych z biednych, ale postanowili dzielić z nimi los, nieść im pomoc i Dobrą Nowinę o miłości Boga do człowieka. Każdego człowieka. A szczególnie tego, który został zapomniany i porzucony w trudnej sytuacji. To oni, na wzór dobrego Samarytanina, stają się dziś adwokatami tych, którzy nie liczą się w globalnej ekonomii. Nie mają żadnego znaczenia. Nie są, zdawać by się mogło, nikomu potrzebni.
Ustanowiony 61 lat temu w ramach wielkiego, niemalże globalnego projektu walki o godność każdego człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże, Światowy Dzień Trędowatych miał być, według zamysłu Raoula Follereau, okazją do przypomnienia o trwającym od stuleci dramacie ludzi chorych na najstraszniejszą chorobę, jaką zna ludzkość. Miał być także okazją do uświadomienia sobie, jak bardzo niebezpieczne są inne postacie trądu, którego również najchętniej nie zauważamy. Egoizm, bezbożność, relatywizm moralny i nikczemność to, zdaniem francuskiego humanisty, także postacie trądu – tak samo podstępnego i zaraźliwego, jak ten wywoływany przez bakterię Hansena.
Kiedy w latach 40. ubiegłego stulecia Raoul Follereau razem z matką Eugenią, przełożoną Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Matki Bożej Apostołów, rozpoczynał swoją zakrojoną na wielką skalę akcję pomocy ludziom chorym na trąd, zdawał sobie sprawę, że chodzi tu o miliony nieuleczalnie chorych, żyjących na krańcach świata. Ale wiedział też, że trędowaci to ludzie tacy sami jak my. Że są to ludzie zasługujący na szacunek i pomoc w cierpieniu. Jeśli jeszcze wówczas nie można ich było leczyć, to zawsze przecież można było ich pielęgnować i tworzyć im warunki do w miarę normalnego życia.
Wielka praca misjonarzy
Reklama
Doskonale wiedzieli to od zawsze misjonarze katoliccy, którzy przez całe stulecia byli jedynymi ludźmi, którzy mieli odwagę nieść pomoc chorym na trąd – tak jak to czynił sam Jezus Chrystus. Wśród nich byli prawdziwi święci, którzy w zdeformowanych okrutną chorobą twarzach potrafili dostrzec twarz cierpiącego Chrystusa. Kanonizowany przez Benedykta XVI w 2009 r. o. Damian z wyspy Molokai na Hawajach, beatyfikowany w 2002 r. przez Jana Pawła II o. Jan Beyzym – syn ziemi wołyńskiej, która wydała tylu męczenników za wiarę, organizator wielkiej światowej kampanii na rzecz trędowatych – sługa Boży Raoul Follereau czy zmarła kilka miesięcy temu świecka misjonarka dr Wanda Błeńska – to tylko niektóre przykłady działalności Kościoła na rzecz trędowatych. To byli prawdziwi świadkowie cierpiącego Chrystusa na ziemi.
Światowy Dzień Trędowatych jest okazją do przypomnienia światu o cierpieniu ludzi dotkniętych zapomnianą już dziś chorobą, ale także o tych, którzy na co dzień niosą im pomoc. To także okazja do wsparcia ciężkiej pracy najodważniejszych misjonarzy, pracujących wśród chorych, ubogich, odrzuconych przez rodziny i całe społeczeństwa. Wśród tych najodważniejszych są polskie misjonarki: s. Noemi Świeboda ze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa, pracująca w szpitalu dla trędowatych w Kinsundi w Kongo-Brazzaville (Afryka), siostry Józefa Franke, Paulina Megier i Oliwia Kwiecień ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek śląskich, które pracują w Centrum Rohan Chabot w Mokolo w Kamerunie, s. Róża Gąsior ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego, pracująca wśród trędowatych w Angoli, s. Stefania Gembalczyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Szpitalnych, pracująca w ośrodku dla trędowatych w Ramgarh w Indiach, s. Marcela Stanisława Deptuła ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, niosąca pomoc trędowatym w Zambii oraz dr Helena Pyz, pracująca w założonym przez o. Adama Wiśniewskiego SAC ośrodku Jeevodaya w Indiach. Obchodzony w ostatnią niedzielę stycznia Światowy Dzień Trędowatych, kiedy na całym świecie organizuje się w kościołach specjalne nabożeństwa oraz zbiórki pieniędzy na rzecz trędowatych, jest doskonałą okazją do włączenia się w jedno z najpiękniejszych dzieł misjonarzy Kościoła katolickiego.
Ich ciężka praca i bezgraniczne oddanie tym, których inni omijają z daleka, zasługują na najwyższy szacunek. Światowy Dzień Trędowatych jest okazją do modlitewnego i finansowego wsparcia misyjnych ośrodków związanych z pomocą ludziom chorym na trąd.
Wsparcie na rzecz ośrodków dla trędowatych można przekazać na konto:
Fundacja Polska Raoula Follereau
87 1240 1082 1111 0000 0387 2932
z dopiskiem: „TRĄD”