Według raportu Europejskiej Sieci Migracyjnej w pierwszym półroczu 2015 r. w Polsce odnotowano tylko 11-procentowy wzrost liczby wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej, w przeciwieństwie do krajów takich, jak Niemcy i Szwecja, gdzie fala uchodźców widoczna jest od miesięcy (zwiększenie o 68 proc.).
Uchodźcy w Polsce
Z raportów Urzędu do Spraw Cudzoziemców (UDSC) wynika, że do 27 sierpnia 2015 r. wnioski o nadanie statusu uchodźcy złożyły 6534 osoby, z czego 57 proc. stanowili Rosjanie (w ogromnej większości Czeczeni), 25 proc. – Ukraińcy, po ok. 4 proc. – Gruzini i Syryjczycy, 3 proc. – Tadżykowie oraz po 1 proc. – Irakijczycy, Kirgizowie i Wietnamczycy. Liczba składanych wniosków zwiększyła się o 27 proc. (przez obywateli Rosji – o 35 proc., Ukrainy – o 22 proc.). Do początku lipca 2015 r. prawie połowę spośród zgłoszonych stanowiły kobiety. Odnotowano nieznacznie zwiększony napływ Syryjczyków, Irakijczyków i obywateli Tadżykistanu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W pierwszym półroczu ochrony udzielono jednak tylko 273 osobom, m.in. 27 Syryjczykom, 15 Egipcjanom i 14 Irakijczykom. Odmownie rozpatrzono lub umorzono ponad 4,5 tys. wniosków o ochronę, a procedura weryfikacyjna trwała średnio ponad 5 miesięcy (ustawowo do pół roku). Urzędy szczegółowo weryfikują wnioski i – mimo wzrostu liczby starających się – procentowo mniej osób uzyskuje status uchodźcy lub inną ochronę.
Dialog i zrozumienie
Reklama
Zdarza się, że obcokrajowcy są rozczarowani poziomem życia i świadczeń w Polsce. Od utworzenia w 2005 r. ośrodka dla uchodźców w Lininie k. Góry Kalwarii incydentalnie dochodziło do zaostrzenia sytuacji, ale problemy rozwiązywano na bieżąco. – Od razu reagujemy, cudzoziemcy podlegają prawu polskiemu, które jest – jak wszędzie – egzekwowane, a dodatkowo obcokrajowcy muszą przestrzegać regulaminu ośrodka. Z drugiej strony staramy się, aby ośrodek stał się wspólnym domem dla wszystkich mieszkańców. Dialog, otwartość, zainteresowanie, życzliwość i zrozumienie są podstawą relacji i to procentuje. Przebywa u nas ok. 170 osób, w zdecydowanej większości są to Czeczeni, mniejszość stanowią Ukraińcy i Gruzini oraz nieliczni przedstawiciele innych państw – opisuje realia kierownik ośrodka w Lininie Mariusz Stańczyk.
Cudzoziemcy dostają w ośrodku pokój w zależności od wielkości rodziny (łazienka i kuchnia są w korytarzu). Samotni obcokrajowcy są kwaterowani w pokojach wieloosobowych. Otrzymują trzy posiłki dziennie, przygotowane zgodnie z nakazami religijnymi. Na terenie ośrodka znajdują się też: przedszkole, czynne kilka godzin w ciągu dnia, sala lekcyjna, ambulatorium z lekarzem i psychologiem, boiska, plac zabaw oraz siłownie – na powietrzu i w budynku.
Do czasu otrzymania decyzji o przyznaniu lub odmowie nadania statusu uchodźcy cudzoziemcy mogą uczestniczyć w zawodowych kursach doszkalających i uczyć się języka polskiego. Otrzymują 70 zł „kieszonkowego” na miesiąc, z czego 20 zł przeznaczane jest na środki czystości. – Z chwilą złożenia dokumentów o nadanie statusu uchodźcy w placówce Straży Granicznej deponuje się paszporty w jednostkach UDSC, a w ich miejsce wydajemy polskie tymczasowe zaświadczenie tożsamości cudzoziemca o miesięcznym terminie ważności z możliwością jego przedłużenia – opisuje procedury kierownik ośrodka. – Odwiedzają nas wycieczki ze szkół, organizujemy dni otwarte. Naprawdę wiele osób i instytucji nam pomaga. Całość jest zlokalizowana na terenie 5-hektarowego kompleksu leśnego i w dużej mierze została sfinansowana z programów unijnych – dodaje.
Reklama
Liczba cudzoziemców nie zmienia się znacząco od kilku lat. Gdy Polska wchodziła do strefy Schengen, w ośrodku mieszkało ponad 400 cudzoziemców. Na początku jego istnienia przybywali ludzie doskonale wykształceni: nauczyciele, profesorowie, lekarze, teraz już rzadko. Po uzyskaniu statusu uchodźcy lub innej formy ochrony zgłaszają się do Centrum Pomocy Rodzinie i opuszczają ośrodek, wchodząc w 12-miesięczny program integracyjny (otrzymują wtedy 1300 zł i więcej, w zależności od liczebności rodziny, na mieszkanie oraz żywność). Niektórzy świetnie sobie radzą, są czołowymi pracownikami, natomiast gros ludzi wyjeżdża dalej lub wraca do siebie.
– Jeśli obcokrajowcy mają jakieś szczególne życzenia, potrzebują np. sali do modlitw, to staramy się na nie reagować. Każdy nowy kraj to inne uwarunkowania, ale ośrodki są przygotowane na różne wyzwania i kilka dni wystarczy, aby dostosować się do nowych potrzeb. Przebywający w ośrodku nie mogą podejmować pracy w okresie do 6 miesięcy, jeżeli nie zostanie im wydana decyzja dotycząca nadania lub odmowy statusu uchodźcy. Potem mogą wystąpić z podaniem do dyrekcji Urzędu do Spraw Cudzoziemców o wydanie zgody na zatrudnienie. Mieszkańcy ośrodka dla cudzoziemców swobodnie wychodzą na zewnątrz, ale są zobowiązani do powrotu do 23.00. Gdy cudzoziemiec chce wrócić do ojczyzny, my – jako Urząd do Spraw Cudzoziemców – pomagamy mu i finansujemy zakup biletów. W każdym miesiącu 2-3 wieloosobowe rodziny wracają do swoich ojczyzn – podsumowuje Mariusz Stańczyk.
Po unormowaniu sytuacji obcokrajowcy mają podobne prawa jak obywatele polscy, łącznie z możliwością przekraczania granic, zatrudniania się, prowadzenia działalności gospodarczej i otrzymywania świadczeń socjalnych.
Szkoła koegzystencji
Reklama
Dzieci uchodźców dowożone są bezpłatnym transportem do placówek położonych w promieniu kilku kilometrów, m.in. do Szkoły Podstawowej i Gimnazjum im. W. Reymonta w Coniewie. Na 170 uczniów przypada tam 48 dzieci z Czeczenii i Ukrainy oraz Kirgistanu. Rozdziela się je rocznikami po zapoznaniu się z przebiegiem kształcenia, ale honorowane są także ustne oświadczenia o ukończeniu poszczególnych klas. Uczniowie – według przepisów prawa – muszą być przyjmowani do szkół na takich samych zasadach jak uczniowie polscy, do przedszkoli także. Również wymagania wobec nich są takie same jak wobec Polaków. Na początku dzieciom i młodzieży bardzo trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości, choć ośrodek dla uchodźców na miejscu zapewnia kilka godzin bezpłatnej nauki języka, a ponadto dyrektor szkoły proponuje 2 godziny nauki języka polskiego w tygodniu i zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze.
– Trafiają do nas przeważnie muzułmanie, mamy też protestantów, ale to trudności językowe są największą barierą, gdy uczeń przybywa do Polski i uczestniczy w lekcjach, nie znając nawet alfabetu łacińskiego – opisuje szkolną rzeczywistość dyrektorka szkoły Bogumiła Lachowicz.
W czasie lekcji religii muzułmanie z zasady odbywają zajęcia świetlicowe, ale katechetka jest osobą lubianą i szanowaną przez wszystkich, bez względu na wyznanie. Podczas wizytacji biskupa w szkole wszyscy uczniowie uczestniczyli w części wstępnej, ale gdy rozpoczęła się modlitwa, muzułmanie opuścili salę. Współpraca z księdzem mimo wielokulturowości dzieci układa się dobrze. Dziewczynki muzułmanki zazwyczaj po 13. urodzinach zaczynają nosić nakrycia głowy i dłuższe suknie, podobnie jak kobiety zamężne. Kiedy chłopcy chcą chodzić w czapkach w czasie zajęć szkolnych, też jest to respektowane przez społeczność szkolną. Dokonują ablucji, ale dotychczas nie występowali do nas o wydzielenie sali do modlitw, choć w innych szkołach miało to już miejsce. Na korytarzu w widocznym miejscu wisi krzyż i nie przeszkadza on wyznawcom innych religii. Boimy się tych, których nie znamy – zauważa Bogumiła Lachowicz.
Reklama
Problemy wychowawcze zdarzają się, ale mają też miejsce w szkołach jednorodnych narodowościowo. – Dzieci cudzoziemców bywają bardziej żywiołowe. W kulturze Kaukazu młodzi chłopcy bardziej ze sobą rywalizują, a zapasy to ich narodowy sport – opowiada dyrektor Lachowicz. – Na początku edukacji każdy uczeń otrzymuje kodeks zachowania się w szkole (w języku polskim i rosyjskim). Wyznacza on jasno granice: nie wolno się bić, nie można przynosić ostrych przedmiotów, należy słuchać nauczyciela i siedzieć w ławce podczas lekcji. Na początku było znacznie trudniej i wciąż zdarzają się różne sytuacje. Czasami cudzoziemcy stanowią 1/3 uczniów, ale udaje się ich okiełznać i pokonujemy przeszkody, a nawet odnosimy sukcesy. Polskie dzieci coraz lepiej przyjmują uczniów z innych kultur. Wnoszą oni w życie szkoły nowy koloryt, prezentują swoje potrawy regionalne, stroje narodowe, zapraszają rodziców, by wspólnie uczestniczyli w niektórych uroczystościach szkolnych.
Bogumiła Lachowicz zastanawia się nad trudnościami w przyjęciu uchodźców z jeszcze innych rejonów świata i dostrzega dodatkowe problemy: – Jeśli uczeń nie zna alfabetu łacińskiego ani cyrylicy, a uczniowie z Syrii znają tylko język arabski, to jak się z nimi porozumieć? Najważniejsze na początek są intensywne kursy językowe. Aby uczyć arabskie dzieci, konieczna jest obecność asystenta kulturowego z tamtego rejonu, znającego język arabski i polski. Dzieci z Syrii przyzwyczajone są do surowego reżimu szkolnego, pamięciowego opanowywania treści szkolnych i braku interakcji z nauczycielem. Ponadto z pewnością będą naznaczone traumą po tym, co widziały w czasie wojny i ucieczki – to także nowa wiedza dla nauczycieli, którzy muszą nauczyć się metod pracy z nimi.
Przystanek Polska
Reklama
Niektórzy obcokrajowcy może i zostaliby w Polsce, ale czy znajdą pracę? Tracą siły, chęć do życia i niewiele mogą z siebie dać. Głównym problemem uczniów, ale i ich rodziców, jest tymczasowość – prawie wszyscy kierują się do krajów uznawanych za zasobniejsze, gdzie mają już rodziny, i tam zostają na stałe. Wielu z nich podlega deportacji do kraju pochodzenia, kraju, w którym po raz pierwszy legalnie przekroczyli granicę Unii Europejskiej (Konwencja Dublin II). Muszą tam pozostać, chyba że dostaną status uchodźcy. – Tylko te dzieci, których rodzice wiążą przyszłość z naszym krajem, uczą się polskiego. Dziwne jest dla mnie to, że czasami nie chcą się uczyć angielskiego, choć myślą o tym, by wyjechać z Polski – mówi dyrektor szkoły w Coniewie. Mniejsze zainteresowanie nauką wynika ze specyfiki kultury Kaukazu – ceni się tam przede wszystkim posiadanie rodziny, bycie ojcem rodu i bojownikiem. Uchodźcy chcą wyższego statusu materialnego, ale nie łączą go ani z kształceniem, ani z... Polską.
Nie wszyscy cudzoziemcy chcą przebywać w ośrodkach. Tylko w pierwszym półroczu 2015 r. wojewodowie przyjęli ponad 47 tys. wniosków o uznanie pobytu czasowego i stałego (to o 77 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku minionego!). W Polsce chcą przebywać głównie obywatele Ukrainy (ponad 28 tys.), a także Chin, Białorusi, Wietnamu, Rosji czy Indii. Ta grupa z pewnością chce poprawić swój status materialny.
Wiele osób opuszcza miejsca zamieszkania w poszukiwaniu spokojnej przystani i cierpi z tego powodu. Uniwersalnym rozwiązaniem problemu migracji jest zapewnianie bezpieczeństwa i godnego życia w krajach zamieszkania. Ale czy to realne?