Gdy 25 lat temu, 22 grudnia 1990 r., Ryszard Kaczorowski przekazywał insygnia władzy II Rzeczypospolitej, wydarzenie to nie zostało szczególnie dostrzeżone. Trwało zawirowanie polityczne po porażce Tadeusza Mazowieckiego i dymisji jego rządu, które wpisywało się w trudności życia codziennego związane z transformacją ustrojową.
Dodatkowo przekazanie odbyło się kilka godzin po zaprzysiężeniu Lecha Wałęsy, zwycięzcy wyborów prezydenckich, a część opozycji uznała działanie Kaczorowskiego za przedwczesne. W efekcie dziś nie doceniamy tego wydarzenia, a okoliczności, w jakich władze emigracyjne podjęły decyzję o przekazaniu insygniów i zakończeniu działalności, są mało znane.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bez pośpiechu
Czy za początek III RP można uznać klęskę komunistów w kontraktowych wyborach 4 czerwca 1989 r.? Niezupełnie: wprawdzie doznali druzgocącej porażki, ale jeszcze długo pozostali przy władzy. Z oddali lepiej widać, może dlatego w rządzie na uchodźstwie zwycięstwo kandydatów Solidarności przyjęto z radością, ale bez euforii.
Reklama
– Cieszy nas każdy kolejny sukces społeczeństwa niezależnego. Doceniamy celowość i potrzebę programu reform – mówił Kazimierz Sabbat, przedostatni emigracyjny prezydent, który jednocześnie zastrzegł, że rozmowy „okrągłego stołu”, gdy decydowano o kontraktowych wyborach, to efekt taktyki komunistów. Chodziło o podzielenie się z opozycją nie tyle władzą, ile odpowiedzialnością za rozwiązanie głębokiego kryzysu, a także o uspokojenie nastrojów.
– Partia oczekuje legalizacji ze strony opozycji – ostrzegał Sabbat. Rząd na uchodźstwie powinien działać aż do chwili, gdy Sejm zostanie wybrany w wolnych wyborach – uważał, oddając nastroje emigracji. Takie samo zdanie miała część opozycji w kraju.
– Insygnia miały być przekazane dopiero, gdy demokratycznie zostanie wybrany parlament. Wałęsę wybrano demokratycznie, ale Sejm wciąż był niedemokratyczny – zaznacza Kornel Morawiecki, wówczas lider Solidarności Walczącej, dziś poseł. – Rozmawiałem z ministrami rządu emigracyjnego; nie było zgody na pośpieszne przekazanie insygniów.
Gdy naród wybierze
Gdy w końcu września 1939 r. Władysław Raczkiewicz – pierwszy prezydent na uchodźstwie składał przysięgę i tym samym powoływał rząd emigracyjny, została zachowana – dzięki zapisowi w Konstytucji kwietniowej – ciągłość polskich władz. Zachowywano ją przez lata, choć mocarstwa zachodnie cofnęły uznawanie rządu emigracyjnego po układzie jałtańskim. Przez lata aktualne były słowa Raczkiewicza z czerwca 1945 r., gdy w orędziu do narodu zapowiedział, że przekaże urząd w ręce następcy powołanego w wolnych wyborach.
Reklama
– Uczynię to niezwłocznie, gdy naród będzie mógł takiego wyboru dokonać – mówił. Czy w 1990 r. nadeszła ta pora – zdania na emigracji były podzielone, a dyskusje zawzięte, co ukazują „Materiały do dziejów polskiego uchodźstwa niepodległościowego”, wydane po latach w Londynie.
Wydawało się, że dopóki rządził kontraktowy prezydent gen. Wojciech Jaruzelski, nie mogło być o tym mowy. W kwestii wolnych wyborów parlamentarnych władze RP na uchodźstwie z czasem przestały być takie stanowcze. Tym bardziej że naciskali w tej sprawie przyjeżdżający do Londynu wysłannicy kontraktowego premiera Mazowieckiego.
Wysłannicy z Warszawy
Jak podkreśla prof. Dariusz Matelski, do symbolicznego uznania przyszłej głowy państwa, wybranej w wolnych wyborach, wielokrotnie przekonywali emigrację krajowi politycy, m.in. Wiesław Chrzanowski, Leszek Moczulski i Aleksander Hall. Niechętne temu nastroje tonował Ryszard Kaczorowski, który został prezydentem po Kazimierzu Sabbacie, zmarłym na atak serca latem 1989 r. – jak podaje Matelski – po otrzymaniu wiadomości, że polski parlament wybrał Jaruzelskiego.
Duże wrażenie na emigracji zrobiła wypowiedź premiera Mazowieckiego na początku 1990 r., że chce stworzyć normalne warunki działania emigracji w Polsce – jak wszystkim Polakom. Jeszcze większe wrażenie zrobiły słowa kandydującego na prezydenta Wałęsy, wypowiedziane jesienią 1990 r. Pytany, czy ma zamiar kontynuować prezydenturę gen. Jaruzelskiego, czy Kaczorowskiego, wskazał jednoznacznie: – Polska państwowość niezniewolona przetrwała na uchodźstwie.
Naród decyduje
Reklama
Decyzji o przekazaniu insygniów do kraju nie podjęła Rada Narodowa RP, namiastka parlamentu emigracyjnego (jego członkowie uważali, że trzeba się wstrzymać do czasu wolnych wyborów sejmowych), lecz czynił to odgrywający kluczową rolę w Londynie prezydent Kaczorowski.
– Wola narodu jest najwyższym prawem, naród zdecyduje. Naród zadecydował, że chce mieć najpierw prezydenta. Nic nam nie pozostaje, tylko tę wolę narodu uznać. Nie są spełnione wszystkie warunki, ale mam nadzieję, że wkrótce odbędą się wybory do obu izb ustawodawczych – mówił w Radiu Wolna Europa. Jesienią 1990 r. sprawa była przesądzona, parowóz dziejów przyspieszał.
Kornel Morawiecki do dziś uważa, że Kaczorowski się pospieszył. – Narzucił to swoim autorytetem. Protestowaliśmy, bo warunki nawet symbolicznego przekazania władzy nie zostały spełnione, nie było wiadomo, kiedy odbędą się wybory. Mieliśmy o to do niego pretensje, mówiłem mu to. Niestety, uległ naciskowi układu „okrągłego stołu”, Wałęsy i jego otoczenia – mówi. – To nic nie zmieniło, a zaburzyło bieg wydarzeń. Silną legitymację otrzymał powstały bez demokratycznych wyborów rząd Jana Bieleckiego, odpowiedzialny za pośpieszną prywatyzację.
Władza w sercach
Kluczowe rozmowy na temat dalszych losów rządu emigracyjnego i insygniów prezydenckich odbyły się w połowie grudnia 1990 r. w Warszawie. Na spotkaniu przedstawicieli „Londynu” i polskich władz ustalono, że przekazanie insygniów i związanej z nimi ciągłości prawnej II RP odbędzie się 22 grudnia na Zamku Królewskim. Dekret rozwiązujący rząd emigracyjny prezydent Kaczorowski podpisał 20 grudnia.
– Przez długie lata od tragicznego roku 1939 insygnia te były zarówno naszym atutem, jak i symbolem wiary w odbudowę umęczonego kraju. Prawowite władze polskie poza granicami kraju przestały być uznawane przez obce kancelarie dyplomatyczne, były jednak one akredytowane w sercach polskich w ojczyźnie i na emigracji – mówił Kaczorowski na Zamku Królewskim, przekazując Wałęsie m.in. pieczęcie prezydenckie, sztandar prezydencki i oryginał Konstytucji kwietniowej.
Gdy 5 lat temu na Zamku Królewskim, w tej samej Sali Balowej, odbyły się uroczystości z okazji rocznicy tamtego wydarzenia, Ryszarda Kaczorowskiego musiała zastąpić jego żona Karolina. Wszyscy mieli w pamięci katastrofę smoleńską sprzed paru miesięcy, w której zginął ostatni prezydent na uchodźstwie, i jego słowa sprzed 25 już dziś lat.