To jedno z najniebezpieczniejszych miejsc dla katolików i generalnie dla chrześcijan na świecie. Na czarnej liście wyprzedza je tylko Korea Płn. W Somalii, bo o tym państwie mowa – choć państwem nazwać je trudno – jest tylko jeden kościół katolicki i nie ma żadnego księdza. Gdy na miejsce przybywa administrator apostolski – bp Giorgio Bertin i odprawia Mszę św., uczestniczy w niej co najwyżej 10 osób. Somalia to państwo dysfunkcyjne z władzą istniejącą tylko teoretycznie. Składa się na nie kilka nieuznawanych samozwańczych regionów. W jednym z nich – Somalilandzie znajduje się rekonsekrowany w styczniu br. kościółek pw. św. Antoniego z Padwy, który jest jednocześnie centrum działalności charytatywnej, choć i tę Kościół katolicki musi prowadzić w ukryciu, za pośrednictwem międzynarodowych organizacji świeckich. Występowanie pod własnym sztandarem byłoby zbyt niebezpieczne, wiązałoby się z pewnym atakiem milicji muzułmańskiej Al-Shabaab. W kraju rosną kolejne meczety, budowane z pomocą (czyt.: za pieniądze) petrodolarowego globalnego giganta – Arabii Saudyjskiej, która promuje skrajną, nawet jak na świat muzułmański, ideologię islamską, znaną jako wahabizm.
Administrator apostolski rezyduje na co dzień w sąsiednim Dżibuti, w którym panuje względna wolność. Ma pod opieką 5 tys. katolików, w większości zagranicznych pracowników. Miejscowych chrześcijan jest niewielu. Do pomocy bp Bertin ma 30 misjonarzy, którzy obsługują 2 kościoły i 4 stacje misyjne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu