Wycinanie i ozdabianie świątecznych kart, malowanie pisanek, opowieść o tym, czym jest Wielkanoc, i ostatnia wieczerza przy ogromnym stole w Wielki Czwartek, a śniadanie Wielkanocne we wtorek – tak wspólnie razem spędzają ten czas podopieczni Świetlicy „Anielisko” i Domu „Anielisko”. Miejsc, które przygarniają pokaleczone życiem, ale też uzdolnione i bystre dzieciaki, które dają im ciepło i poczucie bezpieczeństwa i stają się drugim, a dla szóstki dzieci tym najważniejszym domem. Oba miejsca łączy nazwa i wspólne korzenie – to dzieła wyrosłe z Mocnych w Duchu
Czterdzieści osób w Świetlicy i szóstka w działającym od trzech lat Domu. To bardzo wielka pomoc. Dla tych najmłodszych, bo do Świetlicy przychodzą sześcio- i siedmiolatki i dla tych starszych – już gimnazjalistów. Pomoc nie tylko dająca schronienie, ale też wsparcie przy odrabianiu lekcji czy czas w gronie rówieśników. Często wychowawcom i wolontariuszom udaje się wyciągnąć te dzieci do góry. Od czego to zależy? – Od charakteru – mówi Dorota Puchowicz, prezes podmiotu prowadzącego obie placówki (Stowarzyszenia „Mocni w Duchu”) i dobry duch całego „Anieliska”. To ona walczy o każdego z podopiecznych, o jego lepsze życie, o to, by sam zechciał. A te dzieciaki kochają swoją panią Dorotę, ciocię, czasem karcącą i surową, ale tak naprawdę mającą ogromne serce, serdeczność i cierpliwość dla nich. Bo czego potrzebują ci, którzy tu przychodzą? Ania, Kasia, Bartek, Dawid, Piotrek, Grześ czy Natan? – Najbardziej zauważenia – mówią wolontariusze pracujący z dziećmi. I poświęcenia im kilku chwil, by pokazały, jak pięknie coś namalowały, jak posprzątały czy spojrzenia na sprawdzian i zobaczenia ich sukcesu – czwórki i piątki z polskiego.
Reklama
Świetlica to dziennie kilka godzin. Ale i tak można wyłapać radości, smutki i problemy tych dzieci. Jednak największym sukcesem ludzi, którzy umieją dzielić się swoim czasem i którym drga serce na krzywdę drugiego człowieka, na ból, szczególnie dzieci, jest Dom „Anielisko”. Nie można powiedzieć, że ten dom działa. Bo to tylko pozbawione uczuć określenie. On żyje. Wchodząc tu, ma się od razu poczucie ciepła, jakim epatują jego mieszkańcy. Tak prowadzący to miejsce, jak i dzieci. W różnym wieku, z różnymi problemami, często po traumatycznych przejściach. Ich historiami można by obdzielić wielu. Ewa, Marysia, Damian, Kacper, Paweł i Bartek to nie są bezproblemowe dzieci. Zranione kiedyś wielokrotnie, teraz nieufnie podchodzą do ludzi, ale jednocześnie jest w nich tyle pragnienia miłości i ciepła, szczerości mimo zamknięcia, że nie można im tego nie oddać. Gdy słyszę opowiadaną przez dyrektor Domu Agnieszkę Pawlak historię wychodzenia z choroby najmłodszego, niespełna ośmioletniego Bartka, to wilgotnieją oczy. Ale gdy patrzy się na tego pogodnego, mądrego i otwartego chłopca, można się tylko uśmiechnąć i podziwiać determinację i upór Agnieszki i Doroty oraz współpracujących z nimi ludzi, że udało się tak pięknie wyciągnąć to dziecko. Skazane przez otoczenie i lekarzy na niepełnosprawność. Cud? Nieugięta postawa tych, którzy walczyli? Ogromna praca samego chłopca? A przede wszystkim Pan Bóg czuwający. Wszystko złożyło się na ten i wiele innych sukcesów. Dzieci są kochane, mają marzenia, potrafią barwnie opowiadać, cieszyć się z małych rzeczy.
Modlitwa, Msze św., zawierzenia, Msze o uzdrowienie. To też kształtuje te dzieci. I w tych przekazywanych przez opiekunów wartościach będą mieć mocne fundamenty. Święta sześcioro dzieci spędzi u rodzin wychowawców. Niektóre wyjadą poza miasto, najstarszy chłopiec do Płocka, jedna z dziewczynek do Bełchatowa. Tak jest w każdą Wielkanoc i każde Boże Narodzenie.
Jednak Anielisko to nie tylko święta. To także codzienność. A ta bywa trudna. Finansowanie w części przez MOPS obu placówek (dzieci mają różne zajęcia specjalistyczne adekwatnie do potrzeb) nie daje pokrycia wszystkich kosztów. Na wiele rzeczy po prostu nie starcza. Dom nie dostaje na swoich podopiecznych 500+. Takie bezduszne przepisy. Prowadzący to miejsce liczą więc na pomoc. Można ofiarować jeden procent, można dokonać wpłaty, można też pomóc w pracach remontowych lokalu. Potrzebna jest też chemia, kosmetyki dla dzieci, ręczniki, pościel, sztućce. Takie proste prośby, które każdy z nas po kawałku może spełnić.
Stowarzyszenie Ewangelizacyjno-Charytatywne „Mocni w Duchu” KRS 0000128582
Świetlica, ul. Sienkiewicza 60, Dom, al. Kościuszki 48. www.anielisko.pl .
2017-04-11 10:22
Ocena:+10Podziel się:
Reklama
Wybrane dla Ciebie
Józef Augustyn SJ: Wielki Tydzień w czasach epidemii
Wielki Tydzień przeżywany w czasie epidemii to dla chrześcijan szczególny czas, by dać szczere świadectwo o doświadczeniu Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego - pisze dla KAI o. Józef Augustyn, znany duszpasterz i rekolekcjonista. Zwraca uwagę, że nie chodzi o świadectwo dawane słowem ale nade wszystko działaniem, na które wskazuje sam Jezus: modlitwą, postem i jałmużną.
"Jakże można chełpić się własnymi sukcesami albo dać się zwieść z drogi, (...) jeżeli cierpienie, podejmowane w ziemskim życiu, jest współdziałaniem z Bogiem? (...) Oby Bóg przeprowadził nas łaskawie przez te czasy, lecz przede wszystkim niech nas prowadzi do siebie". Dietrich Bonhoeffer
Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową,
czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.
W ciągu
wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada
VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha,
Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą
do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd
Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści (
por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także
rozważa Jego Mękę.
To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia
palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił
się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja
wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie
starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana
Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co
poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę
i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go
w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy.
Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania),
gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła
się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela
Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki
Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do
liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej
wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły,
dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka)
. Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały
rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono
ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy
Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę
Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy
zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania
więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?).
Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę
Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje),
gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej
o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła.
Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się
opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza -
Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał
kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał
do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować,
iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła
przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi
w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu,
nadziejo nasza!".
Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano
Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję
do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka.
Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi)
nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził,
to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także
gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem
wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia
dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według
naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy
połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają
najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo
Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników.
Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty
w obrzędzie Środy Popielcowej.
Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas
coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby
nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: "
Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą -
ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza
w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego
i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata
i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej,
aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może
obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać
do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z
krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach
ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób.
A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie
daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy
zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
„Lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja” - to mantra w branży nieruchomości. Dla wielu katolickich rodzin tą wymarzoną lokalizacją stało się miasto Bismarck, stolica Dakoty Północnej. Przyciąga ludzi z różnych stron Stanów Zjednoczonych - informuje National Catholic Register.
Jak podkreśla Will Gardner, agent nieruchomości z Century 21, w ciągu ostatnich kilku lat coraz więcej rodzin decyduje się na przeprowadzkę właśnie tutaj, zwabionych wysokim poziomem katolickiej edukacji na University of Mary, dobrymi szkołami, aktywnymi parafiami i dynamicznym duchowieństwem.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.