Reklama

Rodzina

Tam, gdzie wzmógł się grzech…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ja dopiero teraz, po 30 latach od wzięcia ślubu, odkryłam, na czym polega małżeństwo – podzieliła się z nami Marta. – Wtedy nasz związek oparty był na ciągnięciu z siebie wzajemnych korzyści. To był przede wszystkim układ majątkowy. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Ślub mieliśmy kościelny, ale to dlatego, że taki był zwyczaj w rodzinie. Nasze małżeństwo rozpadło się po kilku latach. Wiem, że to ja się przyczyniłam do tego, iż mąż odszedł. Założył nową rodzinę. Ja też nie potrafiłam potem żyć sama. Dziś mamy dwoje dzieci z tego drugiego związku, który trwa już 18 lat. Przez tamte lata Pan Bóg coraz mniej mnie interesował, ale jak widać, nie zrezygnował ze mnie. Teraz chcę na nowo nawiązać relację z Nim, jakoś naprawić to, co się stało...

To nie jest spokojna przystań

Reklama

Podobnymi sytuacjami dzieliło się z nami bardzo wiele małżeństw cywilnych w powtórnych związkach po rozwodzie, które uczestniczyły w rekolekcjach „Spotkań Małżeńskich” przeznaczonych specjalnie dla nich. To są ludzie, którzy nie potrafili znaleźć rozwiązania swoich problemów inaczej niż przez rozwód. Zawarcie powtórnego związku było dla nich naturalne i oczywiste. „Nie udało się za pierwszym razem, może się uda za drugim” – argumentują. Ale we wszystkich znanych nam sytuacjach tamten związek tkwi w sercach jak zadra, jak niezaleczona rana. Teraz poszukują drogowskazów chrześcijańskiego życia. Chcą odnaleźć drogę do spotkania z Bogiem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Rośnie nasze zbliżenie do Boga – powiedziała jedna z uczestniczek naszych rekolekcji. – To sprawa ważna, ale i bolesna. Po rozwodzie zaczęłam się lękać Pana Boga, „obchodziłam Go szerokim łukiem”. Księży też. Miałam problem z poczuciem przynależności do Kościoła. Na tych spotkaniach po raz pierwszy zdecydowałam się rozmawiać z księżmi.

Barbara powiedziała podobnie: – Wyjechaliśmy z tych rekolekcji z poczuciem, że Bóg nas kocha, i chociaż nie da się cofnąć zaistniałej sytuacji, to jednak On będzie nas prowadził, jeżeli tylko my sami będziemy chcieli żyć bliżej Niego.

– Mamy świadomość życia w grzechu – stwierdził Ludwik – ale to nas nie oddala od Pana Boga i Kościoła.

Reklama

Uczestnicy naszych rekolekcji rozważają tematy dotyczące zarówno bezpośredniej więzi z Panem Bogiem, jak i zupełnie konkretnych problemów życia chrześcijańskiego. Ważne są uzdrowienie relacji ze sobą w ich aktualnym związku, ale także kwestia relacji ze współmałżonkiem, który odszedł lub którego samemu się opuściło. Ważne jest uzdrowienie więzi z dziećmi ze związków, które się rozpadły. Trafiają do nas na ogół ludzie, którzy przeżyli wyraźne dotknięcie przez Pana Boga, będąc już w powtórnym związku. Raduje nas każdy ślub kościelny po stwierdzeniu nieważności poprzedniego związku, ale ważne jest uświadomienie sobie, że brak stwierdzenia nieważności nie przekreśla zbawienia. Nie gorszy nas, jeżeli jakaś para nie decyduje się, przynajmniej na razie, na życie jak brat z siostrą. Bo każda para sama dojrzewa w swoich decyzjach. Nie popychamy, ale pokazujemy dialog ze sobą i z Panem Bogiem jako drogowskaz życia chrześcijańskiego. W „Spotkaniach Małżeńskich” towarzyszenie powtórnym związkom po rozwodzie nie polega na tworzeniu dla nich spokojnej przystani, która uwalniałaby od poczucia winy, ale na umocnieniu ich na drodze życia chrześcijańskiego.

– Zbliżam się do Pana Boga, ale nie mogę Go dotknąć. Wiem, że On mnie kocha, a ja Go nie mogę przyjąć. To jeszcze nie mój czas – powiedział Marek.

– W trakcie „Spotkań Małżeńskich” dla powtórnych związków po rozwodzie – podzielił się z nami ks. Piotr – zobaczyłem, że droga nawrócenia wcale nie jest prosta ani krótka. Nawrócenie jest jednak możliwe i rzeczywiście się dokonuje, chociaż jeszcze nie będzie rozgrzeszenia i sakramentalnej Komunii św. – jak w przypadku marnotrawnego syna, który podjął decyzję i wraca do domu ojca, lecz ma jeszcze kawał drogi przed sobą. Dzięki tej historii zobaczyłem nadzieję dla wielu par niesakramentalnych. Moim powołaniem jako księdza jest bycie pasterzem nie tylko dla tych, którzy są „blisko”.

O. Dariusz tak skomentował swoje uczestniczenie w naszych rekolekcjach: – Spotkałem ludzi przeoranych cierpieniem. Spotkałem ludzi, którzy poszukiwali sposobów na lepszą komunikację w małżeństwie, ale równie mocno szukali drogi spotkania z Bogiem. Nie szukali człowieka i ludzkiej mądrości, tylko Boga i Jego miłosiernej miłości. Spotkałem ludzi, którzy zmagają się ze świadomością życia w grzechu, a zarazem pokornych i świadomych cierpienia, które sami zadają. I co najbardziej przykre, niestety, ludzi często odrzuconych we wspólnocie Kościoła, bo „niewystarczająco porządnych”, by móc się zadawać z „porządnymi”.

Nie osądzać pochopnie

Reklama

Z wielkim szacunkiem i uznaniem odnosimy się do osób, które trwają w wierności małżonkowi sakramentalnemu, pomimo że odszedł. Rozumiemy jednak, że w wielu sytuacjach rozejście się małżonków cywilnych w powtórnych związkach mogłoby być kolejną rodzinną krzywdą. W większości sytuacji powrót do małżeństwa sakramentalnego nie jest możliwy, chociaż wyjątki się zdarzają. Z uznaniem słuchamy o takich wyjątkach, ale nie można ich przyjmować jako reguły postępowania.

Spotykamy się czasem z dzieleniem osób żyjących w powtórnych związkach na te skrzywdzone, które zostały porzucone, i te krzywdzące, które pierwsze odeszły. To bardzo uproszczony podział. Osoby obnoszące się ze swoją krzywdą często są nieświadome, jak bardzo same przyczyniły się do tego, że współmałżonek odszedł. Bolejemy, gdy słyszymy, jak – czasem nawet w sposób podświadomy – pokazują swoją wyższość albo wypierają własne poczucie winy ze swojej świadomości.

Czymś innym jest zawarcie ponownego związku ze świadomością zrywania z Panem Bogiem i Kościołem, a czymś innym rozpoznanie tego zerwania przez osoby dotąd religijnie obojętne lub wręcz niewierzące.

Reklama

Papież Franciszek w adhortacji „Amoris laetitia” pisze: „Osoby rozwiedzione, żyjące w nowym związku, mogą znaleźć się w bardzo różnych sytuacjach, które nie powinny być skatalogowane lub zamknięte w zbyt surowych stwierdzeniach, nie pozostawiając miejsca dla odpowiedniego rozeznania osobistego i duszpasterskiego. Czym innym jest drugi związek, który umocnił się z czasem, z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy” (nr 298). Z radością zauważamy, że Kościół coraz pełniej wnika w poszczególne sytuacje, coraz bardziej je rozeznaje. Teologia małżeństwa wciąż dojrzewa, nie zmieniając fundamentu, który położył Chrystus.

Osoby w powtórnych związkach, które przyjeżdżają na nasze rekolekcje, mają świadomość, że nie są w porządku wobec współmałżonka sakramentalnego, wobec obecnego małżonka cywilnego, że nie są w porządku wobec Pana Boga. Ta świadomość jest pierwszym krokiem w kierunku odnalezienia owych drogowskazów chrześcijańskiego życia. Ci, którzy twierdzą, że są w porządku, mają przed sobą jeszcze daleką drogę. Czasem przyjeżdżają na nasze rekolekcje ze złudną nadzieją na łatwe rozgrzeszenie. Ale po rekolekcjach, a zwłaszcza na dalszych etapach formacji, ich postawa się zmienia.

Duch tchnie, kędy chce

Reklama

– Zaczęłam szukać kontaktu z Bogiem, którego skreśliłam, gdy zawierałam związek cywilny, kontaktu z Kościołem, który skreślił mnie, tak przynajmniej wtedy uważałam – podzieliła się z nami Joanna. – Na początku szukałam sama. Mąż okopał się w domu, oznajmił, że jest niewierzący i sprawa go nie dotyczy. I wtedy dowiedziałam się o tych rekolekcjach. Mąż zgodził się pojechać, ale z dużymi oporami. W czasie rekolekcji uprzytomniliśmy sobie, że jesteśmy osobami, które mogą i powinny ze sobą rozmawiać. To był przełom w naszym życiu. Mój mąż nagle odnalazł obecność Boga w swoim życiu. Zaczęliśmy się razem modlić wieczorem, razem codziennie czytamy teksty z Pisma Świętego przewidziane na dany dzień. A mąż Joanny dodał: – Ważne było to, że potem uporządkowaliśmy relacje z naszymi rodzinami z poprzednich związków.

– Wypadek samochodowy uświadomił mi – podjęła temat Stanisława, druga cywilna żona Bogdana – że nie mamy za wiele czasu na uporządkowanie swoich spraw. W szpitalu uzmysłowiłam sobie, że jak umrę, to nie będę miała z czym stanąć przed Bogiem. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam się naprawdę modlić. Odczuwam wyraźnie wewnętrzny głos: uporządkuj swoje życie!

– Nikt nas nie potępił – powiedział Tadeusz po zakończeniu rekolekcji w Laskach. – Zaproponowano mi tylko: Zajrzyj do siebie, do środka, i zobacz, czy jesteś sam, czy też jest tam Ktoś jeszcze...

– Początkowo „Spotkania Małżeńskie” mnie rozczarowały, bo nie przyniosły tego, czego oczekiwałem. Ale dziś dziękuję za to, że tego nie znalazłem – powiedział Tomasz. – Odnalazłem ścieżkę do Boga i potrafiłem zaakceptować swoją sytuację w Kościele.

Towarzyszenie przez Kościół powtórnym związkom po rozwodzie nie jest żadnym „przyklepywaniem grzechu”, ale współpracą z Jezusem, który „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 12, 10). Imponują nam nieraz wiara i zawierzenie Panu Bogu tych osób. Są one dla nas często wzorem dbania o życie zgodne z przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Są świadectwem tego, jak ważny jest teraz Pan Bóg w ich życiu. To dowód na to, że Duch tchnie, kędy chce (por. J 3, 8), i że drogi Pana nie są naszymi drogami (por. Iz 55, 8). Żywy kontakt z tymi ludźmi powstrzymuje nas od ocen, „zimnych osądów zza biurka”, jak powiedziałby papież Franciszek. My sami umocnienie naszej wiary zawdzięczamy także ludziom żyjącym w powtórnych związkach po rozwodzie. Często widzimy, że naprawdę tam, gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska (por. Rz 5, 20). I dlatego, jak zacytowany wyżej Tadeusz, zachęcamy wszystkich niesakramentalnych: Zajrzyj do siebie, do środka, i zobacz, czy jesteś sam, czy też jest tam Ktoś jeszcze...

* * *

Irena i Jerzy Grzybowscy
Założyciele Spotkań Małżeńskich. Autorzy licznych publikacji dotyczących małżeństwa, przygotowania do małżeństwa i duchowości małżeńskiej. Rodzice dwóch córek

2017-05-17 09:43

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Boże Narodzenie - punkt zwrotny w życiu rodziny

Boże Narodzenie to punkt zwrotny w historii wszechświata. Czas osiągnął swoją pełnię. Tęsknoty się zrealizowały. Człowiek zyskał szansę zobaczenia swego człowieczeństwa w całej prawdzie i w pełnym blasku. Od tego momentu zaczął się liczyć nowy czas i wszystko, co nastąpiło potem, ma swoje odniesienie do tamtej chwili. O czymkolwiek chce się powiedzieć, określa się to jako wydarzenie „przed” bądź „po” narodzeniu Chrystusa. Od narodzenia Jezusa w Betlejem już dosłownie nic nie jest takie samo jak wcześniej. Nie można jednak zapomnieć o wyjątkowym trudzie, jakiemu musiała sprostać Święta Rodzina. Maryja rodziła w szopie - w najmniej sprzyjających warunkach. Jak wszystkie kobiety podlegała emocjom, więc miała prawo i miała podstawy, by się zastanawiać, czy to naprawdę Boża sprawa, czy naprawdę Bóg od Niej tego chce, jeśli zostawił Ją samej sobie, jeśli nie postawił na Jej drodze przyjaznego człowieka ani nie zatroszczył się - po ludzku sądząc - o tyle elementarnych spraw, niezbędnych w takiej sytuacji, a równocześnie nie usunął przeróżnych realnych zagrożeń, które mogłyby w jednej chwili przekreślić cały Jej trud. Oboje byli narażeni na spojrzenia ludzi, którym - choć nic z tego nie rozumieli - mogło się wydawać, że mają prawo osądzić, ośmieszyć i wykpić, a przynajmniej spoglądać na Nich z milczącym politowaniem. Jeżeli ten punkt zwrotny w historii wszechświata mógł zaistnieć, to tylko dlatego, że Maryja okazała się „kobietą mężną” - uwierzyła Słowu i pozostała wierna raz podjętej decyzji. Tylko dlatego, że oboje odważyli się wejść w nieznane i iść ufnie, wbrew wszelkiej logice, wędrując, „jakby widząc Niewidzialnego” (por. Hbr 11, 27). Nasza rodzina stanie się chrześcijańską rodziną, gdy naprawdę weźmiemy sobie do serca, że i dla nas nadszedł czas, aby Bóg w nas się poczynał, żył i rozwijał. Otwierając przed Nim nasze życie, zyskamy szansę zobaczenia swego człowieczeństwa w całej prawdzie i w pełnym blasku. Od tego momentu i dla nas zacznie się liczyć nowy czas. Czas rozwoju pośród przeciwności, niewygód i niedostatków. Czas szczęścia pośród trudu i walki. Przyjąwszy Chrystusa do swego życia i podjąwszy decyzję, że nasz dom będzie „domem dla Jezusa”, musimy jednak chcieć i rzeczywiście odnosić do Jezusa wszystko, co potem - kiedykolwiek - w naszym życiu nastąpi. Każdy musi sobie uświadomić, że „normalne życie” rozpoczyna się od momentu związania się głęboką zażyłością z Chrystusem, od przyjęcia Go do swego domu rodzinnego. Wtedy i w naszej rodzinie nastanie nowy porządek, zapowiadany przez proroków jako czasy niosące szczęście - porządek Ewangelii. Gdy Bóg narodzony w żłobie narodzi się w nas i gdy w nas dojdzie do głosu, wtedy już dosłownie nic nie będzie takie samo jak wcześniej. W rodzinie Maryi i Józefa nie było trudno zrozumieć, że Boże Narodzenie to nie tylko bardzo ważne, lecz dziejące się gdzieś daleko wydarzenie. Boże Narodzenie całkiem naturalnie doprowadziło do niewyobrażalnej wprost zażyłości z Bogiem. Widzieli Jego łzy i śmiech. Potem słuchali Go, rozmawiali z Nim, pomagali Mu i prosili Go o pomoc. Podporządkowali Mu całe swe życie rodzinne. Gdy był w niebezpieczeństwie - ratowali Go. Gdy płakał, czuli Jego łzy. Gdy się uśmiechał, ich świat nabierał innych barw. Gdy ludzie Go odrzucali, to oni czuli się odrzuceni. Wszystko było bardzo zwyczajne i proste, ale wszystko było z Nim i dla Niego. Oto teraz - hodie - Bóg się rodzi. Oto teraz Jego czas. Oto teraz Twój czas. „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień” (Rz 13,12). Nie wystarczy śpiewać melancholijnie, że w Betlejem „nie było miejsca”. Własny dom trzeba uczynić domem dla Jezusa.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio ze wschodu. Św. Leopold Mandić

[ TEMATY ]

święci

en.wikipedia.org

Leopold Mandić

Leopold Mandić

W jednej epoce żyło dwóch spowiedników, a obaj należeli do tego samego zakonu – byli kapucynami. Klasztory, w których mieszkali, znajdowały się w tym samym kraju. Jeden zakonnik był ostry jak skalpel przecinający wrzody, drugi – łagodny jak balsam wylewany na rany. Ten ostatni odprawiał ciężkie pokuty za swych penitentów i skarżył się, że nie jest tak miłosierny, jak powinien być uczeń Jezusa.

Gdy pierwszy umiał odprawić od konfesjonału i odmówić rozgrzeszenia, a nawet krzyczeć na penitentów, drugi był zdolny tylko do jednego – do okazywania miłosierdzia. Jednym z nich jest Ojciec Pio, drugim – Leopold Mandić. Obaj mieli ten sam charyzmat rozpoznawania dusz, to samo powołanie do wprowadzania ludzi na ścieżkę nawrócenia, ale ich metody były zupełnie inne. Jakby Jezus, w imieniu którego obaj udzielali rozgrzeszenia, był różny. Zbawiciel bez cienia litości traktował faryzeuszów i potrafił biczem uczynionym ze sznurów bić handlarzy rozstawiających stragany w świątyni jerozolimskiej. Jednocześnie bezwarunkowo przebaczył celnikowi Mateuszowi, zapomniał też grzechy Marii Magdalenie, wprowadził do nieba łotra, który razem z Nim konał w męczarniach na krzyżu. Dwie Jezusowe drogi. Bywało, że pierwszą szedł znany nam Francesco Forgione z San Giovanni Rotondo. Drugi – Leopold Mandić z Padwy – nigdy nie postawił na niej swej stopy.
CZYTAJ DALEJ

Zamach na Jana Pawła II w świetle fatimskiego orędzia

2025-05-13 08:01

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

Fatima

zamach

Włodzimierz Rędzioch

Dla Jana Pawła II Fatima nie była jedynie portugalskim sanktuarium ani wspomnieniem z dzieciństwa. Była żywym przesłaniem, duchowym kierunkowskazem, który papież odczytywał jako osobiste powołanie i misję wobec świata. W dramatycznych, ale też wzniosłych wydarzeniach swego pontyfikatu dostrzegał znaki opatrzności, które na nowo przypominały o pilnej potrzebie modlitwy, nawrócenia i pokoju.

13 maja 1981 roku, w chwili gdy Ojciec Święty pozdrawiał wiernych zgromadzonych na Placu św. Piotra, padły strzały. Był to dzień, który miał się zapisać nie tylko w historii pontyfikatu Papieża Polaka, ale także w duchowej mapie jego życia. Data zamachu - 13 maja - zbiegała się z rocznicą objawień Matki Bożej w Fatimie z 1917 roku. Zbieżność ta dla papieża nie była przypadkowa. „Jedna ręka strzelała, a inna prowadziła kulę" - powiedział później, wskazując na cudowne ocalenie jako dzieło Maryi.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję