Reklama
Okazuje się jednak, że cała niecodzienność pandemicznych realiów nie zahamowała życia – kulturalnego też. Gdy patrzę wstecz, na ostatnie 12 miesięcy, i widzę jak wszystko stanęło na głowie, nie mogę w żadnej dziedzinie sztuki spisać mijającego roku na straty. Owszem, odwleczono kinowe premiery megaprodukcji, ale to nie dziwi, ponieważ gigantyczne budżety hollywoodzkich produkcji muszą nie tylko się zbilansować, ale i przynieść krociowe zyski, jak choćby 25. część Jamesa Bonda, której premierę przesunięto na 2 kwietnia 2021 r. Będzie to ostatnia premiera z Bondem, w którego wciela się Daniel Craig. Reasumując: Nie czas umierać być może zobaczymy dopiero wiosną. Na wrzesień zaplanowała otwarcie Metropolitan Opera w Nowym Jorku, w dodatku bardzo spektakularnie, pierwszy raz bowiem zabrzmi w tej operowej jaskini lwa dzieło czarnoskórego kompozytora, jazzmana Terence’a Blancharda – Fire Shut Up in My Bones. W Polsce czeka nas natomiast prawdziwa kumulacja wydarzeń. W związku z Covid-19 planowany na miniony rok Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina został przeniesiony na 2021 r., czyli ten, w którym odbywa się zgodnie z planem Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Melomani będą mieli prawdziwy zawrót głowy, ponieważ Chopinowska uczta planowana jest między 2 a 23 października, a melomani wiolinistyki swoje święto będą mieć między 7 a 21 tego samego miesiąca. Sądzę, że warto trzymać kciuki, aby jedynym zmartwieniem była kolizja terminów.
Cóż, po dziwnym koncertowym roku, w którym liczne imprezy zostały odwołane, a życie na miesiące trafiło do internetu, czuć, że zarówno fani, jak i sami artyści aż łakną wzajemnego spotkania. Nic dziwnego – sztuka to kontakt twórcy z odbiorcą, i nawet najszybsze łącze nie zastąpi ducha wspólnoty w czasie tego, co się dzieje na linii wykonawca – meloman. Śledziłem życie w sieci, cieszyła mnie otwartość producentów festiwali i to, jak z jednej strony w desperacji, a z drugiej – nie chcąc zawieść swoich bywalców, transmitowali w sieci wydarzenia gwiazd. Bywało, że w tym samym czasie kilka festiwali konkurowało ze sobą, co skutkowało tym, że gwiazd słuchało po 70, a w porywach 100 osób na kanałach popularnego medium społecznościowego. Tym bardziej przerażające było dla mnie to, że na równoległych kanałach hurtownie towaru azjatyckiego i tureckiego, w tym samym czasie, skupiały na aukcjach odzieży po kilkaset osób. Ale odłóżmy smutki na bok.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dla mnie 2020 r., przy pełnej świadomości tego, jak bardzo dotknął on całą artystyczną branżę, to również rok debiutu Dominika Wani albumem Lonely Shadows pod szyldem legendarnej wytwórni ECM (tej samej, dla której nagrywał m.in. Tomasz Stańko). Jakby tego było mało, w tym samym wydawnictwie Marcin Wasilewski wydał krążek z gigantem, Amerykaninem, mistrzem saksofonu – Joe Lovanem (Arctic Riff). Z entuzjazmem opisywałem Państwu album Joachima Mencla Brooklyn Eye. To również owoc 2020 r., w dodatku świetnie przyjmowany na całym świecie, nierzadko uznawany za album roku!
Ale 2020 r. to również rok przełomu – 1 grudnia na rządowych stronach przeczytaliśmy: „Zgodnie z informacją zamieszczoną 22 października na stronie MKiDN jeszcze w grudniu ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego zostanie wpisana do rządowego wykazu prac legislacyjnych. (...) Projekt jest systemową regulacją, która cywilizuje warunki bytowe twórców, aby zbliżyć je do rozwiązań od dawna obowiązujących w krajach europejskich. Ustawa m.in. tworzy fundusz ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych dla artystów oraz określa źródła finansowania tego funduszu (głównym źródłem są środki pozabudżetowe z tzw. opłaty reprograficznej, przy gwarancji budżetu państwa”.
Cóż można tutaj napisać, od lat informujemy o tym czytelników i apelujemy o konkretne działania. Chyba jedynie można napisać: uff, lepiej późno niż wcale! A ja Państwu życzę normalności i zdrowia w rozpoczynającym się 2021 r.