Taniec pogo to dość chaotyczne wzajemne odbijanie się od siebie, przepychanki w podrygującym tłumie. Ale „pogo” to także skrótowiec od pogotowia ratunkowego, w którym autor pracował ładnych parę lat. Doświadczenia opisał także po to, żeby się wygadać, może wytłumaczyć się, dlaczego musiał odejść. To wstrząsający, precyzyjny opis, pokazujący, jak praca ratownika medycznego (w której – jak twierdzi autor – dwa słowa są zakazane: powołanie i bohaterstwo) wypala i zużywa człowieka. Jakub Sieczko przedstawia wprost, jaką cenę płaci młody lekarz przepełniony chęcią ratowania ludzi za ciągnięcie przez miesiące całodobowych dyżurów. Opisuje podskórne życie miasta – bez filtra i pudru – pełnego nie widowiskowego, lecz cichego cierpienia, o którym wielu z nas nie ma pojęcia. „Nikt nie zabierze mi satysfakcji z uratowania czyjegoś życia. Ale na takiej satysfakcji nie można jechać do końca życia” – powiedział w wywiadzie Sieczko, który pracuje teraz... w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Jak zaznaczył, charakteryzuje się ono zupełnie inną specyfiką pracy niż karetka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu