Gdy przeglądałem kilka dni temu internet, natknąłem się na Kalendarz świąt nietypowych. Przyporządkowanych jest w nim do każdej daty przynajmniej kilka różnych „Dni”, które wydaje się, że mają rangę obchodów świątecznych. I tak np. 2 grudnia obchodzimy Światowy Dzień Walki z Uciskiem, ale też Dzień Placków oraz Dzień Sztucznego Futra. Z kolei dzień później obchodzony jest jako Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych, a także jako Światowy Dzień Majsterkowicza. 17 grudnia obchodzony jest Dzień bez Przekleństw i Dzień Rozmów Twarzą w Twarz, a 24 grudnia powinno się świętować Dzień Raju. Kuriozalne są też zestawienia „świąt” w ostatnich dniach roku. Pod datą 28 grudnia kalendarz zamieszcza Dzień Pocałunku, ale też Dzień Gry w Karty, zaś 30 grudnia – Dzień Serka Wiejskiego. Autorzy kalendarza odnotowują, że 31 grudnia to... Dzień bez Bielizny. Z ulgą zauważyłem, że w uroczystość Bożego Narodzenia, 25 grudnia (której kalendarz nie zauważa), nie świętuje się np. Dnia bez Skarpetek czy Dnia Pozdrawiania Brunetek (bo i taki „Dzień” obchodzony jest, według wspomnianego kalendarza, 21 grudnia).
Kalendarz świąt nietypowych to swego rodzaju żart, zabawa, choć pośród dość cudacznych okazji do świętowania wymienia on również dni świąteczne oficjalnie ustanowione przez różne agendy ONZ-owskie i międzynarodowe organizacje. Tak czy inaczej wspomniany Kalendarz świąt nietypowych zawiera rzeczy ważne, nieważne, poważne i niepoważne. Tymczasem, jak powiedział jeden ze współczesnych publicystów: „Jeśli wszystko jest ważne, to znaczy, że nic nie jest ważne”. Kościół odkrył to już wieki temu, systematycznie „odchudzając” swój Kalendarz Liturgiczny i usuwając z niego co rusz dodawane imiona świętych, patronów, dawne obrzędy i zwyczaje, które z upływem wieków – zapomniane i niepraktykowane – zaciemniały tylko to, co niegdyś starały się wyrazić. Ostatnią reformę Kalendarza Liturgicznego dokonano kilkadziesiąt lat temu, choć pierwsze systematyczne korekty kalendarza były już dziełem św. Piusa V w XVI wieku, a zastosowane wtedy cięcia były znacznie bardziej drakońskie niż soborowa reforma Pawła VI.
Powoli dobiega końca Adwent, czas duchowego przygotowania do przeżycia Bożego Narodzenia. Czym powinno być to przygotowanie: dodawaniem i mnożeniem czy odejmowaniem i dzieleniem? Może więc, gdy zastanawiamy się, czego nam jeszcze brakuje do dobrego przeżycia nadchodzących świąt, co jeszcze by się przydało, czego jeszcze nie mamy, co powinniśmy dokupić, co należałoby jeszcze zamówić w internecie, by doszło na czas – warto zadać inne pytania: z czego moglibyśmy w tym roku zrezygnować? Co moglibyśmy odjąć, czym się podzielić?... Pytanie to ma sens nie tylko w odniesieniu do rzeczy materialnych. Być może w tym roku komuś z nas uda się coś z siebie „zrzucić”, czegoś się wyzbyć, od czegoś odciąć, pozostawić coś, co wlecze się za człowiekiem od tygodni, miesięcy, lat, i poczuć się lżejszym, wolniejszym, a tym samym szczęśliwszym. Czasem takie duchowe bądź materialne „odchudzenie” jest w stanie przywrócić nam zdrowie... i radość. Doprawdy, tyle niepotrzebnych i nieistotnych spraw, rzeczy, powiązań czy przyzwyczajeń wleczemy za sobą przez życie. Polski filozof Henryk Elzenberg napisał niegdyś, że wielkość naszego życia mierzy się nie zbiorem wartości, które zaliczyliśmy, lecz zbiorem tych, z których zrezygnowaliśmy w imię wyższych wartości. Także dojrzałość chrześcijańska przejawia się raczej w odejmowaniu niż dodawaniu, w dzieleniu niż mnożeniu. Ostatecznie przecież i sam „Bóg porzucił szczęście swoje. Wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje”…
Pomóż w rozwoju naszego portalu