Reklama

Niedziela w Warszawie

Cud narodzin i zwycięstwo nadziei

Choć ta historia w swoich wielu wymiarach związana jest z tajemnicą Wielkiej Nocy, to jednak wpisuje się także w kontekst Bożego Narodzenia. Przypomina o ucieczce przed okrucieństwem Heroda wobec młodzianków. Bo i dziś najmniejsi muszą przed nim uciekać.

Niedziela warszawska 52/2023, str. IV-V

[ TEMATY ]

rodzina

Archiwum rodzinne

Adrianna i Mateusz Wywiałowie z dziećmi: Wilhelmem, Marysią, Jankiem i Zosią

Adrianna i Mateusz Wywiałowie z dziećmi: Wilhelmem, Marysią, Jankiem i Zosią

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dobrze wiedzą o tym państwo Adrianna i Mateusz Wywiałowie, rodzice czwórki dzieci: Wilhelma, Marysi, Janka i Zosi. Święta Bożego Narodzenia 2016 r. były dla nich czasem wyjątkowego oczekiwania oraz szczególną próbą miłości i zawierzenia.

– Rozpoczęliśmy wtedy nowennę pompejańską. Towarzyszyła nam szczególna intencja. Byłam wtedy w drugiej ciąży z naszą córeczką Marysią. Kilka tygodni wcześniej, będąc w szóstym tygodniu ciąży, usłyszeliśmy diagnozę: ciąża jest martwa – mówi pani Adrianna, która sama jest lekarzem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Triploida nie daje szans

Pani Adrianna trafiła na SOR z krwawieniem, gdzie usłyszała, że „płód się nie rozwija”. Po tygodniu miała zgłosić się na kontrolę, aby sprawdzić, czy ciąża poroni się sama czy będzie konieczna interwencja chirurgiczna. Kolejny lekarz zobaczył coś więcej.

– Widać było dziecko z bijącym serduszkiem, co dawało nam nadzieję. Natomiast wielokrotnie większy od dziecka był guz, który wyrastał z łożyska i wchodził do pęcherza płodowego. Na kolejnej wizycie już jednoznacznie oceniono, że jest to nowotwór łożyska, a lekarz zaprosił mnie na kolejny dzień na zabieg tzw. aborcji – opowiada nasza rozmówczyni.

– Dla nas od samego początku było to absolutnie nie do przyjęcia. Dziecko żyło i to było najważniejsze – podkreśla pan Mateusz.

Reklama

Kolejny lekarz, wykonując USG, potwierdził nowotwór. Zobaczył żyjącą Marysię, ale też drugie dziecko, które już nie żyło. Diagnoza była oczywista. Prawie 100% takich ciąż obumiera w pierwszym trymestrze. Mama uzgodniła z lekarzem, że gdyby dziecko obumarło, zgłosi się wówczas na zabieg chirurgiczny. Co tydzień wykonywano kontrolne USG, aby sprawdzić, czy dziecko jeszcze żyje…

– Ale dziecko żyło, rosło i wyglądało prawidłowo. Natomiast nowotwór się powiększał, powodując dość mocne krwawienia. W czasie jednego z takich krwotoków, w 11. tygodniu ciąży, trafiłam do szpitala. Lekarze bardzo dziwili się, że nie chcę dokonać aborcji. Najpierw rozmawiał ze mną ginekolog i próbował mnie przekonać, że dziecko i tak nie ma szans, i tak umrze. Następnie wysłano onkologa, który tłumaczył, jak duże jest to ryzyko dla mnie, że nie ma sensu poświęcać się, bo dziecko i tak nie ma szans na przeżycie – wspomina mama.

Aborcja – to oczywiste!

W tamtym czasie obowiązywała jeszcze przesłanka eugeniczna do aborcji. Było duże prawdopodobieństwo, że Marysia ma wadę genetyczną, triploidę, czyli potrójny zestaw chromosomów, a nie prawidłowy, czyli podwójny.

– Tak naprawdę diagnoza tego nowotworu równa się diagnozie triploidy. Jako lekarz, szczerze mówiąc, nie liczyłam na żaden cud. Zdawałam sobie sprawę, jak jest i że dziecko prawdopodobnie umrze przed porodem. Ale w żaden sposób nie chciałam się przyczynić do jego śmierci – wyznaje pani Adrianna.

Kiedy pewne środowiska mówią o tym, że w Polsce nie ma prawa do aborcji, że trzeba o to prawo walczyć, w przypadku rodziny państwa Wywiałów było tak, jakby to było oczywiste. Nikt nawet nie pytał, czy kobieta chce aborcji, czy nie. Od razu zakładano, że podejmie się taką procedurę, niemalże na zasadzie: „Pobierzemy pacjentowi krew”.

Reklama

– Było ogromne zdziwienie, kiedy powiedziałam, że nie wyrażam zgody. A przecież nawet gdy jest jakaś większa interwencja, np. operacja, to lekarz pyta o zgodę. Gdybym sama nie zaprotestowała, to prawdopodobnie po prostu przygotowano by salę zabiegową. To było pierwsze, co mnie uderzyło, że zdanie matki spotyka się ze zdziwieniem, szokiem, że próbuje się ją ośmieszać i zastraszać – zauważa pani Adrianna. – Spodziewam się, że gdybym poszła do przychodni w 11. tygodniu ciąży i powiedziała po prostu, że nie chcę tego dziecka, miałabym większe zrozumienie i wsparcie niż wówczas, gdy okazało się, że dziecko ma chorobę letalną, która zagraża mojemu życiu i że chcę utrzymać ciążę.

Wsparciem dla naszej rozmówczyni był mąż i tylko mąż. Bo także rodzinie było bardzo trudno zrozumieć tę decyzję. Naciskano, bo jeśli ta ciąża miałaby doprowadzić do śmierci, to kobieta pozostawi męża i osieroci syna.

– Ale przecież tam też było moje dziecko. Ostatecznie dla syna lepiej byłoby zostać sierotą niż mieć matkę mordercę – zaznacza nasza rozmówczyni.

Kobieta zgłosiła się do Poradni wad płodu przy ul. Karowej. Tam zaczęło się spokojne oczekiwanie. Najpierw było to oczekiwanie na… śmierć dziecka.

– Markery nowotworowe bardzo rosły w pierwszym trymestrze ciąży. Następnie zaczęły powoli spadać, a objętość guza zmniejszać się. W okolicach 13. tygodnia ciąży, a było to między Bożym Narodzeniem a nowym Rokiem 2016 r., na USG tzw. genetycznym dziecko wydawało się zdrowe. Ale wciąż nie było wiadomo, czy przeżyje – opowiada mama.

I cud się dokonał!

Rodzice zaczęli odmawiać nowennę pompejańską. Tak naprawdę jedną po drugiej. Aż rozpoczął się 28 tydzień ciąży. Był Poniedziałek Wielkanocny 2017. Rankiem rozpoczął się poród.

Reklama

– Z Bemowa na Powiśle normalnie jechało się ok. godzinę. Mąż pokonał tę trasę w 8 minut – śmieje się pani Ada. – Po kilku godzinach Marysia przyszła na świat. Nie wyglądało na to, aby miała mieć jakąś wadę genetyczną. Potwierdziło to badanie kariotypu. Wydawało się, że doświadczyliśmy cudu! – mówią Państwo Wywiałowie.

Można powiedzieć, że przez pierwsze siedem dni Marysia była zdrowa. Miała natomiast problem z wydaleniem smółki, przez co wdało się zakażenie i dziewczynka dostała wstrząsu septycznego. USG główki wykazało masywny krwotok w tylnej jamie czaszki. Marysię przewieziono do Centrum Zdrowia Dziecka. Po TK neurochirurg z neonatologiem stwierdzili, że dziecko nadaje się do terapii paliatywnej, a rodziców zachęcano do odstąpienia od uporczywej terapii.

– Po tym, co już przeszliśmy, nie chcieliśmy się poddać. Neonatolog, powiedział, że przez następne dni będą nas przygotowywać do tego, żebyśmy się z dzieckiem pożegnali, a oni będą odstępować od uporczywej terapii. Mieliśmy jednak szczęście, że był to weekend majowy. Nie było lekarza prowadzącego, więc decyzję odraczano. Marysia spędziła w CZD 2,5 miesiąca, będąc poddawana różnym diagnozom i zabiegom – opowiadają rodzice.

Uszkodzenia mózgowia u Marysi były bardzo duże. Na skutek wylewów Marysia straciła móżdżek i znaczną część pnia mózgu. W wieku około roku, rozpoznano u Marysi mózgowe porażenie dziecięce. Dziewczynka wymagała szerokiej pomocy terapeutycznej.

Reklama

– Po kilku latach szukania odpowiedniej terapii postanowiłam połączyć moje doświadczenie matki dziecka niepełnosprawnego z doświadczeniem zawodowym. Z mężem założyliśmy Neuroneo, czyli Centrum Terapii Neurologicznej, w którym zaczęliśmy przyjmować najpierw dzieci z każdą niepełnosprawnością pochodzenia neurologicznego a teraz także dorosłych. Marysia, pod opieką specjalistów ośrodka, po 3-4 miesiącach nauczyła się sama siedzieć. To był ogromny sukces i kolosalna zmiana! – zaznacza mama Marysi.

Dziewczynka jest pociechą swoich rodziców i rodzeństwa. Uwielbia czytać, jeździć konno. Jest uzdolniona muzycznie, kocha śpiewać. Łączy w sobie radość zwycięstwa – cudu narodzin wbrew beznadziejnej diagnozie i sprzeciwów natrętnych herodów; zwycięstwa Życia, które pokonuje śmierć i jej promotorów.

Historia Marysi jest w końcu mocną ilustracją historii zbawienia, w której te dwa misteria: Wcielenia i Zmartwychwstania, stanowią niepodzielną jedność wiary i nadziei chrześcijańskiej.

2023-12-19 17:15

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Skworc do małżonków: Rodzina niezastąpioną wychowawczynią do życia w pokoju

[ TEMATY ]

rodzina

abp Wiktor Skworc

Adobe Stock

– Rodzina jest pierwszą i niezastąpioną wychowawczynią do życia w pokoju – powiedział abp Skworc podczas Mszy w intencji małżonków obchodzących jubileusze i rocznice małżeńskie. Eucharystia sprawowana pod jego przewodnictwem w katedrze Chrystusa Króla była liturgiczną inauguracją 15. edycji Metropolitalnego Święta Rodziny.

W homilii metropolita katowicki przypomniał, że u początku związku małżeńskiego „było spotkanie w wierze z Jezusem Chrystusem”. – Dzisiaj w dniu świętowania jubileuszu lub rocznicy zawarcia sakramentu małżeństwa również Go spotykacie w tajemnicy Eucharystii, która jest dziękczynieniem Bogu przez Chrystusa w Duchu Świętym oraz wejściem w ofiarę i ucztę Jezusa Chrystusa, naszego Zmartwychwstałego Pana, pozdrawiającego Was słowami „Pokój Wam” – powiedział.
CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników. Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę... Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego. W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.
CZYTAJ DALEJ

Budujmy nadzieję

2025-05-15 15:16

[ TEMATY ]

Laudato si'

Tydzień Laudato Si'

ks. Zbigniew Kucharski

Łukasz Frasunkiewicz

O teologii stworzenia, ekologii, papieżu Franciszku, św. Janie Pawle II, Tygodniu Laudato si

Rozpoczęcie obchodów Tygodnia Laudato si w niedzielę 18 maja br. zbiega się z 105. rocznicą urodzin św. Jana Pawła II-go. Warto zauważyć, że ma to swój kontekst historyczny. Św. Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu wielokrotnie odnosił się do teologii stworzenia i ekologii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję