To fakt. Gdyby nawet Ewangelie nie podały tej wiadomości, to sam fakt braku Chrystusa pośród nas wskazuje na to, że wstąpił do nieba. To prosta konsekwencja tych prawd Credo, którymi zajmowaliśmy się do tej pory.
Jeśli samo Wniebowstąpienie nie jest niczym zaskakującym, to fakt oczekiwania na to wydarzenie przez 40 dni domaga się wyjaśnienia. Zwykłe nasze przewidywania nakazują nam pisać inny scenariusz tych wydarzeń. Możemy sobie wyobrazić, że Jezusowi po Jego zmartwychwstaniu wystarczyłby jeden dzień, aby zebrać gromadkę swoich uczniów i zostawić im ostatnie polecenia. Ale przecież Ewangelie wyraźnie mówią nam o 40 dniach Jego przebywania z uczniami. Czym mogło być spowodowane to opóźnienie odejścia do nieba?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Gdy przyjrzymy się fragmentarycznym wieściom na temat tego, co się działo w tym okresie, możemy dojść do kilku wniosków. Po pierwsze – Jezus chciał, aby Jego uczniowie byli wiernymi świadkami Zmartwychwstania. Być może znamy to z własnego doświadczenia, że osoba, która otrzymuje nagle bardzo ważną wiadomość, dobrą lub złą, nie ma najlepszej dyspozycji do tego, aby opisać to, co właśnie się wydarzyło. Wywiera to bowiem na niej tak mocne wrażenie, że umysł ulega jakby zaciemnieniu, pamięć nie działa najlepiej i łatwo może się mylić. Gdyby więc Chrystus wstąpił do nieba natychmiast po swoim zmartwychwstaniu, mogłoby się zdarzyć, że w umyśle Apostołów pozostałoby coś w rodzaju łatwo zacieralnego wrażenia. Pan Jezus nie chciał do tego dopuścić. Wykorzystał więc nieobecność Tomasza podczas pierwszego zjawienia się w Wieczerniku i jego zwątpienie do tego, aby następnym razem kazać mu włożyć palce w rany i rękę do boku. Chrystus przebywał więc 40 dni w towarzystwie Apostołów, aby byli całkowicie pewni Jego największego cudu.
Innym motywem mogła być chęć stopniowego, powolnego rozstawania się ze swoimi uczniami. Pamiętamy, jak zmartwychwstały Chrystus ukazał się w ogrodzie Marii Magdalenie i powiedział jej: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” (J 20, 17). Chciał wyraźnie dać jej do zrozumienia: nie martw się, jeszcze wiele razy Mnie zobaczysz. Uwydatnia się w tym wielka delikatność Jezusa wobec swoich bliskich i troska o nich. On wie, że po Jego odejściu do Ojca czekają ich wielkie problemy i cierpienia. Rozumiejąc ich słabość, pozostał z nimi jeszcze 40 dni. Podobnie jak bywa w naszym życiu, kiedy na dłużej żegnamy się z naszymi bliskimi i staramy się odwlec moment pożegnania.
Reklama
Trzecim motywem dłuższego pozostawania Chrystusa ze swoim uczniami mogła być ich ociężałość umysłowa, tzn. ogromna trudność w zrozumieniu tego, co się działo. Gdy prześledzimy działalność publiczną Jezusa, znajdziemy na to wiele dowodów. Nawet w czasie Ostatniej Wieczerzy nie potrafili właściwie odczytać i uporządkować Chrystusowego nauczania, a w czasie Męki w ogóle pozostawili Go samego. Dlatego teraz Jezus pragnie ich dokładnie poinstruować, co mają czynić. Poleca im więc, aby szli na cały świat, nauczali wszystkie narody i czynili sobie nowych uczniów. Piotrowi zaś powierza pasterzowanie nad całą owczarnią. Z pewnością Chrystus wytłumaczył Apostołom jeszcze wiele innych kwestii, aby byli w stanie podjąć i w pełni realizować misję budowania królestwa Bożego, kiedy On odejdzie już do Ojca.
Gdy więc doprowadził to wszystko do końca, w obecności swoich uczniów zgromadzonych na Górze Oliwnej, uniósł się w górę, do nieba. Czy mamy zatem wnioskować z tego, że niebo znajduje się gdzieś w górze, ponad nami? W sposób bardzo uproszczony można by tak powiedzieć. Jeśli jednak myślimy o niebie jako o czymś umiejscowionym gdzieś hen, wysoko, to nie zapominajmy, że posługujemy się ludzkim sposobem myślenia ograniczonym przez trzy wymiary. Stwierdzenie „wstąpił na niebiosa” zawiera o wiele bogatszą treść, która przekracza zdolności poznawcze naszego rozumu. Chodzi tu bowiem nie o miejsce, lecz bardziej o stan, o całkowicie nowe istnienie, w którego poznaniu nasze zmysły są bezradne. Uczniowie widzieli tylko, jak Chrystus się unosił i jak przykrył Go obłok. Co natomiast stało się po drugiej stronie tego obłoku, dowiemy się dopiero wtedy, gdy sami opuścimy tę ziemię.
Reklama
W obecnej chwili o wiele bardziej interesujący i pożyteczny jest dla nas wymiar moralny tej sceny. Można by ją interpretować na wiele uzupełniających się sposobów, my jednak posłużmy się tłumaczeniem pewnego świętego kapłana francuskiego, który żył w XVII wieku. Otóż twierdził on, że Wniebowstąpienie było dla niego najbardziej ulubioną tajemnicą z całego życia Jezusa. Była to bowiem jedyna tajemnica, która pozwalała myśleć o radości, jaką wniebowstąpienie winno było sprawić Chrystusowi, a nie nam. Czy Jego narodzenie w stajence betlejemskiej, męka i śmierć, a nawet samo zmartwychwstanie są tajemnicami, które powodują w nas radość i wdzięczność? Bo przecież dzięki nim zostały nam przebaczone grzechy, rozwiany został raz na zawsze strach przed śmiercią. Radujemy się, co prawda, świętami Zmartwychwstania, lecz jest to radość naznaczona pewnym naszym egoizmem. Tak przynajmniej twierdził ów francuski kapłan.
Wniebowstąpienie natomiast daje nam jedyną okazję do bezinteresownej radości. Możemy czuć się szczęśliwi, bo nasz Pan powraca do swojego Ojca. Tylko Chrystus, Ten, który „wyszedł od Ojca”, może do Niego powrócić (por. J 16, 28). W ten sposób zamyka się krąg, dopełnia się to, co zostało rozpoczęte w zstąpieniu z nieba przez Wcielenie, kiedy to Syn Boży stał się człowiekiem. Wniebowstąpienie nie oznacza jednak, że Jezus zrezygnował z człowieczeństwa. On pozostał jednym z nas i otwiera nam drogę do chwały Boga. Jak przypomina najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego, „człowieczeństwo pozostawione swoim własnym siłom naturalnym nie ma dostępu do «domu Ojca» (J 14, 2), do życia i do szczęścia Bożego. Jedynie Chrystus mógł otworzyć człowiekowi taki dostęp” (n. 661).
Z woli Ojca Jezus jest Panem całego świata, wszelkiego stworzenia. Wyrażamy tę prawdę, gdy mówimy, że „siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego”. To znowu metafora, przy pomocy której chcemy wyrazić wielką prawdę. Kiedy przyglądamy się uroczystym przyjęciom, widzimy, jak wielką wagę przywiązuje się do tego, aby najważniejszego gościa posadzić z prawej strony gospodarza. Niech ten obraz pomoże nam zrozumieć największą godność naszego Pana, który zasiadł po prawicy swojego Ojca. Obdarzony największą mocą króluje wiecznie Ten, który jest także człowiekiem, który doskonale wie, co to cierpienie i wystawianie na pokuszenie, i który pragnie, abyśmy podążali za Nim w kierunku nieba i byli przez całą wieczność blisko Niego. Wierzymy, że przebywanie Jezusa u Ojca jest dla nas wszystkich zapewnieniem, iż razem z Nim mamy w niebie ojczyznę (por. Flp 3, 20). To daje oparcie i pozwala nam tak ułożyć sobie życie, aby wraz z nami wielu ludzi mogło odzyskać nadzieję i ufność.
Autor jest dogmatykiem, profesorem KUL, redaktorem naczelnym czasopisma Teologia w Polsce.