Na terenie diecezji w pracowni artysty malarza Andrzeja Boja Wojtowicza w Borowicach powstał niedawno nowy jego wizerunek. Warsztat powstania tego obrazu jest niezwykły.
Inspiracja
– Pomysł namalowania obrazu został zainicjowany wtedy, kiedy mogłem gościć u siebie misjonarza Benona Wylegałę, który należy do Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II, a zarazem jako założyciel Filmowego Ruchu Ewangelizacyjnego, prowadzi rekolekcje filmowe. Zapytał mnie wtedy, czy nie namalowałbym obrazu św. Andrzeja Boboli, bo sam jeździ po Polsce z relikwiami świętego i taki obraz towarzyszący tym rekolekcjom, byłby jakąś spójną całością – mówi artysta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Do źródeł
– Zacząłem zastanawiać się nad tym. Najpierw zrobiłem kwerendę i to, co zobaczyłem, było nijakie. Stwierdziłem więc, że czas się zmierzyć z nowym wizerunkiem. Pojechałem do Narodowego Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Tam rysowałem jego czaszkę z relikwiarza. Jest to stara metoda. Np. Matejko malował Kazimierza Wielkiego mając dostęp do otwartych wtedy grobowców. Stąd i to moje rysowanie polegało na wyznaczeniu pewnych charakterystycznych punktów, które potem podlegały dalszej obróbce. Odwiedziłem też sanktuarium św. Andrzeja w Strachocinie i spotkałem się z ks. Józefem Niżnikiem, świadkiem bezpośrednich objawień – kontynuuje.
Początki
Reklama
– Potem miała miejsce praca nad twarzą. Związane to było z dokonaniami antropologii, które zmierzają do zwizualizowania osoby. I wizerunek zaczął powstawać, korygowany o zachowane wspomnienia świadków, nie tylko dotyczących jego wyglądu. Padają np. takie stwierdzenia, że kiedy wchodził, czuło się, że wchodzi mąż Boży, święty mąż. To stało się wyzwaniem, jak pokazać rodzącą się świętość? Jak ona się manifestuje? To już mój kolejny święty, który jest obecny na moich sztalugach. Stąd i kolejne zadanie. Nie tylko mam się skupić na jego wyglądzie, ale trzeba pójść krok dalej, bo chodzi o Chrystusa – opowiada p. Andrzej.
Coś więcej
– Następny etap był związany z pozostałą częścią obrazu. Zastosowałem to, co już zrobiłem wcześniej z obrazem św. Antoniego Padewskiego, na którym zostały zapisane intencje podane przez wiernych parafii w Hanulinie. Chciałem, aby i tu było podobnie. Ogłosiłem to w sieci i takie intencje zaczęły spływać. Zebrało się ich około tysiąca. W rezultacie zajęło mi 5 dni samego ich przepisywania. Można więc powiedzieć, że obraz, wizerunek jest namalowany na ludzkim cierpieniu, potrzebach, modlitwie.
Obraz ciszy
Potem pozostał już sam warsztat malarski z wykorzystaniem farb, które stosuję i sam robię. Obraz powstawał w obecności jego relikwii w mojej pracowni. Mogę powiedzieć o nim, że jest to obraz ciszy. Mamy wokół tyle słów, gadulstwa, paplaniny, że czasem zapomina się, że Bóg przemawia w ciszy. To obraz, na którym „nic się nie dzieje”. Stoi zakonnik, ma kostur w ręce, pada na niego światło, a w drugiej ręce widać koralik różańcowy. Nie ma żadnego napięcia, bo to, co się tu dzieje, jest tam, „dalej” i w tym sensie jest to obraz kontemplacyjny. On nie jest do oglądania, on domaga się poświęcenia mu czasu, wejścia głębiej, kontemplacji – kończy swą opowieść o obrazie artysta.