Już niedługo zaczną się egzaminy maturalne – największy koszmar dla tych, którzy mają je zdawać, i przedmiot sentymentalnych wspomnień tych, co mają je dawno za sobą.
Największą winę ponosi baron Karl von Zedlitz und Leipe – uczony i minister, który wymyślił i wprowadził w Królestwie Pruskim w 1788 r. reformę szkolnictwa. Jej zasadniczym elementem był egzamin dla absolwentów szkół średnich. Zdanie go wprowadzało w krąg elity państwowej i pozwalało na podjęcie dalszych studiów bądź pracy w administracji. Pomysł się spodobał i wkrótce inne kraje wprowadziły go w życie, także Księstwo Warszawskie w 1812 r. w szkołach departamentowych, a później większość państw europejskich.
Więcej konfitur
Egzamin zaczęto nazywać egzaminem dojrzałości lub maturą (od łacińskiego maturus, czyli dojrzały). Z zasady był przygotowywany przez każdą szkołę osobno i sprawdzano na nim wiedzę ogólną, poziom poznania języków obcych i starożytnych, czasem zdolności matematyczne.
Poeta Zygmunt Krasiński, który w lipcu 1827 r. kończył elitarne Liceum Warszawskie, otrzymał na maturze jako „robotę polską” temat: „Wykazać niedostateczność prawideł moralności z samego rozumu wypływających i wskazać wyższość zasady moralności chrześcijańskiej”. Chyba dobrze mu poszło, bo oceniający pracę nauczyciel poświadczył: praca była „w mojej przytomności ukończona” i „odpowiada tematowi znakomicie”.
Reklama
W 1903 r. dla 18-letniego Stanisława Witkiewicza matura zdawana we Lwowie składała się już z czternastu egzaminów. Wprawdzie jego ojciec mocno kpił z osiągniętej tym samym „dojrzałości” syna, ale sam Witkiewicz był zadowolony. Napisał do ciotki: „Mam nadzieję, że to mi zyska pewne większe poszanowanie w rodzinie, a co najważniejsze, że Ojczunio nie będzie mi żałował więcej konfitur”.
Bezecna tragedya
Kiedy Polska w 1918 r. odzyskała niepodległość, odziedziczyła po zaborcach różne systemy oświaty. Trzeba było lat, żeby je ujednolicić, więc i matura wyglądała różnie w różnych regionach kraju. Kuratoria starały się, żeby uczniowie mieli te same zestawy pytań w czasie egzaminów, ale i tak różniły się one w zależności od województwa czy powiatu. Jedyne, co je łączyło, to elitarność matur.
W Polsce, która borykała się z powszechnym analfabetyzmem, wykształcenie było rzadkością, tym bardziej że niezwykle dużo kosztowało. Nic więc dziwnego, że w latach 20. XX wieku tylko kilka tysięcy osób rocznie zdawało egzaminy maturalne. Ale ci, którym się to udało, mieli pewność pracy w urzędach państwowych lub studiowania. W powszechnym mniemaniu matura była rękojmią solidnego wykształcenia średniego. Ale też sam egzamin był niezwykle trudny. Najczęściej prace pisemne z języka polskiego, matematyki i języków starożytnych pisano dzień po dniu, a egzaminy ustne z kilku przedmiotów zdawano jeden po drugim w ciągu kilku godzin.
Egzaminy z przedmiotów ścisłych były bardzo praktyczne. W 1921 r. zdający z fizyki odpowiadali np. na pytanie: „Pod jakim kątem należy wystrzelić z działa, które ma ostrzeliwać okręt nieprzyjacielski odległy o 5000 m, jeżeli początkowa szybkość pocisku wynosi 6000 m/sek?”.
Reklama
Matura była takim obciążeniem psychicznym dla uczniów, że niektórzy pedagodzy postulowali nawet jej zniesienie. Filozof i socjolog Władysław M. Kozłowski napisał w 1926 r., że matura „nasiąknęła nie tylko łzami uczniów, ale również krwią samobójców, jękami obłąkanych, kaszlem suchotników, rozpaczą i przekleństwem rodziców, oburzeniem całego społeczeństwa”. I pytał: „dla kogo i w jakim celu wykonywa się ta bezecna tragedya?”.
Matura jednak przetrwała, a po reformie szkolnictwa min. Janusza Jędrzejewicza w 1932 r. nowe zasady jej zdawania zaczęły obowiązywać w całym kraju. Liczba maturzystów przekroczyła 30 tys. rocznie, w dalszym ciągu jednak, mimo wysiłków, był to egzamin elitarny.
Chęć szczera
Reklama
W początkach Polski Ludowej matura straciła na znaczeniu. Do wojska, milicji czy aparatu bezpieczeństwa potrzebni byli ludzie niezadający pytań, ślepo wykonujący rozkazy. Przez kilka lat obowiązywała zasada: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Wkrótce się okazało, że człowiek bez edukacji, który nie był w stanie nawet ukończyć kilku klas szkoły powszechnej, słabo służy ludowej ojczyźnie. Zaczęła obowiązywać doktryna powszechności wykształcenia średniego, oczywiście, zgodnego z zasadami „państwa robotników i chłopów”. W Trybunie Ludu w 1952 r. wyraźnie stwierdzono: „Złożenie egzaminu maturalnego powinno świadczyć zarówno o posiadaniu sumy wiadomości potrzebnych młodzieży w jej dalszej pracy, jak i o jej dojrzałości ideowej i świadomości zadań, jakie państwo i partia stawiają przed nią w bohaterskim okresie budowy socjalizmu w naszym kraju”. W komisjach zasiadł tzw. czynnik społeczny, czyli najczęściej członkowie Związku Młodzieży Polskiej. Aktywiści ZMP pilnowali także drzwi kościołów w przeddzień matur i notowali, kto z młodzieży do nich wchodzi. O pielgrzymkach maturzystów do Częstochowy, popularnych przed wojną, nie było mowy.
W ramach egalitaryzmu wszyscy zdawali te same przedmioty: egzaminy ustne i pisemne z języka polskiego i matematyki oraz ustne z historii, wiedzy o społeczeństwie i fizyki. Początkowo wszystkie zdawano w jednym dniu. Tematy dostosowane były do czasów współczesnych, np.: „Przebudowa społeczna i gospodarcza wsi polskiej w świetle Manifestu PKWN i planu 6-letniego” czy „Idea walki o wolność i postęp społeczny w utworach Mickiewicza i Słowackiego”. Interpretowano także myśli uniwersalne Bolesława Bieruta, a po Październiku ’56 – Władysława Gomułki.
W okresie PRL, kiedy matura stawała się powoli masowa i mniej szanowana, rozpowszechnił się też zwyczaj ściągania. Co ciekawe, często w tym procederze uczestniczyli nauczyciele, którym zależało na dobrych wynikach. Rozsadzali więc dobrych uczniów w salach tak, by mogli oni pomagać słabszym kolegom. Popularne stały się kanapki ze ściągami wnoszone przez umówione wcześniej woźne. Oczywiście, każdy uczeń przygotowywał też ściągi samemu, w różnej postaci i pochowane w różnych sprytnych miejscach. Wszystko to było prawnie zabronione, poza tym niemoralne i nieetyczne. Ale kto by się tym przejmował!
Dzisiaj ściąganie nie jest już takie proste, a i konsekwencje są poważniejsze. Poziom matur jest różnie oceniany, ale dla zdających egzamin ten jest dalej ogromnym stresem. Dyskusja o sensowności jego przeprowadzania cały czas się toczy. I będzie się toczyć pewnie jeszcze długo. Tymczasem tych, którym się noga powinie na maturze, należy pocieszyć słowami popularnej kiedyś piosenki Czerwonych Gitar: „Już za rok matura!”.
Poniedziałek 5 maja jest w tym roku pierwszym dnia zdawania egzaminu dojrzałości. Co drugi tegoroczny maturzysta przybył na Jasną Górę. W całej Polsce do matury przystąpiło ponad 334 tys. osób. Ok. 141 tys. młodych nawiedziło częstochowskie Sanktuarium.
Statystyka jasnogórska nie obejmuje kilkuset grup szkolnych, które z różnych powodów nie włączają się w pielgrzymowanie diecezjalne.
Modlitwa kończących szkoły średnie na Jasnej Górze rozpoczyna się zawsze wraz z początkiem roku szkolnego, a wiec we wrześniu i trwa niemal bez przerwy. Ostatnia grupa diecezjalna przybyła pod koniec kwietnia.
Indywidualni maturzyści jeszcze dzisiaj rano modlili się w Kaplicy Matki Bożej. - To jest wspaniałe miejsce i bycie tutaj jest zupełnie innym doświadczeniem niż pobyty w różnych innych świątyniach – powiedział Piotr, maturzysta z Torunia.
Jego kolega Borys zauważył, że przybył na Jasną Górę, by wyciszyć się i nabrać nowych sił nie tylko w przygotowaniach do matury, ale i do dalszych wyborów na przyszłość. Przemek z Działdowa liczył na to, że pobyt w Sanktuarium doda mu odwagi, że dobrze zda egzamin i dostanie się na wymarzony kierunek studiów. Karol z Wrocławia podkreślił, że obok osobistych przeżyć, wspólna pielgrzymka młodych była okazją do umocnienia i rozbudowania wspólnoty klasowej i doświadczeniem piękna młodego Kościoła.
Większość maturzystów była na Jasnej Górze po raz pierwszy. Jak wyznała Magda z Łodzi zabierze stąd dobre wspomnienia i „gorąco poleci to miejsce wszystkim, bo przekroczyło jej wyobrażenie i jest po prostu cudowne”.
Katecheci podkreślają, że pielgrzymki maturzystów na Jasną Górę, nigdy nie pozostają obojętne. Wielu przyjeżdża tu, by na nowo odkryć swoją wiarę i odnowić relacje z Jezusem i Jego Matką. Ks. Mariusz Klimkowski, dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej Kurii Diecezjalnej Elbląskiej powiedział, że „taki przyjazd do Częstochowy to czasem ostatnia chwila, żeby tych młodych uchwycić, żeby zachęcić do sakramentu pokuty, żeby przywrócić ich Bogu i Kościołowi”.
Podczas uczniowskich spotkań wprost oblegane są jasnogórskie konfesjonały. „W przygotowaniach duży nacisk osobiście położyłam na sakrament pokuty, dlatego, że tu jest szczególna aura. Sprzyja ona temu, aby przystąpić do spowiedzi św. i pojednać się z Bogiem” - powiedziała Marta z Wrocławia.
Z obecności maturzystów na Jasnej Górze cieszą się zawsze Paulini, którzy każdą z grup witają indywidualnie. Zwracając się do jednej z nich o. Sebastian Matecki podziękował młodym, za to, że zdecydowali się nawiedzić Częstochowę. - Bardzo dziękuję za to, że wybraliście to święte miejsce, Jasną Górę, która od ponad sześciu wieków przyciąga tu wiernych, i którzy przychodzą z wszystkimi sprawami, jak powiedział Jan Paweł II, najważniejszymi sprawami życia, aby o nich rozmawiać z Matką – powiedział zakonnik.
Zdaniem abp. Wacława Depo, metropolity częstochowskiego, „osobiste stawanie młodych przed Matką Bożą jest i dlatego ważne, że jest to etap, który jak to nazwał Jan Paweł II, staje się tym świętym nawykiem, który ma być kontynuowany i to nie tylko wtedy, kiedy dzieją się ważne i przełomowe rzeczy”.
Modlitwie diecezjalnej maturzystów towarzyszyli arcybiskupi i biskupi Kościołów lokalnych. Bp Józef Szamocki z Torunia rozpoczynając Mszę św. powiedział m.in.: „cieszę się ogromnie mocno, że mogę być z kolejnym pokoleniem młodych diecezjan toruńskich, którzy ze swoimi duszpasterzami, wychowawcami i katechetami podtrzymują tę tradycję i przychodzą, aby najważniejsze sprawy swojego życia zawierzać Panu Bogu”.
Bp Andrzej Czaja z Opola zachęcał młodych, by nie lękali się, ale z odwagą wchodzi w dorosłe życie, powierzając je Bogu. „Przed wami szczególny czas. Ta najbliższa przyszłość, o którą może trochę się martwicie, bo ona będzie decydowała o dalszym waszym życiu. Nie bójcie się, nie lękajcie się, zawierzcie i tę najbliższą przyszłość, i całe swoje życie Pani Jasnogórskiej” - powiedział bp Czaja.
Podkreślił, że do „egzaminu dojrzałości można przygotować się przez solidną pracę, przez pomoc nauczycieli, przez korepetycje, ale trzeba mieć świadomość, że to wy sami macie stery w ręku, chodzi o wasze serca, które trzeba oddać Jezusowi. Tylko On jest w stanie uporządkować nasze życie i wprowadzić do niego ład i spokój”.
Młodzi wypowiadali na Jasnej Górze swoje akty zawierzenia. Maturzyści mówili m.in.: „Maryjo, Matko Niepokalana, wejrzyj na nas przygotowujących się do matury szkolnej i matury życia, prosimy wypraszaj nam u Ducha Świętego dary potrzebne w zdawaniu matury, a przede wszystkim w zdawaniu egzaminu z życia. Wskazuj nam drogę powołania w wyborze zawodu i życiowego powołania. Niech nie brakuje w naszym życiu szlachetnych dążeń, żarliwości serca, odwagi w podejmowaniu ważnych decyzji w rozpoznawaniu woli Bożej. Maryjo, zapraszamy Ciebie do całego naszego życia, bądź nam Panią, Orędowniczką i Królową”.
Tegoroczne pielgrzymowanie maturzystów odbywało się pod hasłem „Wierzę w Syna Bożego”. Stanowiło także przygotowanie do kanonizacji Jana Pawła II, człowieka zawierzenia, który tak często nawiedzał Jasną Górę.
Jak powiedział ks. Przemysław Góra, diecezjalny duszpasterz młodzieży z Łodzi, „matura to jest jeden z etapów, ważny w tym momencie ich życia, ale przed nimi kolejne bardzo ważne wybory, i na nich spoczywa wielka odpowiedzialność, aby to dziedzictwo Jana Pawła II przekazać w przyszłość. To jest naprawdę wielki dar, że oni mogą zdawać maturę w roku jego kanonizacji. Myślę, że tak to oni zapamiętają”.
Jak wspomina o. Melchior Królik, jasnogórski archiwista duże pielgrzymki maturzystów, ale o charakterze szkolnym przybywały do Częstochowy w latach sześćdziesiątych, najczęściej z kapłanami lub siostrami zakonnymi. Grupy diecezjalne, w sposób zorganizowany pod przewodnictwem biskupów, zaczęły przyjeżdżać „po odwilży”, pod koniec lat 80. i na początku 90. Dziś prawie nie ma już diecezji, w której nie byłaby organizowana pielgrzymka na Jasną Górę.
Przeżywają ją nawet młodzi arch. częstochowskiej, którzy co prawda nie muszą specjalnie przyjeżdżać do Sanktuarium i trudzić się pokonując wiele kilometrów, ale za to, jak zauważył ks. Krzysztof Rak z Referatu Katechetycznego Kurii Częstochowskiej, spotkanie odbywa się w sobotę, a więc w dzień wolny od zajęć, dlatego przybywają na nie ci, którzy muszą ofiarować swój wolny czas.
Maturalne pielgrzymki diecezjalne zawsze są wielkim poruszeniem. Uczestniczą w nich nie tylko kapłani i katecheci, ale także wychowawcy i nauczyciele, czasem również władze samorządowe, przedstawiciele kuratoriów.
Wybór drogi życiowej nie jest łatwy, wielu maturzystów podkreśla, że aby go dokonać, należy kierować się przede wszystkim swoim powołaniem.
Duszpasterze młodych podkreślają, że przybywająca do Częstochowy młodzież wie, że jest to ważny i wyjątkowy dla nich czas, w którym mogą zastanowić się nad swoją wiarą, a także wybrać drogę na przyszłość.
Przedmaturalna pielgrzymka pomaga młodym uświadomić, że stanowią wspólnotę ludzi wierzących. „Wiary tak, na co dzień nie widać, a kiedy zbierze się dużo osób w jednym miejscu, to okazuje się, że jest nas wielu, którzy wyznajemy podobne wartości, jest to budujące", zauważyła Ania z Mińska.
W programie jasnogórskich spotkań, obok Mszy św. znajdują się także m.in.: konferencje, Droga Krzyżowa na Wałach Jasnogórskich oraz Adoracja w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej zakończona zawierzeniem swojej przyszłości Matce Bożej.
Dziś maturzyści obowiązkowo pisali egzamin z języka polskiego. W kolejnych dniach będą musieli przystąpić obowiązkowo do egzaminów pisemnych z matematyki i z wybranego języka obcego nowożytnego oraz ustnych: z polskiego i języka obcego. Na życzenie będą zdawać też dodatkowe egzaminy pisemne z maksymalnie sześciu wybranych przedmiotów.
Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę. Czy Poniedziałek Wielkanocny jest świętem nakazanym?
Poniedziałek Wielkanocny nie jest świętem nakazanym. Wierni nie są więc zobowiązani do uczestnictwa we Mszy świętej oraz powstrzymywania się od prac niekoniecznych, jednak polscy biskupi zachęcają do udziału w liturgii również w te dni. Wielkanoc to najważniejszy czas w całym roku dla nas, katolików! Dlatego też zachęcamy, aby uczestniczyć we Mszy św. nie tylko w Niedzielę Wielkanocną, ale również w Poniedziałek Wielkanocny.
— Gdy chodzi o Kościół, to papież Franciszek bał się Kościoła zamkniętego, wyczerpywanego w strukturach, który jest zredukowany do biura - mówił kard. Grzegorz Ryś w dniu śmierci papieża Franciszka.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.