Reklama

Wiadomości

Krajobraz po starciu

Wybory pokazują trwałe zapotrzebowanie polskiego społeczeństwa na partię konserwatywno-prawicową, mówi prof. Henryk Domański, socjolog z Polskiej Akademii Nauk.

Niedziela Ogólnopolska 19/2024, str. 30-35

[ TEMATY ]

polityka

wybory

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wojciech Dudkiewicz: Za nami wybory parlamentarne i samorządowe. Czy ich wyniki mówią coś istotnego o społeczeństwie?

Prof. Henryk Domański: Mówią przede wszystkim o tym, że w Polsce istnieje zapotrzebowanie społeczne na ugrupowanie o nachyleniu konserwatywno-prawicowym. Ugrupowanie dobrze zdefiniowane pod względem światopoglądowym, łączące kwestie odwołujące się do wartości, pryncypiów, z określonymi zadaniami do realizacji – takie jak Prawo i Sprawiedliwość. Tak właśnie PiS jest postrzegany przez społeczeństwo. Potrzeba istnienia takiej partii politycznej była od dawna. Prawo i Sprawiedliwość zdołało wejść w to miejsce i utrwalić swoją pozycję, zdobywając trwale wysokie poparcie. Jest to dość zaskakujące.

Skąd zaskoczenie?

Wydawałoby się, że polskie społeczeństwo, tak jak większość społeczeństw demokratycznych czy wywodzących się z cywilizacji zachodniej, orientuje się na pryncypia kojarzone raczej z nowoczesnością, na popieranie aborcji, „małżeństw” homoseksualnych czy partnerskich i bardziej powinno szukać możliwości zrealizowania tych wartości w partiach typu PO albo Polska 2050. W tym kontekście dość nieoczekiwane jest utrzymywanie się najwyższego poparcia dla PiS.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Słychać głosy, że wybory samorządowe były dogrywką do parlamentarnych. Ostatnie wybory potwierdziły to, co zdarzyło się w poprzednich?

Potwierdziły rozkład preferencji politycznych i związanych z nimi systemów wartości, postaw, strategii życiowych, które materializują się w postaci głosowania w wyborach, niezależnie od tego, czy są one parlamentarne, czy samorządowe. W odróżnieniu od rządów Zjednoczonej Prawicy obecna koalicja jest połączeniem kilku elektoratów. Ich wyborcy głosowali nie na jedną partię, lecz na co najmniej trzy różne od siebie. Jeżeli zsumujemy te głosy, to partia konserwatywno-prawicowa, którą jest PiS, musi mieć mniejsze poparcie. Największy mankament PiS polega na tym, że nie ma się on z kim zjednoczyć, nie ma zdolności koalicyjnych.

Po wyborach parlamentarnych zwolennicy prawej strony mogli się obawiać, że kryzys wywołany utratą władzy się pogłębi. Tak się nie stało?

Prawidłowość, o której mówi się w analizach politologicznych: bandwagon effect, czyli podążanie za wygranym, zadziałała tylko w niewielkim stopniu. Niewielki przyrost notowań PO po wyborach 15 października był wynikiem właśnie tego efektu. Nowa władza nie zajęła się sprawami uznawanymi przez większość społeczeństwa za ważne, nie może się wykazać konkretnymi działaniami z zakresu polityki gospodarczej, podejmowania inwestycji czy długofalowych strategii rozwoju. Nie miała wielu atutów, które byłyby dla ludzi przekonujące.

Reklama

Czy miały na to wpływ także brutalne, łamiące prawo działania nowej władzy, takie jak siłowe przejęcie telewizji publicznej i prokuratury, uwięzienie posłów, przeszukania u polityków itd.?

Obóz rządzący nie przedstawił spójnej i jasno zdefiniowanej alternatywy dla PiS. Jedyna alternatywa polega na prowadzeniu polityki rozliczeniowej, co może być atrakcyjne tylko dla części wyborców. Dla elektoratu PO i Lewicy jest to być może zachęcające, ale już dla wyborców PSL – niekoniecznie. Kto jest w stanie popierać w dłuższym czasie formację, która koncentruje się na walce z PiS, na tym, że nie powinien on nigdy wrócić do władzy, że najlepiej byłoby się go pozbyć, a jego liderów ukarać? Ludzie żyją innymi sprawami: zapewnieniem sobie egzystencji, warunkami pracy, interesują ich rosnące ceny paliwa i poziom wynagrodzeń. Myślę, że ważną rolę odegrały tu protesty rolników. Było to widoczne świadectwo tego, że obóz rządzący nie oferuje żadnego programu w sensie działania strategicznego, które warto popierać. Na tym polega problem obozu rządzącego, a zwłaszcza PO.

Będzie to działać na szybką erozję tej władzy?

Na pewno nastąpiło pewne rozczarowanie, że za jej działaniami nie stoi polityka, która rysowałaby określone perspektywy, która daje poczucie bezpieczeństwa i gwarancje, która pokazywałaby, że poza zdobyciem i utrzymaniem władzy rządzącym na czymś zależy. Charakterystyczną cechą poprzednich rządów PO, w koalicji z PSL, był bierny stosunek do modernizacji. Brakowało aktywności, inicjatyw, inwestycji rozwojowych, takich jak przekop Mierzei Wiślanej, tunel czy gazoport w Świnoujściu, nie mówiąc już o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. W miarę upływu czasu oczekiwano na jakiś tego rodzaju ruch ze strony rządzących. A tu żadnego takiego ruchu – oprócz polityki karania i rozliczania – nie widać, poza wprowadzaniem zmian programowych w edukacji i próbami udziwniania języka polskiego, np. przez nazywanie ministra ministrą, przez radykalny odłam feministyczny.

Reklama

Efektem tego był wynik wyborów do sejmików samorządowych?

Obóz rządzący oczekiwał po tych wyborach większego poparcia dla polityki karania liderów Zjednoczonej Prawicy. Gdyby w wyborach do sejmików PO uzyskało nawet niewiele większe poparcie niż PiS, można byłoby to od biedy interpretować jako oznakę legitymizacji: że wszystko zmierza w dobrym kierunku, ludzie akceptują działania rozliczeniowe, rząd nie musi się bać ewentualnego sprzeciwu. W tej chwili jednak obóz rządzący musi się liczyć z tym wynikiem, bo przecież partia premiera Tuska przegrała. Powtarzanie, że jak się doda wyniki wszystkich partii tworzących koalicję, to wyjdzie więcej, jest niepoważne i ludzie zdają sobie z tego sprawę. W tym sensie wynik wyborów samorządowych jest potwierdzeniem tego, co się stało wcześniej, w październiku ubiegłego roku, to jakby dalszy ciąg wyborów parlamentarnych.

Wydaje się, że w wyborach do Sejmu na rządzącą obecnie koalicję głosowało więcej młodszych wyborców. Czy w trakcie wyborów samorządowych młodzi ludzie zostali w domach?

Nie wiemy, jaki był odsetek ludzi młodych głosujących w tych drugich wyborach. Na pewno nie było tak, jak stale się podkreśla, że młodzi ludzie jakoś nadzwyczajnie zaangażowali się w głosowanie w październiku. Jeśli nawet, to w niewielkim stopniu i nie tak jak w 2007 r., gdy m.in. dzięki temu PO wygrało wybory. Młodzi ludzie zawsze się angażują, gdy mobilizuje się ich do dokonania jakiegoś zwrotu w polityce, zasadniczej zmiany, i w wyborach parlamentarnych udało się to częściowo Trzeciej Drodze. W przypadku wyborów samorządowych wróciło to raczej do normy, czyli do słabej aktywności młodszych kategorii wiekowych.

Reklama

Dlaczego?

Prawidłowością jest to, że młodzi ludzie nie chodzą na wybory tak często jak np. osoby w średnim wieku, powiedzmy 30-55 lat. Stąd mobilizacja młodszego pokolenia, która nastąpiła pół roku temu w czasie poprzednich wyborów, nie została utrzymana w wyborach samorządowych. Co jest w nich zachęcającego? Ich bardziej przyciągają sprawy bardziej pryncypialne, odwoływanie się do takich wartości, jak demokracja, sprawiedliwość, niezależność sądów, poprawa stosunków z Unią Europejską, wolność utożsamiana z aborcją. Hasła z wyborów samorządowych dla młodego pokolenia są z tego względu nieważne. Nie było już w nich, jak sądzę, takiego „atrakcyjnego” uzasadnienia, że należy pójść na wybory, ponieważ nie wolno dopuścić do tego, żeby PiS uzyskał duże poparcie, albo – nie daj Boże – żeby objął władzę w sejmikach. Młodych ludzi to w ogóle nie interesowało.

Czyli – nie chodzi tu o to, że przejrzeli na oczy, że zobaczyli, iż rządzący mają niechęć do budowy CPK – okna na świat, że ewidentnie łamią prawo itp., zajmują się głównie rozliczeniami...

Kiedy osoby w wieku 18-24 lat idą na wybory, nie myślą w tego typu kategoriach. Motywują je raczej potrzeba radykalnej zmiany, dokonania zwrotu i to, żeby wziąć w tym udział. To jest postawa charakterystyczna dla młodszych kategorii wiekowych, i to nie tylko w Polsce. Na ogół po czasie zaangażowania następuje moment osłabienia, rozprężenia, dezaktywizacji.

Zawierzyłem być może Donaldowi Tuskowi, który powiedział, że „cieszy systematyczne odrabianie strat, martwi demobilizacja szczególnie wśród młodych”...

Wszyscy mówią, że wygrali wybory samorządowe, może z wyjątkiem Włodzimierza Czarzastego. Nie ma się co dziwić temu, że Donald Tusk będzie mówił o zwycięstwie PO. To część jego roli zawodowej. Miał się przyznać, że przegrał, że PiS znowu go wyprzedził?

Reklama

Czy te wybory nie potwierdziły polaryzacji w społeczeństwie? Aż kusi sięgnięcie po zarysowany wiele lat temu podział na Polskę solidarną i liberalną, Polskę Wschodnią i Zachodnią.

Żadne społeczeństwo nie funkcjonuje w ramach dychotomicznego podziału politycznego. Choć oczywiście, łatwiej sobie w ten sposób uporządkować mapę społeczną. Możemy coś takiego stwierdzić w tym sensie, że PO reprezentuje interesy kategorii lokujących się na szczycie hierarchii dochodów, prestiżu i tzw. kultury, PiS natomiast – części bardziej zachowawczej, odwołującej się do wartości tradycyjnych i na ogół o niższym statusie społecznym. To oni są bazą PiS, a nie „nowa inteligencja”, ludzie wykonujący zawody prawników, lekarzy, większość inżynierów, specjaliści od PR, marketingu, część dziennikarzy, istotna część świata artystycznego itd., czyli – najogólniej mówiąc – część światopoglądowo liberalna. Najlepszym wskaźnikiem tej polaryzacji byłoby zaangażowanie się obu stron w kampanię wyborczą do samorządów. A to nie nastąpiło. Wyraźnie było widać, że kampania była mniej intensywna niż poprzednia. Nawet zaangażowanie polityków było mniejsze, poza powtarzaniem sloganów, że trzeba iść na wybory i głosować na „nas”. Oznak większej polaryzacji nie było. Utrzymuje się nie tyle polaryzacja, ile raczej przypisanie swoich preferencji politycznych do poszczególnych formacji partyjnych.

Czy wynika z tego coś ciekawego? Jak trwałe jest to przypisanie?

Jest ono trwałe w tym sensie, że preferencje polityczne związane są z poziomem wykształcenia, dochodami i przynależnością do klas społecznych, o których przed chwilą wspomniałem. Wracając do tego, co powiedzieliśmy na początku: wybory pokazują względnie trwałe zapotrzebowanie polskiego społeczeństwa na partię konserwatywno-prawicową. Teoretycznie powinno się ono obniżać, sympatia powinna przesuwać się raczej ku obozowi rządzącemu, bardziej liberalnemu, dążącemu do włączenia się w budowanie ściślejszej struktury Unii Europejskiej. Tak jednak nie jest. „Polaryzacja” natomiast utrzymuje się na mniej więcej tym samym poziomie. Gdyby była większa, to odnotowalibyśmy dużo większą frekwencję wyborczą. Na poziomie nie trochę ponad 50%, lecz ponad 70%.

Reklama

Może to dlatego, że wybory były innej kategorii. W wyborach samorządowych, ale także we wcześniejszych – parlamentarnych z naturalnych przyczyn niewiele mówiło się o Unii Europejskiej, choć sporo się wokół niej dzieje.

Większość Polaków wie, że UE reprezentuje interesy państw najsilniejszych. Widać też, że urzędnicy w Brukseli słabo się orientują, jakiego typu potrzeby da się realizować z centrum UE tak, żeby uwzględnić interesy wszystkich krajów członkowskich. Przykładem jest brak konstruktywnych rozwiązań ze strony UE na protesty rolników i import zboża z Ukrainy. Prawdopodobnie wynika to w znacznej części z niezrozumienia płynących z tego zagrożeń przez brukselską biurokrację i rządzących w krajach, gdzie rolnictwo ma mniejsze znaczenie. Istotne różnice występują również w przypadku stosunku do imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Protesty rolników bardzo osłabiły poparcie dla obecnej koalicji rządzącej, której liderzy, zwłaszcza ze strony PO, jakby bali się stanąć jednoznacznie po stronie rolników.

Badania pokazały, że prounijny entuzjazm wśród Polaków osłabł. Spadły też wskaźniki optymizmu, a powodem, jak przypuszczają autorzy tych badań, mogły być protesty rolników i kłótnie w koalicji rządzącej. To naturalne?

Powstaje pytanie, z czego wynika poparcie większości Polaków dla protestów rolników. Prawdopodobnie – zdaniem respondentów – rolnicy bronią swojej egzystencji i warsztatu zawodowego, co kojarzone jest również z obroną interesów społeczeństwa polskiego i utożsamiane z interesami polskiej gospodarki. Widać, że wspieranie Ukrainy nie powinno się dokonywać bezwarunkowo. Należy pomagać, ale nie tak, żeby odbywało się to z ewidentnym naruszeniem interesów rolników i załatwienia innych spraw, dotyczących najnowszej historii, które nas dzielą. Prawo i Sprawiedliwość opowiada się po stronie rolników, co przełożyło się – jak sądzę – na dobry wynik w ostatnich wyborach.

W odróżnieniu od rządzącej koalicji?

Kontrastuje ze stosunkiem PO, premiera i niektórych ministrów do kwestii rolniczej. I być może prowadzi do refleksji, że premier Tusk rzeczywiście bardziej reprezentuje interesy Brukseli. Niby jak ma nie reprezentować, skoro to dzięki establishmentowi UE zdobył władzę i odniósł różne korzyści. Dociera to do świadomości społecznej, a w ostatnim czasie stało się nawet bardziej widoczne.

Prof. Henryk Domański socjolog, profesor nauk humanistycznych, członek Komitetu Socjologii Polskiej Akademii Nauk, autor kilkudziesięciu artykułów i książek na temat stratyfikacji i ruchliwości społecznej oraz metodologii badań społecznych.

2024-05-07 08:46

Oceń: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

A teraz do pracy!

Niedziela Ogólnopolska 45/2015, str. 45

[ TEMATY ]

polityka

wybory

Artur Stelmasiak

Przeciw rządowi PiS powstanie wielki silny front: grupy interesów związane z establishmentem III RP, system bankowy, media mainstreamowe...

Wybory zakończone. Prawo i Sprawiedliwość odniosło wielki sukces, tworząc samodzielnie większość parlamentarną. To pozwala powołać pierwszy w historii III RP rząd niekoalicyjny. Ale ten sukces to jednocześnie wielkie wyzwanie i zobowiązanie. Trzeba przystąpić do realizacji obietnic wyborczych i nadać nowy impuls wielu ważnym sprawom w Polsce. Ożywienie gospodarki, zmniejszenie bezrobocia, poprawa służby zdrowia, naprawa szkolnictwa, przywrócenie mediów publicznych służbie narodowi… I wiele, wiele innych jeszcze kwestii woła o natychmiastowe działanie.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Łódzkie: droga do Jerozolimy

2025-04-19 12:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Ostatnie chwile życia Pana Jezusa, od nauczania wśród ludzi aż po śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie, mogli obejrzeć widzowie spektaklu plenerowego w Inowłodzu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję