Ks. Paweł Gabara: Ksiądz Kardynał jest jednym z najczęściej słuchanych duchownych w mediach społecznościowych. W jakim stopniu media mogą być narzędziem w przekazie wiary oraz kształtowaniu postaw religijnych i duchowych?
Kard. Grzegorz Ryś: Kościół musi być obecny w mediach, bo one są dzisiaj kontynentem, na którym ludzie żyją. To nie jest tylko narzędzie przekazu informacji, ale ważny punkt spotkania z człowiekiem. Jednak na tym ewangelizacja nie może się zakończyć. Na końcu zawsze pozostaje pytanie o wyjście z tego wirtualnego świata do realnej wspólnoty ludzi wierzących i to jest wyzwanie, które wiąże się z ewangelizacją w mediach.
Reklama
Julia Saganiak: Czy według Księdza Kardynała odmawianie Litanii Loretańskiej jest bałwochwalstwem? Pytam dlatego, że jeden z łódzkich kapłanów, posługujący w sanktuarium maryjnym, na swoim profilu na Facebooku tak właśnie określił celebrowanie nabożeństwa majowego.
Mam zasadę, że nie komentuję tego, co moi księża czy wierni publikują w swoich mediach społecznościowych. Reaguję, gdy sprawy dzieją się na ambonie, w czasie Eucharystii. Nie traktuję przekazu w mediach społecznościowych jako występowania w imieniu Kościoła, tylko raczej jako reprezentowania swoich własnych opinii. Wiadomo, że Kościół ma dwa tysiące lat kultu maryjnego, bardzo głęboko przemyślanego i nie stawiamy Matki Bożej na równi z Jezusem Chrystusem, nie czynimy Maryi osobą czwartą w tajemnicy Trójcy Świętej. Kościół jest tak ostrożny, że nawet używa innych słów do określenia tego kultu, który odnosi się do Boga, Chrystusa, a innych, żeby określić kult Matki Bożej i świętych w Kościele. Pod względem teologicznym już dawno wszystko zostało dopowiedziane właśnie dlatego, że tego typu zastrzeżenia nie są nowe. Właściwie ustawiony kult maryjny zawsze odsyła do Jezusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. P. G.: Czy nie uważa Ksiądz Kardynał, że tego typu wypowiedzi są nie tylko sprzeczne z nauczaniem Kościoła, ale wręcz szkodzą życiu duchowemu ludzi?
Kapłan, o którym mowa, ma zdolność docierania do ludzi, do których żaden inny ksiądz nie ma nawet ochoty wyjść. Dlatego uważałbym z uproszczonymi ocenami. Jak już wcześniej wspomniałem, mam swoją zasadę i nie chcę jej odwoływać. Nie komentuję prywatnych wypowiedzi księży dotyczących czegokolwiek. Gdyby ksiądz z takimi wypowiedziami wyszedł na ambonę, zostałby przeze mnie upomniany i ukarany. Musi być postawiona granica wkraczania w życie księdza i jego wypowiedzi. On też powinien mieć świadomość tego, co i kiedy pisze na swoim Instagramie i tego, czego naucza w imieniu Kościoła. Wiem, że można powiedzieć, że kapłan jest zawsze kapłanem i nigdy do końca osobą prywatną. Jednak jest do odróżnienia, kiedy przedstawia nauczanie Jezusa, a kiedy prezentuje swoje własne poglądy, mniej lub bardziej kontrowersyjne.
Reklama
Ks. P. G.: W parafiach odbywają się festyny, które coraz częściej przybierają formę wydarzeń świeckich. Czy ta droga jest właściwa, by zachęcić ludzi do odnowy wiary i powrotu do Kościoła?
Wszystkie tego typu spotkania, festyny, wspólne posiłki całej parafii przy okazji odpustu uważam za bardzo dobre, bo dzisiaj cenne jest wszystko to, co integruje ludzi. Poza Kościołem mało osób chce się tym zajmować, a dramatem współczesnego człowieka jest samotność. Do tego należy dodać fakt, że ludzie coraz częściej zmieniają miejsce zamieszkania, wybierając peryferie miasta lub wsie, dlatego tym bardziej trzeba ich zapraszać do wspólnoty, niekoniecznie od razu rozmawiając o tym, co najświętsze. Przyznam, że bardziej odpowiada mi to, że proboszcz podczas odpustu zaprasza wszystkich na posiłek niż odsyła świeckich do domów, a duchownych zaprasza na wystawny obiad na plebanii.
Ks. P. G.: Czy przez organizację eventów ewangelizacyjnych Kościół nie idzie drogą, którą wcześniej szedł Kościół ewangelicki, a która nie przyczyniła się do odnowy życia religijnego?
Jeśli organizujemy coś w celu pobożnego śpiewania lub oglądania filmu, to pewnie wiele z tego nie będzie, choć nie chcę powiedzieć, że jest to bezowocne. Nigdy nie wiemy, co człowieka dotknie i w którym momencie. W tym, co zależy od nas przy organizacji takich wydarzeń, najważniejsze jest to, na ile dochodzimy do poziomu osobistego spotkania z człowiekiem. Ewangelizacja polega na spotkaniu osoby z Osobą i dopóki nie otwieramy człowieka na osobiste spotkanie z Jezusem, to nie ma ewangelizacji. Kiedy robimy coś w Łodzi dla młodzieży, to zawsze skupiamy się na osobistej decyzji – modlitwie wstawienniczej, spowiedzi, Komunii św. albo, jak w tym roku, na Arenie Młodych, odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych. Jest grono młodych ludzi, którzy przystępują do spowiedzi i Komunii św. raz w roku, którzy nie rozumieją, co dzieje się w Kościele, dlatego jestem szczęśliwy, że mogą oni przynajmniej ten raz w roku znaleźć się w kontekście Kościoła, przepowiadanej Ewangelii, sprawowanych sakramentów. Taki obraz jest odpowiedzią na to, czy warto organizować takie wydarzenia.
Reklama
J. S.: Co zatem jest głównym celem Dnia Wspólnoty Archidiecezji Łódzkiej?
Pierwszym celem jest przeżycie radości ze współtworzenia żywego Kościoła. Drugim – zdobycie informacji o sobie nawzajem. Bardzo często w dużych wspólnotach, jak diecezja, ludzie wiedzą o sobie dość mało i jest im dobrze w tej małej wspólnocie, a gdzie jest miłość do Kościoła partykularnego? Na to zwykle brakuje czasu, ochoty i motywacji, a przecież tu chodzi o przeżycie swojego charyzmatu we wspólnocie całego Kościoła. Podczas Dnia Wspólnoty Archidiecezji Łódzkiej będziemy błogosławić 70 sióstr zakonnych i kilka wdów konsekrowanych do posługi nadzwyczajnych szafarek Komunii św. To jest najlepszy moment, żeby w święto wspólnoty cała diecezja dowiedziała się o obecności tych kobiet, które będą zanosiły chorym Pana Jezusa.
Ks. P. G.: Czy nasze parafie skupiają się bardziej na sobie niż na wcześniej wspomnianym tworzeniu Kościoła partykularnego?
Najlepiej jest, gdy te dwie rzeczywistości się ze sobą łączą. Pięknym przykładem jest święto Eucharystii, które skupia ze sobą zarówno wymiar diecezjalny, jak i lokalny, parafialny.
J. S.: Czerwiec to miesiąc zmian dotyczących duchowieństwa w archidiecezji. Jak duże zmiany nas czekają i czy dla Księdza Kardynała każda z nich jest trudna?
Zasadniczo zmiany są konieczne, ale nie powiedziałbym, że lubię ten czas. Zawsze zaczynamy od tych zmian, które wynikają z prostych sytuacji, np. wieku emerytalnego. Mamy zespół, który zajmuje się tymi tematami. Rozmawiamy, proponujemy – są księża, którzy przyjmują propozycje i tacy, którzy ich nie przyjmują. To nie jest łatwy czas, ale konieczny.
Ks. P. G.: Czy w związku z synodalnością, czyli wpływem świeckich na działania podejmowane w Kościele, parafianie nie powinni mieć wpływu na nominacje proboszczowskie?
Mam na palcu pierścień, który oznacza, że jestem zaślubiony ze swoim Kościołem. Nie ma małżeństwa, które odbywa się wbrew woli którejkolwiek ze stron. Małżeństwo zakłada wzajemną zgodę i wybór. Dziś zwraca się uwagę na to, by w kwestionariusz poprzedzającym nominację biskupią, byli pytani nie tylko duchowni, ale także świeccy i osoby konsekrowane. Nie wiem, czy może się to przenieść na poziom lokalny, gdy chodzi o nominacje proboszczów. Jestem otwarty na taką rozmowę. Niejednokrotnie przychodzą ludzie, którzy mówią o postępowaniu proboszcza, którego nie mogą zaakceptować. Czasem dostaję w tym temacie listy i jeśli są podpisane, to podejmuję rozmowę.