Między naszymi narodami istnieje duchowa łączność. Przez chrześcijańską wiarę jesteśmy braćmi i siostrami – mówił piękną polszczyzną I. Molnár. Związek między oboma narodami zilustrował fotografią z Gyor przedstawiającą pomnik przyjaźni polsko-węgierskiej, którą symbolizują okazałe dęby. – Polska i Węgry to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem osobnym i odrębnym, ale ich korzenie szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi, i splątały się, i zrastały niewidocznie. Stąd byt i czerstwość jednego jest drugiemu warunkiem życia i zdrowia – cytował Stanisława Worcella.
Nić splatająca historię
Żeby ukazać wzajemną koegzystencję, wykładowca cofnął się do początków państwowości obu nacji. Przypomniał, że o wyjątkowej zażyłości świadczą prastare legendy, według których wódz Arpad nakazał swoim dowódcom tworzenie obwarowań na skrajach państwa, z pominięciem granicy północnej z Lędzianami. Jak stwierdził, potwierdzeniem tych dobrosąsiedzkich relacji są wyjątkowe na skalę europejską, wspólne pochówki cmentarne na ziemi przemyskiej. W dalszej części wspomniał o mieszanych królewskich małżeństwach, przez które rody Piastów i Arpadów zbliżały się do siebie i cementowały przyjaźń. Pamięć o dynastycznych powiązaniach pozostaje po dziś w nazwach, takich jak miasto Veszprem, które ochrzczono na cześć pretendenta do polskiego tronu Bezpryma (syna Bolesława Chrobrego i węgierskiej księżniczki Judyty). Odnaleźć je także można w znanym przysłowiu: „Pijany jak Bela”, które nawiązuje do kondycji władcy Madziarów po hucznych zaślubinach z córką Mieszka II. Jak zaznaczył I. Molnár to, co najmocniej uderza we wzajemnej historii, to orszak świętych, którzy złotymi zgłoskami zapisali się w dziejach obu narodów. Tę długą listę rozpoczynają: św. Wojciech, który ewangelizował zarówno nad Dunajem i Wisłą, św. Świerald pustelnik i jego uczeń św. Benedykt, św. król Emeryk, któremu według legendy zawdzięczamy powstanie sanktuarium na Świętym Krzyżu (w bazylice jest jego ołtarz, a na szlaku posąg), św. Kinga i św. Jadwiga oraz waleczny król św. Władysław, za sprawą którego Bolesław Śmiały podjął pokutę, a którego imię na chrzcie za namową żony obrał Jagiełło. – Pan Bóg Polaków i Węgrów stworzył dla siebie i dla świata. Polacy i Węgrzy mają więcej nieprzyjaciół niż przyjaciół. Oba nasze narody zawsze mogły liczyć na siebie. Nigdy w historii nie prowadziliśmy ze sobą wojen. Przygraniczne bitki się zdarzały, ale były to lokalne incydenty. Wyjątkowym łącznikiem naszych narodów jest to, że razem byliśmy bastionami chrześcijaństwa. Dzisiaj powinniśmy być naśladowcami świętych przodków. W czasach, w których inne narody porzucają chrześcijańską wiarę, tradycję i wartości, to szczególnie ważne – spuntował prelegent.
Śladem Męczennika
Dzień po swoim wykładzie (30 marca) I. Molnár podczas niedzielnych Mszy św. przybliżył postać sługi Bożego Janosa Esterházy, syna węgierskiego arystokraty i Polki hrabiny Elżbiety Tarnowskiej. Ten męczennik komunizmu, który w wieku czterech lat stracił ojca, wychowany był przez matkę w duchu głębokiego patriotyzmu i wiary chrześcijańskiej. W okresie poprzedzającym II wojnę światową był przedstawicielem mniejszości węgierskiej w Czechosłowacji, a podczas jej trwania stał na straży wartości ewangelicznych, dopominając się o poszanowanie praw do samostanowienia innych narodów. Zaangażował się w pomoc polskim uchodźcom, m.in. własnym samochodem przewiózł na Zachód gen. Kazimierza Sosnkowskiego. – Naszym znakiem jest krzyż, a nie swastyka ani czerwona gwiazda – przypomniał J. Molnar deklarację sumienia, jaką ogłosił J. Esterházy. Jego bezkompromisowa postawa doprowadziła do osadzenia w komunistycznych więzieniach, a ostatecznie do śmierci w praskich kazamatach 8 marca 1957 r. J. Esterházy miał wtedy 56 lat. – To był stuprocentowy mężczyzna i katolik. Dla kogoś może to brzmieć dziwnie. Jak ktoś, kto waży 45 kg, ma powybijane niemal wszystkie zęby, i choruje na gruźlicę, może być uznawany za wzór. Stuprocentowym mężczyzną nie jest się jednak dzięki tatuażom i wysportowanej sylwetce. Duch Boży czyni z nas 100% mężczyzn. To dzięki Niemu Esterházy swoje cierpienie potrafił oddać za Ojczyznę i za swych prześladowców – mówił J. Molnár. Na koniec poprosił wszystkich o modlitwę o wyniesienie na ołtarze J. Esterházyego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu