Reklama

W wolnej chwili

Organy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Proboszcz sposobił się od lat do ich remontu. Nie dało się już na nich grać. Podobno miały wspaniałe brzmienie i niesamowitą moc. Ich grę pamiętają tylko najstarsi parafianie; od wielu już lat niszczeją na chórze, bo zawsze jest coś pilniejszego do zrobienia. Remont organów to bardzo kosztowna sprawa, szczególnie w takim stanie. Z konieczności organista gra na instrumencie elektronowym, który bardziej nadaje się na estradę niż do liturgii. Ludzie przez lata się przyzwyczaili. A jednak to smutny widok takie organy zjawa. Wyszczerbiona klawiatura, brak piszczałek w głównym prospekcie, urwany uchwyt do kalikowania. Szafa tylko odmalowana przy okazji malowania całego chóru. Wezwany specjalista był pełen entuzjazmu, dopóki nie wszedł do środka. Po oględzinach podał tak astronomiczną sumę, że proboszczowi zrobiło się słabo.

– Wiatrownica zeżarta przez robaki, skóra na miechu zetlała, cięgła pokrzywione od wilgoci – te, co zostały, bo większości nie ma, drewniane piszczałki nie do użycia, wszystkie metalowe spinki i inne zardzewiałe.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To co jest dobre?

– Szafa, choć parę desek do wymiany i cynowe piszczałki. Są jednak zdekompletowane, zniszczone. Dzisiaj już takich się nie robi, trzeba by rekonstruować. To był piękny instrument, ale dawno temu.

– A nie dałoby się ich zmniejszyć, choć w części wyremontować?

Reklama

Mistrz patrzy na nas życzliwie, kiwa głową i widać, że szuka odpowiednich słów, a może porównania, żeby nam krótko wytłumaczyć, o co idzie.

– Szafa, piszczałka jedna czy druga to jest pryszcz. Tam nie ma bebechów. Żeby działało cokolwiek, to trzeba ten środek cały odtworzyć, a dopiero później można uruchomić wszystkie czy tylko część głosów.

Widzi, że nie łapiemy zbyt lotnie. Bierze kartkę i rysuje schemat.

– Sprężone powietrze z miecha, które nabił kalikant, idzie do wiatrownicy i stamtąd do piszczałek. Ale to nie koniec biedy. Wasze organy są mechaniczne, to najlepsze, koncertowe instrumenty, wszystko w drewnianych cięgłach. Obecnie najczęściej stosuje się pneumatyczne, zamiast cięgieł, rurki i mieszki z koziej skóry. Są jeszcze mechanizmy elektroniczne, a tam styk, prąd i fru. W kościołach nie zdają egzaminu, wilgotność duża, zmienna temperatura, oksydują styki. Odtworzyć taki mechanizm jak u was to ręczna robota, drewno odpowiednie, długo leżakowane. Podejrzewam, że parafii nie będzie stać na rekonstrukcję tego instrumentu.

– Jak to? To kiedyś było stać na zbudowanie, choć bieda była większa, a parafia mniejsza, a teraz nie stać na remont?

– Kiedyś były majątki, mecenasi, darczyńcy, dobrodzieje i tym podobne. Jak im zależało, to było ich stać. Jeden głos to około czterdziestu piszczałek, to on musi kosztować tyle a tyle. U was jest trzydzieści dwa głosy, to proszę sobie pomnożyć.

– Ho, ho – mówi proboszcz i łapie się za głowę, a ja gwiżdżę ze zdziwienia, choć to niegrzeczne.

Reklama

– No to co pan radzi, skoro tak?

Mistrz mlaska, drapie się po głowie, chyba nie ma dla nas dobrej rady.

– Można popytać, czyby kto nie był zainteresowany starym instrumentem do remontu kapitalnego, ale to i tak nie pokryje kosztów nowego, choćby niewielkiego. Może jakiego sponsora poszukać? Może w parafii jest jaki bogaty?

– Panie, u nas największy przedsiębiorca to młynarz, ale on akurat do kościoła nie chodzi. Nie, takie pieniądze to nie tu.

Mistrz bezradnie rozkłada ręce. Wyjeżdża od nas uradowany jednak i obdarowany. U sąsiada było świniobicie, torba puchnie mu od kaszanek, kiełbas, salcesonów i czego tam jeszcze.

– Pierwszy raz żona będzie zadowolona z mojego wyjazdu – dodaje na pożegnanie. – Będę pamiętał o waszym zmartwieniu.

– Nic z tego – mówi proboszcz, machając ręką. – Przynajmniej wiemy, na czym stoimy. A święta Cecylia wymalowana na plafonie – dodaje z pretensją w głosie.

Widać jednak, że jest mu przykro, długo odkładał na ten remont. Wszystkiego się spodziewał – że drożej będzie, że nie całe dadzą się uruchomić – ale nie takiego werdyktu.

– Pozłocimy ołtarz albo witraż może? Szkoda – mówi roztargniony, nie kryjąc zawodu.

Reklama

Na drugi dzień jednak zagarnia go nurt codzienności i już nie wraca do tematu. Pieniądze przydały się bardzo na remont dachu na kościele, bo po ostatniej wichurze i deszczach pokazały się niebezpieczne ubytki. Ogrodzenie cmentarza, również odkładane latami, miało teraz szansę na realizację. Ludzi to cieszyło, mnie niekoniecznie, wolałbym te martwe organy ożywić. Widać nastawiłem się bardziej niż proboszcz. Kalejdoskop świąt, rekolekcji, spowiedzi i codziennych powinności wciągnął nas, stępił żale i rozczarowania. Tym większe było nasze zdumienie, kiedy w niedzielę na Sumie zobaczyliśmy mistrza uśmiechniętego z żoną u boku. Przywiózł propozycję, dotrzymał słowa. Na akademii muzycznej, na której pracuje, otwierają klasę organów i potrzebny będzie instrument taki właśnie mechaniczny, koncertowy. Zamiast kupować nowy, pomyślał, można zrekonstruować te nasze, tym bardziej że mają też klasę budowy organów. Zarekomendował i jest zgoda. Co więcej, w zamian zamontują nam własne organy pneumatyczne, nowe, sprawne, dobre.

– Będą znacznie mniejsze jak wasze, dziewięciogłosowe, ale na potrzeby waszego kościoła wystarczy. No to jak? Dobijemy targu?

Proboszcz oszołomiony, łyżka z rosołem w połowie drogi do ust zatrzymana, ulewa się i chlapie na świąteczną sutannę. Tego gospodyni znieść nie potrafi.

– A może by tak obiad najpierw niedzielny, a o interesach później?

Na tym stanęło, więc ja muszę do obydwu kaplic pojechać po południu, proboszcz przy kawie i interesach.

– Wiesz, wyszło tak, że on sam to będzie montował i potrzebuje pomocnika, to ja ciebie zgłosiłem. Nauczysz się, jak się to robi, to zawsze zysk, jakby co kiedy, nie daj Boże, to będziesz wiedział, jak naprawić.

Trudno się nie ucieszyć, tym bardziej że będziemy to robić wieczorami i nocami.

– Przecież chłop pracuje, a jeszcze musi dojechać. Spanie ci dziwne? Wytrzymasz te parę wieczorów.

Reklama

Z paru wieczorów robi się trzy tygodnie z okładem. Najpierw jest całkiem interesująco, rozbieramy stary instrument. Przygoda znakomita, morze kurzu, padłe myszy i wszelkiego rodzaju truchła. Starannie, z pietyzmem wręcz, mistrz zdejmuje cynowe piszczałki, układa w przygotowanych formach, żeby się w transporcie nie pogięły. Potem wiatrownicę, miechy i szafę organową na koniec. Dziwna pustka się robi nagle na chórze, kiedy następnego dnia rano staję przy ołtarzu. Jakbyśmy wyrwali coś niesamowicie ważnego. To nic, że były nieczynne, trwały tu, były częścią tego miejsca. Aż boli to puste miejsce. Proboszcz dostrzega to samo, smutnieje.

– Nie wiem, czyśmy dobrze aby zrobili. Mogły stać i czekać lepszych czasów. Patrzeć się na chór nie mogę, aż mnie ściska. Takie to twoje dorady.

Dech mi zaparło ze zdziwienia, jakie dorady, kto mnie pytał o zdanie? Świadomie jednak czy też nie, jestem współwinny. Nie protestuję, wzdycham tylko podobnie jak proboszcz i kiwam głową ze zrozumieniem. Święta Cecylia z sufitowego malowidła też wydaje się posmutniała, choć ma na obrazku własny instrument. Widać ją obecnie wyraźniej, bo światło z okna na chórze teraz bez przeszkód wydobywa jej postać i subtelne kolory.

– Patrz – mówi proboszcz – nasza Cecylka zyskała. Nie wiedziałem, że ona taka ładna. Może ma nam za złe?

Nastrój się poprawia, kiedy przywożą nowe organy. Zestawiamy na próbę front i boki nowej szafy, żeby zobaczyć, jak to w tej przestrzeni zagra. Dużo mniejszy prospekt, inny kształt, ale nowe, błyszczące, ładne. Proboszcz przygląda się długo, kręci głową, porównuje, podchodzi bliżej, to znowu się oddala, jakby chciał zaczarować czy oswoić ten nowy widok.

– No, jak się dobrodziejowi widzi? – pyta mistrz z chóru, oczekując pewnie zachwytu.

– Wie pan, takie one jakieś mikre. Będzie co jeszcze po bokach czy to już wszystko?

Reklama

I nagle mistrza natchnęło, aż klepnął się po głowie. – Pewnie, że będzie, oczywiście. Te ozdoby ze starej szafy się pozłoci i przymocujemy z jednej i drugiej strony. O, i na górze. Będzie bogato.

– No, to zupełnie inny instrument będzie. Dobrze, bo tak to by było za mizernie.

– Ale od tego im głosów nie przybędzie – wtrącam swoje trzy grosze.

Irytuje to proboszcza niepomiernie.

– Widzicie go, powiedział, co wiedział. Pana mistrza zapytaj, to ci wytłumaczy, o co chodzi. Doświadczenia nie ma, a się mądruje.

– O ludzi chodzi, proboszcz ma rację, że też na to nie wpadłem wcześniej.

Budujemy. To, co przez dwa tygodnie było fascynujące i nowe, staje się uciążliwe i męczące. Rzadko kiedy kończymy przed dwunastą w nocy, a bywa i do drugiej. Mieszki, rurki i pierdółki, jak to przy pneumatycznych organach w ilościach wręcz przemysłowych. Poza tym goni nas termin, bo proboszcz w swojej nieokiełzanej pomysłowości już zaplanował poświęcenie, poustalał terminy, powysyłał zaproszenia.

– Profesor zamówiony, da mały koncert, chór też przyjedzie, stroje mają piękne, prosiaka obstalowałem, ze dwa dni wcześniej trzeba mu dać w ucho, żeby wszystko było świeże. – Kipi wręcz entuzjazmem, tryska pomysłami, gejzer dobrego nastroju.

– Ja nie wiem, czy zdążymy – mówię ostrożnie. – W ścianie trzeba wykuć otwór na dmuchawę, a proboszcz wie, jaki to kamień. Kanał zbudować, uszczelnić, nie mówiąc o strojeniu instrumentu. Tam jest jeszcze masa roboty.

Reklama

– Ty zawsze byłeś defetysta. Niedospany jesteś, to cię trochę usprawiedliwia. Więcej wiary. Święta Cecylia dogląda wszystkiego. Podobno wczoraj zasnąłeś w szafie? Ujechali już kawałek, jak się zorientowali, że z nimi nie wychodziłeś. Tak było?

W ostatnim tygodniu jest nas już czworo, a i tak nie możemy zdążyć. Oczywiście, proboszcz nie przyjmuje do wiadomości żadnych opóźnień.

– Prosiak, profesor, chór, mowy nie ma o jakimkolwiek przesuwaniu terminu. Jak bym ja wyglądał? Zresztą ludziom już ogłosiłem. Co sobie pomyślą? – szantażuje nas.

Kończymy dosłownie na ostatnią chwilę. Pan profesor, ten od koncertu, co chciał zrobić próbę instrumentu w przeddzień, niecierpliwi się mocno. Próbuje po północy. Jesteśmy skonani, ale i szczęśliwi, że się udało. Te złocone skrzydła mocujemy już rano. Rzeczywiście dodają splendoru i poszerzają organy. Z dołu wygląda to imponująco. Skoro są silnik elektryczny i dmuchawa, nie montujemy już ramienia do kalikowania, nie ma czasu. To akurat się zemści, bo podczas Sumy i poświęcenia nie ma prądu w całej wsi, akurat przez te dwie godziny. Kalikant, który tym ogryzkiem wystającym z szafy musiał napełnić miechy, poobdzierał sobie łydki i upocił się niezmiernie. Odbyło się jednak wszystko godnie mimo tych utrudnień. Chór wprawdzie lepiej wyglądał, niż śpiewał, profesor nie mógł zagrać tego, co przygotował, bo powietrza było za mało, ale proboszcz i św. Cecylia wyglądali na zadowolonych.

2025-06-24 13:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z głębokości

2025-10-15 07:39

Niedziela Ogólnopolska 42/2025, str. 54-55

[ TEMATY ]

opowiadanie

Magdalena Pijewska

Nasz pan kościelny jest równocześnie grabarzem. Traktuje obie te funkcje z należytą godnością, jak misję i posłannictwo, a nie tylko zawód, i wymaga od innych powagi i podobnego podejścia w kontaktach z jego osobą.

Nasz pan kościelny jest równocześnie grabarzem. Traktuje obie te funkcje z należytą godnością, jak misję i posłannictwo, a nie tylko zawód, i wymaga od innych powagi i podobnego podejścia w kontaktach z jego osobą. Kiedy rodzina przychodzi, jak to się tu mówi, załatwić bądź uzgodnić pogrzeb, bez niego się nie obędzie. Celebruje wtedy swoją rolę dużo bardziej niż proboszcz. Nie widzi w tym też nic niestosownego. Wyjaśnia mi szczerze i z prostotą: – To ja będę dzwonił na skonanie, ja kopię grób i ja go zasypuję, formuję kopiec. A potem jeszcze doglądam, darniuję i jakby kiedyś pomnik chcieli, to też ze mną mają do czynienia. Nie tak? Że już nie wspomnę o kościele. Kto ustawia katafalk? Obsługuje w całości, dzwoni? No. To kto tu jest najważniejszy?
CZYTAJ DALEJ

Mamy papieża! – Rocznica wyboru kard. Wojtyły

Kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża w poniedziałek, 16 października 1978 r., w drugim dniu konklawe. Biały dym zwiastujący dokonanie wyboru pojawił się nad Kaplicą Sykstyńską o godz. 18.18.

CZYTAJ DALEJ

Różaniec w trudnych sprawach ze świętą Ritą

2025-10-16 20:58

[ TEMATY ]

rozważania różańcowe

Bożena Sztajner/Niedziela

Można powiedzieć, że w tych rozważaniach św. Rita nie jest obecna przez przywoływanie jej myśli lub szczegółów życia, ale ona po prostu do nich była zapraszana. I przychodziła. Przychodziła do ludzi, którzy modlili się o rozwiązanie swoich beznadziejnych spraw. Dawała zrozumienie, dotykała indywidualnie serc.

Tajemnica I - Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu Bóg kocha cię i zadba o to, by nie brakowało ci niczego, co ci naprawdę jest potrzebne. Pamiętaj jednak, że tym, czego najbardziej potrzebujesz, jest POKORA. Ona przyjdzie do ciebie, gdy ZAAKCEPTUJESZ, że nie CZUJESZ SIĘ akceptowany, odwiedzany, zauważony, nie ciebie się pytają o zdanie; inni są wybierani, chwaleni, utalentowani, przebojowi, ładniejsi, z nimi rozmawiają, nie z tobą; jesteś odrzucany, niechciany– siostra lub ktoś inny z rodziny jest lepiej traktowany. Nie chcę ci powiedzieć, że jesteś niechciany, odrzucany, brzydki, masz być popychadłem, chłopcem do bicia itd., ale chcę cię zachęcić do pokory, która polega na akceptacji twoich odczuć i pragnieniu, by inni byli lepsi i bardziej obdarowani od ciebie, o ile tylko ty będziesz taki, jaki być powinieneś. Pokora przyjdzie na ciebie przez szereg rozczarowań i porażek. Pokora to stanięcie w prawdzie i wybranie tego, co wybrał Jezus – kielicha męki. Wtedy będziesz mógł powiedzieć: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie” (por. Ps 23,1). Przyjmij tę obietnicę z psalmu jako prawdę, uchwyć się jej jak kotwicy podczas sztormu: „Szukającemu Boga żadnego dobra nie zabraknie”. Jeśli pragniesz przezwyciężyć kłótnie rodzinne, to czy jednocześnie pragniesz pokory, która pomaga przezwyciężać spory? Jeśli pragniesz być pokornym jak Jezus, to czy jednocześnie pragniesz środków, które do głębokiej pokory prowadzą? Na skale pokory zbudujesz duchowe drapacze chmur sięgające nieba. Pokorą przebijesz najwyższe niebiosa; pokorą zdobędziesz Serce Boga; pokorą pokonasz wrogów, odbudujesz swoją rodzinę; dzięki pokorze pokonasz lęk, osiągniesz szczęście, wolność i nadprzyrodzoną radość. Dzięki pokorze staniesz się spokojniejszy, bardziej cierpliwy, mniej będziesz krzyczał, a więcej swoich grzechów będziesz wyznawał na spowiedzi, bo zobaczysz swoją nędzę. Dlaczego mamy tak mało świętych? Bo mało kto chce być głęboko pokornym. Niech Chrystus pomoże ci wpatrywać się w Niego – w Tego, który stracił wszystko, byś zyskał wszystko; w Tego, który tak bardzo się uniżył, by ciebie wywyższyć. Błogosławię cię, byś patrzył na świat nie przez pryzmat własnych odczuć, lecz w Bożej perspektywie. Popatrz na świat w kontekście wielkiej Twojej potrzeby – potrzeby stania się pokornym. Niech Jezus nauczy cię patrzeć dalej i nie skupiać się wyłącznie na tym, czego ci według twojej oceny najbardziej brakuje.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję