Reklama

Ślad jednego życia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z perspektywy czterech minionych lat wyłoniły się kontury. Daleko im jeszcze do ostatecznego kształtu, bo skala przedsięwzięcia jest procesem długotrwałym i trudnym. Tym trudniejszym, że na początku nie było nic prócz porośniętego chwastami placu i idei.
Jej orędownikiem był metropolita przemyski abp Józef Michalik. Obejmując duszpasterstwo archidiecezji uznał, że w tej części miasta, którą umownie określić można okolicami ul. Kopernika, powinna powstać parafia. Zadanie okazało się skomplikowane z kilku przyczyn. Brakowało świątyni, proboszcza oraz tradycji wspólnoty parafialnej zintegrowanej miejscem zamieszkania i jednym miejscem kultu. Część wiernych należała do parafii Franciszkanów, inni do parafii Błonie, a wielu ze względu na odległość korzystało z kościoła ojców Reformatów. Tak więc zasadniczym problemem stało się pozyskanie ludzi, a tego nie można było dokonać automatycznie. Należało do nich trafić, poruszyć serca, zaszczepić nawyk jedności. Tak ważnej misji mógł sprostać tylko odpowiedni kandydat. Póki co trwały dyskusje, które miały rozstrzygnąć nie tylko kwestie personalne, lecz także strategię działania. Powstał dylemat od czego zacząć. Czy od powołania parafii czy też od budowy świątyni, która stanowiłaby istotę wspólnoty.
W 1999 r. zapadły ostateczne decyzje, w wyniku których ks. Piotr Walasz został mianowany proboszczem i delegowany do utworzenia nowej wspólnoty. Z rąk metropolity przemyskiego kapłan otrzymał błogosławieństwo, a także ornat i kielich. Dzisiaj ze wzruszeniem wspomina tamten moment.
- Czułem się wówczas jak misjonarz, którego czeka żmudna wędrówka trudną i nieznaną drogą. Nie miałem nic, więc dar Księdza Arcybiskupa nabrał dla mnie symbolicznej wartości. Już moje ręce nie były puste, już mogłem coś wspólnocie ofiarować, a przecież na tej drodze nie postąpiłem nawet kroku.
Wydaje się, że w życiu ks. Piotra był to zasadniczy moment, więc zapytałem go czy nie obawiał się ciężaru odpowiedzialności.
- Decyzję przełożonych przyjąłem z pokorą, świadomy ogromu zadań jakim będę musiał sprostać, a te musiały budzić respekt. Jednocześnie była we mnie ufność i nadzieja, bo na to wyzwanie patrzyłem przez pryzmat wiary. Wiedziałem, że jest to zamysł Boży, a ja narzędziem do wykonania Jego woli. Skoro tak, miałem świadomość Kto za mną stoi i będzie kierował moimi krokami, dlatego nie tylko wyzbyłem się lęku, lecz czułem się wyróżniony łaską wybraństwa. Poza tym mnie trudności mobilizują, gdyż uważam, że z trudu, a nawet cierpienia, powstają wielkie dzieła.
Zanim oficjalny dokument usankcjonował powstanie wspólnoty na parafialnym placu siostry Serafitki urządziły ołtarz, by przyjąć wędrujące z Kalnikowa do Przemyśla relikwie św. Jana z Dukli.
Ks. Piotr fakt ten odczytuje jako jeden ze znaków, które mu towarzyszą.
- Św. Jan z Dukli wziął w posiadanie tę ziemie i ludzi, którzy tu żyją. Został naszym patronem i wiem, że wspiera nas w trudnych chwilach.
Dekret erygowania parafii został wydany 20 listopada 1999 r. W paragrafie 1 określono jej granice. W ramach zaleceń zawartych w dokumencie warto zacytować paragraf 4 i 5: „(...) w szczególności wspólnota parafialna zatroszczy się o wybudowanie świątyni na działce przy ul. Wł. Reymonta, przekazanej na ten cel przez archidiecezję w ramach przygotowania do budowy świątyni parafia urządzi dla swoich potrzeb tymczasową kaplicę na w/w posesji”. Dekret podpisali Metropolita Przemyski oraz Kanclerz Kurii.
Zadania materialne określone w tym fragmencie dokumentu charakteryzowała realna ocena sytuacji. Bez udziału wspólnoty parafialnej, której wówczas jeszcze nie było, trudno zbudować cokolwiek, szczególnie kościół, dlatego pierwszym krokiem miało być wzniesienie kaplicy. Podczas jednego ze spotkań z Księdzem Arcybiskupem i Księdzem Kanclerzem nowo mianowany Proboszcz usłyszał:
-Zacznij Piotrze od kaplicy, to będzie pierwszy krok. Budowa kościoła i wspólnoty wymaga ofiary jednego życia.
Dekret o erygowaniu parafii tworzył wykładnię działania, był drogowskazem, ale nie rozwiązywał problemów. Skupiona w określonych granicach, w obrębie 27 ulic, parafia liczy około 4 tys. ludzi. Należało do nich dotrzeć, przekonać, zachęcić do współpracy. Nie było to zadanie proste. Trzeba było zapukać do każdych drzwi. Reakcje okazały się różne. Większość się ucieszyła, że w zasięgu ręki będą mieli swoją parafię, zadeklarowało udział i wsparcie. Byli i tacy, którzy przez lata korzystając z parafii Franciszkanów i Błonie nie widzieli potrzeby zmiany i tworzenia nowej. Wreszcie pojawiły się głosy sprzeciwu szermujące argumentem, że skoro w Przemyślu jest tyle kościołów, to po co budować kolejny i czy nie lepiej te pieniądze przeznaczyć na sierociniec, dom starców, czy inny obiekt. Podobne opinie słyszy się w Przemyślu nie po raz pierwszy. Kolportują je programowi malkontenci i naprawiacze, dla których solą w oku jest każda działalność Kościoła. Zdarzyło mi się z takimi poglądami polemizować aż do momenty, gdy przekonałem się, że są umysły głucho zamknięte na inne racje, te oczywiste również. Pozostają więc fakty, a z nimi podobno się nie dyskutuje. Przez rok trwały prace przygotowawcze, które koncentrowały się na skompletowaniu dokumentacji, powołaniu rady duszpasterskiej i rady budowy świątyni, nawiązywaniu szeregu kontaktów, celem tworzenia sprzyjającego klimatu. Ksiądz był ciągle wśród ludzi nie tylko jako proboszcz, katecheta szkolny, czy kapelan rzemieślników, lecz przede wszystkim przyjaciel. Częste spotkania służyły wzajemnemu zbliżeniu i poznaniu. Wizyty duszpasterskie z okazji kolędy kończyły się przeważnie po 22.00. I tak krok po kroku powstawały zręby wspólnoty. Dość szybko Ksiądz Proboszcz zorientował się jaka ona jest. Okazało się, że to najuboższa parafia w mieście. Tworzą ją emeryci i renciści, mieszkańcy starych, czynszowych kamienic i parterowych domków oraz młode małżeństwa z bloków spółdzielczych w znacznym procencie zadłużone kredytami i bezrobotne. Oprócz biedy materialnej nie brakuje tam biedy duchowej. Od dawna ta dzielnica Przemyśla cieszy się ponura sławą miejsca, gdzie uprawiany jest nielegalny proceder handlu alkoholem, a jego nadużywanie prowadzi do degradacji rodzin i nieszczęść. Zdarzały się wśród nich wypadki śmiertelne. Ks. Piotr nie potępia. Ubolewa nad ludzką słabością i stara się pomóc.
- Chciałbym wspólnocie pokazać serce. Boże serce. W Nim jest miłość, której często szukają i nadzieja dla tych, co dawno zwątpili. To nie przypadek, że właśnie tu, na tym nieco zapomnianym skrawku ziemi, wśród szarych domów i trudnej codzienności rozpala się Boże światło. Trzeba je dostrzec, gdyż jest znakiem, którą pójść drogą, aby nie błądzić i lepiej żyć.
Pierwsza Msza św. w parafii odbyła się w Boże Ciało 2000 r. Skromna liturgia przy polowym ołtarzu zgromadziła niewiele osób, nie mniej w historii parafii było to wydarzenie ważne. Dokonała się publiczna identyfikacja miejsca modlitwy i Kościoła. Dwa miesiące później przy tym samym ołtarzu, przykrytym prowizorycznym dachem z folii, miała miejsce dużo bardziej okazała uroczystość, podczas której abp Józef Michalik dokonał poświęcenia placu. W październiku 2000 r. firma budowlana Stanisława Dorociaka rozpoczęła budowę domu parafialnego. W pierwszej fazie prac zaplanowano zaadoptowanie sutereny na miejsce modlitwy zdolne pomieścić około 500 osób. Zanim zaczęły rosnąć mury robotnicy postawili drewnianą wiatę dla potrzeb wiernych. Trzeba pamiętać, że nastały jesienne słoty i zbliżała się zima, należało więc ludziom zapewnić jakieś schronienie. Ściany obito sklejką, a na klepisku ułożono płyty chodnikowe, które parafianie przykryli dywanami. W tej scenerii 29 października już pod dachem odbyła się pierwsza Msza św. Kilka dni później Proboszcz otrzymał list. Był to odręcznie napisany Psalm 84 „Tęsknota za domem Bożym”. Tekst kończyły słowa. „Z okazji pierwszej Mszy św. w naszej świątyni serdeczne Bóg Zapłać. A. H”. Dla kapłana określenie drewnianego baraku słowami „nasza świątynia” stanowiło dowód, że jego mozolna służba przynosi efekty. Bo oto rodzi się świadomość wspólnej sprawy, a wśród lokalnej społeczności przybywa Bożych sojuszników. Wyjątkowym przeżyciem dla parafian stała się Pasterka roku 2000. Celebrował ją metropolita przemyski abp Józef Michalik. Obecność zwierzchnika archidiecezji w ubogiej szopie, a nie pięknej katedrze była dla ludzi wzruszającym dowodem wsparcia i troski o losy nowej wspólnoty.
Kolejne lata charakteryzował ciągły rozkwit materialny i duchowy. Stale była to, a właściwie jest, droga uciążliwa. Wielu problemów nastręczają finanse. Do tej pory dom parafialny pochłonął w materiałach i robociźnie kwotę 400 tys. zł. Do zakończenia prac potrzeba jeszcze 150 tys.
- Nieraz czuję się przyparty do muru - mówi ks. Piotr. - Przychodzą rachunki z terminami płatności, a ja nie mam ani grosza. Zdarzało się, że odcinali mi prąd i telefon. Ufam, że Pan Bóg nas nie opuści. I nie opuszcza. Wspiera mnie poprzez ludzi ofiarnych i zaangażowanych. Jak potrzeba pożyczają mi pieniądze, kredytują prace, nie odmawiają żadnych form wsparcia. Szkoda, że w kosztach partycypuje tylko połowa. Oddaję na budowę wszystkie oszczędności i datki z tacy. Jest tego rocznie około 70 tys., więc w stosunku do potrzeb niewiele. Obliczyłem, że na same fundamenty pod planowany w przyszłości kościół musiałbym zbierać pięć lat.
Mimo wszystko Proboszcz jest optymistą. Gdy słuchałem jego opowieści i spoglądałem na pełną entuzjazmu twarz, pomyślałem, że byłby dobrym terapeutą dla tych, którzy wątpią, boją się problemów, rezygnują. Ks. Piotr żyje Bożą wizją, a ta dodaje mu skrzydeł. Poza tym minęło zaledwie dwa lata, a efekty są znaczne. Jeszcze nie na miarę ambicji i oczekiwań, ale to przecież dopiero początek. Nie tak dawno dysponował jedynie ornatem i kielichem otrzymanym w darze, dzisiaj ma pełne wyposażenie. Cieszy dorobek materialny, bo i dom parafialny z kaplicą na ukończeniu, a ofiarowany przez Witolda Sobola dzwon wzywa wiernych na Anioł Pański. Największą jednak radością proboszcza jest żywy Kościół, który ciągle wzrasta. Zaczęło się od 30 osób, a dzisiaj w Mszach św. regularnie uczestniczy 800 parafian. Przy parafii funkcjonuje 11 róż żywego różańca, schola oraz grupa 38 ministrantów. Dojrzewa świadomość wspólnoty, więc zwiększać się będzie zakres działania i zapewne liczba wiernych. Ludzie coraz bardziej utożsamiają się z miejscem, bo tu jest ich parafia, tu się modlą, tu będzie kiedyś ich kościół, a ich proboszcz mieszka na Zacisznej. Starszy schorowany mężczyzna ma łzy w oczach.
- Miesiącami nie chodziłem do kościoła - zwierza się. - Do Franciszkanów nie dojdę bo za daleko, ale teraz do naszej kaplicy jakoś się dowlokę. I jak tu nie dziękować Bogu.
Ks. Piotr pieczołowicie odnotowuje fakty, które wpisują się w historię młodej parafii i pięknie świadczą o ludziach.
- Będę im wdzięczny do końca życia za wsparcie, za wzruszenia wspólnie doznane, za ich codzienną obecność.
Przeżyli razem misje parafialne, rekolekcje, pierwszą Komunię św. śluby, nawiedzenie parafii przez Jasnogórski Wizerunek Matki Bożej. Przy tej okazji parafia pw. św. Jana z Dukli pokazała się jak żadna inna. Kobiety ułożyły 350 m chodnik z żywych kwiatów i był to chyba wyjątkowy wyczyn skoro odnotowały go media. Na pewno wyróżnia parafię fakt posiadania figury Matki Bożej Fatimskiej, ofiarowanej wspólnocie przez siostry Serafitki, a poświęconej w Kaplicy Objawień przez bp. Paulo Marię Hnilicę. Zaczyna się tworzyć parafialna tradycja pielgrzymowania. W tym roku przedstawiciele parafii dotarli do Watykanu, gdzie Ojcu Świętemu ofiarowali obraz. Wspólnota żyje. Ksiądz Proboszcz potwierdza przypadki nawróceń oraz dwa powołania. Na tym pogodnym tle kładą się również cienie, które smucą i bolą.
- Wyobrażam sobie naszą wspólnotę jako rodzinę dzieci Bożych, wrażliwą na drugiego człowieka i pełną miłości. Tymczasem w środku osiedla wyrasta parkan, który zamiast jednoczyć, dzieli. Dlaczego, przecież uczymy się od Niego, a On się od człowieka nie odgradza.
Zapewne źródłem zmartwień jest także bierność i wyczekiwanie sporej grupy parafian. Stoją z boku anonimowi i obojętni. Tymczasem tuż obok pnie się w niebo dzieło największe. Nie wielkością monumentu, lecz deklaracją i świadectwem wiary. Jeżeli swoim życiem nie zaznaczymy tam śladu, to cóż warte jest to życie. Wystarczy przetrzeć oczy i spojrzeć na świat dzisiejszy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przewodniczący Episkopatu na Tydzień Wychowania: Niech nadzieja towarzyszy rodzicom, nauczycielom i uczniom

2025-09-15 08:53

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

Konferencja Episkopatu Polski

Tydzień Wychowania

www.tydzienwychowania.pl

Tydzień wychowania

Tydzień wychowania

Niech nadzieja towarzyszy wszystkim rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, w nagraniu z okazji XV Tygodnia Wychowania. Rozpoczął się on w Kościele katolickim w Polsce 14 września i potrwa do 20 września.

Piętnasty już Tydzień Wychowania przypada w Roku Jubileuszowym poświęconym nadziei. Dlatego przyświeca mu hasło: „Wspólnota Nadziei”. „Niech ta nadzieja towarzyszy wszystkim: rodzicom, nauczycielom, duszpasterzom oraz uczniom i wychowankom. Niech będzie obecna szczególnie mocno w sercach nauczycieli religii” - powiedział abp Tadeusz Wojda SAC w nagraniu wideo z okazji tegorocznego Tygodnia Wychowania.
CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Pierwsza prezydencka wizyta Karola Nawrockiego w Berlinie i Paryżu

2025-09-15 21:44

[ TEMATY ]

Karol Nawrocki

KPRM

Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO zdominuje rozmowy Karola Nawrockiego w Berlinie i Paryżu. Mimo powtarzających się deklaracji strony niemieckiej, że sprawa prawnie jest zamknięta, polski prezydent zamierza podjąć kwestię reparacji za II wojnę światową.

We wtorek Nawrocki odbędzie w Berlinie rozmowy w cztery oczy z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem oraz kanclerzem Friedrichem Merzem. Polski prezydent nie ma w swoim programie w Niemczech żadnych oficjalnych konferencji prasowych.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję