Dzisiaj taką rzecz opowiem:
Dwóch miał synów pewien człowiek.
Młodszy z nich tak rzekł do taty:
- Chyba nie poniesiesz straty,
Gdy mi oddasz część majątku.
Myślę, że to jest w porządku
Dostać to, co mi przypada.
Ojciec sprawy nie odkładał
I majątek tak podzielił,
Aby dwaj synowie mieli
To, co do nich należało.
I gdy tak się, dzieci, stało,
Młodszy syn z domu wyjechał,
By w zabawach i uciechach
Stracić cały swój majątek.
A to biedy był początek.
Z głodu świnie paść aż zaczął
I już nie był taki macho.
Wtedy syn się zastanowił
I pomyślał: Co żem zrobił?
Wrócę już do ojca mego,
Choć zrobiłem tyle złego.
Syn dla ojca wiele znaczył,
Więc, gdy tylko go zobaczył,
Wybiegł szybko mu naprzeciw.
Tak spotkaniem tym się cieszył.
Syn skruszony rzekł: - Zgrzeszyłem!
Już nie mogę być twym synem!
Jednak ojciec go nie słuchał
I swą służbę tak pouczał:
- Dajcie nowe mu ubranie,
Czyńcie też przygotowanie
Do przyjęcia wesołego,
Bo mam w domu... syna mego!
A tymczasem starszy syn,
Który z ojcem zawsze był,
Wiedząc, że już brat powrócił,
Tym powrotem się... zasmucił,
Mówiąc głośno ojcu swemu:
- Ojcze! Czy to po bożemu
Witać tego, co się stracił
I majątek swój utracił?
Ojciec na to: - Mój kochany!
Jestem tak rozradowany,
Gdyż odnalazł się twój brat,
Co w daleki poszedł świat.
Ożył, chociaż wcześniej zginął,
By na zawsze być... z rodziną.
Ja pytanie mam przy końcu:
Kto się kryje w tymże ojcu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu