Do utworzenia zespołu z prawdziwego zdarzenia przymierzali się od dawna, znając się wzajemnie, śpiewając indywidualnie w kieleckiej cerkwi przy ul. Bodzentyńskiej, bądź chórach. Wspólne śpiewanie -
jako zespół wokalny „Oikoumene” - rozpoczęli w grudniu 2003. Pierwszy poważny koncert (nie lubią tego słowa!) dali 22 lutego, w kaplicy Oleśnickich w sanktuarium na św. Krzyżu. Potem
można było ich usłyszeć w kościele Ojców Kapucynów (gdzie gościnnie użyczono im sali na próby), u Chrystusa Króla na Baranówku. 9 maja zaśpiewają w kaplicy akademickiej, a w czerwcu podczas otwarcia Międzynarodowych
Targów SacroEkspo.
Dlaczego „koncert” nie jest właściwym słowem? Może dlatego, że kojarzy się z jednorazowym, niekiedy artystycznie ważnym i udanym wydarzeniem, ale mniej w nim głębokiego przeżywania, a
na pewno mniej modlitwy. Może właściwiej byłoby nazywać ich występy misterium, tym bardziej, że towarzyszą im zawsze ikony i światło? Oni sami stoją gdzieś na uboczu. Są właściwie tylko męskim, zestrojonym
wielogłosem...
Otcze nasz...,
Swietie tichyj..,
Swiatyj Boże...,
Pod Twoju miłost...
* **
Dla każdego z nich śpiewanie muzyki cerkiewnej jest czymś innym, i może nieco inne są motywy współtworzenia zespołu.
Jacek Dziubel jest w Kielcach znany ze swej fascynacji ekumenizmem i to zapewne leżało u źródeł inicjatywy powołania zespołu muzyki cerkiewnej, będącej skądinąd jego pomysłem. „Uważam, że na
drodze braterskiej miłości, starszy brat - Kościół katolicki, powinien podać rękę młodszym braciom” - twierdzi, wyliczając blisko 10 różnych wspólnot chrześcijańskich w Kielcach i nawiązując
do Dekretu o Ekumenizmie Soboru Watykańskiego II (m. in. wzywającego każdego katolika do podtrzymywania bogatej spuścizny Kościoła Wschodniego) i do swych kilkunastoletnich doświadczeń w śpiewie cerkiewnym.
Cóż stąd, że wspólnoty „młodszych braci” są małe, że parafia prawosławna liczy teraz zaledwie 30 osób. Czy arytmetyka może tu dyskredytować cokolwiek? W cerkwi, jak nie ma chóru, to nie ma
ślubu, pogrzebu, w ogóle liturgii. Pomagał więc śpiewać on, katolik. Śpiew cerkiewny stał się czymś nieodzownym w jego życiu.
Przemysław Kasprzyk odkrywał swe rozmiłowanie w tej muzyce na podobnej drodze - Międzywyznaniowych Spotkań Ekumenicznych w Kodniu n. Bugiem, podczas Europejskich Spotkań Młodych, w Taizé. Przez
12 lat wspólnota z Taizé powierzała mu przygotowania do rokrocznych spotkań. „W połowie lat 90. odkryłem, że chrześcijaństwo nie zamyka się tylko w katolicyzmie” - mówi. Szczególnie
zainteresowała go spuścizna Kościoła prawosławnego. Gdziekolwiek znalazł się w Europie, odwiedzał tam wspólnoty prawosławne, dużo czytał na ten temat. I od dziecka wzrastał w atmosferze śpiewu chóralnego
w kieleckich parafiach, w który zaangażowana była większość członków rodziny.
Zdzisław Łakomiec wspomina ważne uroczystości i spotkania, w których miał okazję uczestniczyć: wieczernie w cerkwi (z udziałem np. bp. Mieczysława Jaworskiego i darzonego przezeń przyjaźnią, także
już nieżyjącego b. proboszcza parafii prawosławnej, ks. Jana Solara), obchody 1000-lecia chrztu Rosji, uroczyste liturgie z udziałem o. Sergiusza Jana Gajka (obecnie wizytatora apostolskiego dla katolików
na Białorusi), liturgie wg. św. Jana Złotoustego w kościołach katolickich. Były także wyjazdy do Kodnia i młodzieńcze fascynacje Taizé. „Źródło nie wyschło” - mówi dzisiaj. „Gdy
spotkaliśmy się w cerkwi i Jacek wciąż powracał do pomysłu z chórem, uznałem, że to coś dla mnie”.
Sławomir Błasiak nie był natomiast związany z żadną wspólnotą ekumeniczną czy parafialną. Jednakże od bardzo dawna pozostawał pod urokiem muzyki nie tyle cerkiewnej, ile, jak mówi „dawnej, o
cechach mistycyzmu religijnego”. Do zespołu trafił z naboru i z namowy. Poznał kolegów, zaakceptował to, co robią. Został wśród nich. Marzy o poszerzeniu repertuaru, np. o chorał gregoriański. I
zapewne tak się stanie.
Rafał Bazanek jest dyrygentem i kierownikiem muzycznym „Oikoumene”. Przyznaje, że wychował się na muzyce rockowej - metalowej, obce były mu dźwięki przypisane do liturgii, religii
czy choćby folklor. Nie lubił i nie rozumiał wsi, a chyba odmienił go śpiew kobiet w maleńkiej cerkiewce w Kostomłotach. Proste babuszki, cały dzień zajęte w polu i w domu, przeistaczały się w natchnione
artystki, wyśpiewujące hymn prośby i uwielbienia, sprawnie posługujące się głosem. Tam, na rubieżach Rzeczpospolitej, można się naprawdę modlić i wsłuchać w siebie, tam docenia się tak ważną, a nieodzowną
w prawosławiu, modlitwę przez śpiew i muzykę. Muzykę łączącą głębię i prostotę, i przepiękną poezję osadzoną w tekstach liturgicznych. Podobnie jak koledzy, związał się z Taizé, śpiewał w cerkwi. Uważa,
że źródła jego związków z tą muzyką tkwią także w reakcji na dominację kultury zachodniej.
* * *
Żaden z nich nie jest zawodowym muzykiem. Anglista, pracownik domu pomocy społecznej, bezrobotny, prasoznawca i historyk, doktorant uczelni politechnicznej. Połączyła ich pasja i wiara w sens tej pasji. W sens modlitewny i kulturowy całego przedsięwzięcia. Gdy śpiewają Pod Twoju miłost wierzą głęboko, że tymi, choć w różnych językach słowami, modlą się wierni w różnych zakątkach świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu