Reklama

„Poznań. Taizé. Z innej strony modlitwy”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie chciałbym, aby ten tekst był tylko zwykłą relacją ze wspaniałego i doniosłego wydarzenia, jakie miało miejsce między 29 grudnia 2009 a 2 stycznia 2010 r. w Poznaniu. Na ten temat wiele oglądaliście, czytaliście. To samo doświadczenie postaram się opisać w sposób bardzo subiektywny, aby dodać jakiegoś wyrazu świeżości wiedzy na temat spotkania, które przeżyłem zapewne inaczej niż inni. Drugim powodem jest postawa, a raczej funkcja, której się podjąłem. Byłem aktywnym wolontariuszem. Formalnym szefem szczecińskiej grupy pracy. Widziałem wszystko z innej perspektywy. Czułem się również bardziej odpowiedzialny za to, co się dzieje w mojej grupie i w moim zadaniu jako wolontariusza wspomagającego swoją mikroskopijną pracą to wielkie logistyczne przedsięwzięcie.
Wyjechaliśmy ze Szczecina już 27 grudnia. Podróżowaliśmy pociągiem jak chyba większość naszych współtowarzyszy z obszaru Polski. Pojechaliśmy wcześniej niż większość uczestników. W ten dzień przybyły setki ludzi, aby 29 grudnia przyjąć tysiące naszych przyjaciół nie tylko z krajów Europy, ale z całego świata. Zanim jednak to miało się stać, pierwszym punktem naszego pobytu i odpoczynku była modlitwa. Po niej byliśmy przydzielani do zadań i lokowani w parafiach. Udało się nam się zakwaterować w odległości jedynie 7 minut jazdy tramwajem od Targów, gdzie wszystkie najważniejsze punkty programu były realizowane. Jednakże muszę wspomnieć choć kilkoma zdaniami o doświadczeniu Mszy św. w duchu Taizé. Uczestniczyli w niej katolicy, protestanci i prawosławni. Znak pojednania, ale i obaw o zatarcie znaczenia Eucharystii. Trochę dziwnie się klęczało wśród protestantów, którzy nawet nie wstali na Przeistoczenie. Wszyscy jednak wstali na odczytanie Ewangelii.
Wraz z kolegą trafiłem do naprawdę specyficznego człowieka i jego nie mniej oryginalnego domu. Tak, naprawdę. Byliśmy zszokowani i zaskoczeni, ale trafiliśmy do czegoś na kształt chrześcijańskiej (wolę ostrożnie użyć tego słowa zamiast katolickiej) komuny czy wspólnoty. Nasz gospodarz wydawał się bardzo ekscentryczny i radykalny w swoich sądach. Dwa czy trzy lata starszy ode mnie. Silnie wierzący, aż zahaczając o absurd, wybił w nas piętno, które długo nie zapomnimy. Prowadził dom otwarty dla przyjaciół, a nawet nieznajomych! Słyszałem o nim wiele sprzecznych informacji. Malował ikony, należy do neokatechumenatu, znika na całe noce i pojawia się niespodziewanie. Na ścianach jego mieszkania wszędzie wiszą oznaki przynależności do wiary katolickiej. Wpierw takim zachowaniem wzbudził we mnie wewnętrzny opór i protest. Pytałem się siebie. Co ja tu robię? Jestem z wierzącej rodziny. Sam osobiście praktykuję i walczę o bezustanne pogłębianie swojej wiary, a nawet jestem we wspólnocie, w której niektórzy członkowie posiadają tzw. charyzmaty. Sam w swoim krótkim - 22-letnim życiu widziałem wiele, myślę że nawet za wiele, ale nigdy nie byłem w tak „ekstremalnie” kontrastującym z otoczeniem i niepisanymi konwenansami miejscem. Mój sprzeciw zelżał, gdy w dłuższej rozmowie opowiedział o sobie i swoich towarzyszach. Zaprosił nas na bardzo dobry noworoczny obiad. Tyle o moim lokum.
28 grudnia. Wstawać musiałem bardzo wcześnie. Dzień po naszym przyjeździe rozdysponowali nas do grup przygotowawczych. Przydzielono mnie do hali, gdzie miałem pomagać w przywitaniu grup z Polski. Były dwie takie hale. Jedna zajmowała się tylko i wyłącznie normalnymi uczestnikami, których zarejestrowano w odpowiedni sposób. Druga, w której ja pracowałem, przyjmowała grupy i dzieliła na dwie kategorie. Pierwszą byli, jak w miejscu numer jeden, normalnie zarejestrowani uczestnicy, zaś tzw. specjalną - uczestnicy posiadający swoje już wcześniej zgłoszone lub niezgłoszone lokum, duża liczba księży, sióstr, braci zakonnych. Występowały też osoby niepełnosprawne, całkowicie niezgłoszone lub z innymi zadaniami czy problemami.
Następnego dnia wstaliśmy przed szóstą. Wilgotno i na dodatek później ujemna temperatura robiły swoje. Jednak nasz zapał był o wiele gorętszy od tych problemów. Już koło siódmej napływały pierwsze grupy pielgrzymów. Miałem obowiązek je dzielić zgodnie ze wcześniej zaprezentowanym harmonogramem. Praca szła z malutkimi potknięciami bardzo dobrze. Tego dnia krzyczałem więcej niż przez cały rok. Czułem jednak mimo zziębnięcia i zachrypniętego gardła wielką satysfakcje z funkcji. W końcu „poznałem pół Polski”. Spotykałem kilka osób, moich znajomych ze Wspólnoty „Emmanuel”. Ucieszyłem się niesamowicie. Są to przyjaciele, z którymi z racji odległości i braku możliwości nie utrzymuje stałego kontaktu, a bardzo ich lubię i darzę wielkim uczuciem. Dzień roboczy skończył się gdzieś po osiemnastej. Wyczerpany, ale szczęśliwy powlokłem się na wieczorną modlitwę.
Jutro też był dzień. Wszystkie zebrania zaczynały się w parafiach Mszą św. Po niej było krótkie spotkanie przy kanonach. Następnie udawaliśmy się na tzw. „dzielenie się”. Była to dyskusja na z góry założony temat w duchu Listu z Chin, który był przewodnią myślą spotkań. Po tym czasie wszyscy udawali się MTP.
Modlitwa każdorazowo odbywała się w dwu wielkich miejscach wystawowych. Była koordynowana przez radio. Czasami, jeżeli ktoś nie był tego świadomy, mógł powziąć myśl, że śpiewy były puszczane z playbacku, co nie jest prawdą. Był ogromny chór, do którego i ja aspirowałem, ale zabrakło miejsc. Za kotarami kilkudziesięciu tłumaczy przekładało teksty na przemian mówione przeważnie w języku polskim, angielskim i francuskim, na pomniejsze języki. Kanony śpiewane były z mocą i rzeczywiście można było się w nich i z nimi modlić.
Wielkie wrażenie zrobiło na mnie doświadczenie modlitwy w ciszy. Wyobraźcie sobie, że tłum ok. 20 tys. ludzi milknie nagle i praktycznie nie słychać nic prócz wiatraków w halach. Piękną, acz już mniej dobrze przeze mnie wspominaną formą modlitwy, była Adoracja Krzyża, na koniec każdego wieczornego spotkania. Wyglądała cudnie. Odbywała się jednak w rozgardiaszu wstających i opuszczających miejsce ludzi. Mnóstwo fleszy. To było nieuniknione. Osobiście jako organizator rozważyłbym zupełnie inne miejsce adoracji lub półgodzinną przerwę, aby ludzie mogli spokojnie wyjść.
Bardziej przyziemną, acz równie ważną sprawą były posiłki. To na nich wymienialiśmy doświadczenia i przeżycia, wiedzę i doświadczenie. Często były to jedyne miejsce, gdzie rozczłonkowane grupy, także szczecińska, mogły się spotkać. Przydzielono nas do pomocy w rozdawaniu posiłków. Pierwsze dwa dni przygotowawcze przed 29 grudnia mogliśmy to robić bez przeszkód. Starczyło tylko się wcześniej zgłosić. Dalej sprawy pobiegły w kierunku, że nie musieliśmy się angażować. Tylu było chętnych do pomocy. Większa część grupy mogła poświęcić swój czas na rozmowy i planowanie kolejnych godzin pobytu. Godziny obiadowe i czas wolny tuż po nich były najlepszą okazją poznawania ludzi z zagranicy i całego naszej pięknego kraju. Zaprzyjaźniłem się choćby z grupami ze Świnoujścia czy Poznania. Udało się nam złapać kontakt z wieloma osobami z Niemiec, Holandii, Litwy, Rosji, Francji, a nawet USA. Z częścią na pewno jakiś kontakt będziemy utrzymywać, być może nawzajem odwiedzimy nasze ojczyzny. Razem wybieraliśmy się na wycieczki tematyczne po Poznaniu. Spędzaliśmy wspólnie późne wieczory, rozmawiając o swoich zwyczajach i kulturze.
Wszystko odbywało się w wielkim gwarze pełnym śmiechu, harmidru, oklasków, śpiewów. To raduje, acz w dłuższej perspektywie nuży człowieka. Tu z pomocą szła sala ciszy. Umiejscowiona, jak prawie wszystkie punkty programu, na Targach Poznańskich stanowiła odskocznie od potoku rozradowanych pełnych ducha tłumów ludzi. Można było tu odpocząć, modlić się i co najważniejsze wyspowiadać i porozmawiać z duchownymi. Z relacji wiem, gdyż osobiście w trakcie trwania centralnej imprezy tam nie zaglądałem, że nie byli tam tylko księża katoliccy, ale prawosławni, pastorzy i inni ordynowani różnych konfesji chrześcijańskich.
Wywnioskowałem, że wiele nas, chrześcijan, dzieli, ale i łączy. Ważne, że rozmawiamy, poznajemy siebie nawzajem. Nie ze wszystkimi postawami trzeba się zgadzać, ale uszanować warto. Świat jest naprawdę dziś tak skomplikowany i Europa coraz bardziej zlaicyzowana, a nawet z ateizowana, że postawy, które kiedyś oceniałem z rezerwą lub niechęcią, nabrały nowego kolorytu. I to Bóg w ostatecznym rozrachunku oceni, kto w szaleństwie dobroci zatracił się dla Chrystusa, a kto to tylko udawał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bł. Carlo Acutis uzdrawia, inspiruje i jednoczy w wierze Brytyjczyków

2025-09-04 21:06

[ TEMATY ]

bł. Carlo Acutis

CBCEW/Mazur

Bł. Carlo Acutis

Bł. Carlo Acutis

Urodzony w Londynie błogosławiony, a wkrótce święty, Karol Acutis jest już czczony w dwóch sanktuariach diecezji westminsterskiej. Kolejne parafie w Anglii i Walii ubiegają się o jego relikwie, chcą tworzyć sanktuaria i centra duchowości dla młodych, działa też ekumeniczna, katolicko-anglikańska szkoła jego imienia.

18 maja 1991 r. czyli dwa tygodnie po urodzeniu Acutis został ochrzczony w londyńskiej Parafii Matki Bożej Bolesnej, prowadzonej przez Braci Serwitów (Zakon Żebraczy Braci Służebników Maryi). Kościół mieści się przy Fulham Road, znanej z ekskluzywnych sklepów, restauracji i stadionu Chelsea FC. Wspólnota nazywa siebie „miejscem nadziei", odpoczynku i odnowy. Mówią, że ich kościół jest „gościnnym zajazdem”, otwartym dla ludzi z każdej wiary i kultury, dla osób w związkach małżeńskich, rozwiedzionych i samotnych. W każdy poniedziałek, po porannej Mszy św. o godz. 10.00 wystawiane są relikwie bł. Karola, który patronuje teraz przygotowaniom obchodów 150-lecia parafii, 14 września. Tego dnia zostanie odprawiona Międzynarodowa Msza Święta, a ponieważ Karol słynął ze swojej szczodrości, jednym ze sposobów świętowania jest wzięcie udziału w akcji „150 aktów dobroci”. Parafianie wysyłają mailem lub zostawiają w kościele kartki z opisem osobistego dzieła miłosierdzia, które publikowane są w mediach społecznościowych, inspirując innych.
CZYTAJ DALEJ

Nawet 100 proc. rezygnacji z tzw. edukacji zdrowotnej

2025-09-05 07:50

[ TEMATY ]

edukacja zdrowotna

pixabay.com

W niektórych szkołach z przedmiotu forsowanego przez Barbarę Nowacką przedmiotu zrezygnowali wszyscy. Są placówki, gdzie rezygnacje składano już wiosną. Tymczasem ministerstwo prowadzi kampanię, która ma podratować frekwencję na lekcjach.

W Lipinkach w powiecie gorlickim w czerwcu wstępne zainteresowanie udziałem w zajęciach wykazało tylko troje z ponad 200 dzieci.
CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie obchody rocznicy powstania "Solidarności".

2025-09-04 21:50

Żaklina Kocaj-Szeliga

Msza św. w rzeszowskiej farze

Msza św. w rzeszowskiej farze

Rzeszowska Fara ma jednak znaczenie szczególne, bo od początku istnienia „Solidarności” była miejscem sprawowania nabożeństw i modlitw jej działaczy i sympatyków.

W homilii ks. prał. S. Słowik odwołał się do dziejów „Solidarności”, ale także do wydarzeń, które poprzedziły jej powstanie – do wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża, do pielgrzymek Jana Pawła II do ojczyzny, zwłaszcza tej pierwszej, z czerwca 1979 r., podczas które padły inspirujące do działania słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Nawiązując do czasów współczesnych, kaznodzieja zadał pytanie, co o wydarzeniach sierpnia ’80 wiedzą dzieci i wnuki twórców i działaczy „Solidarności”? Przypomniał, że «powstanie „Solidarności” to była prawdziwa Ewangelia – Polacy stanęli pod krzyżem! I zwyciężyli, żeby Polska była Polską!”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję