Reklama

Osobiste przekonania sprawujących władzę mają znaczenie

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 45/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Dariusz Gronowski: - Co to jest polityka?

Walerian Piotrowski: - Definicja jest prosta, a zarazem trudna i niczego nie wyczerpuje. Polityka to zorganizowane działanie na rzecz dobra wspólnego społeczności, w której człowiek żyje, społeczności narodowej, lokalnej, kulturalnej. Polityka jest związana z określoną społecznością, ale także z określonym terytorium. Myślę tu o terytorium Polski, terytorium województwa, powiatu czy gminy, dziś wchodzi w grę także terytorium europejskie.

- Rozumiem, że działanie na rzecz dobra wspólnego jest obowiązkiem wszystkich. To jest polityka w szerszym sensie. W węższym sensie polityka dotyczy sprawowania władzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Tak. Sprawowanie władzy w państwie w zasadzie jest otwarte dla wszystkich, chociaż nie jest powołaniem wszystkich. W polityce w tym węższym znaczeniu, czyli w sprawowaniu władzy, uczestniczyć powinni ludzie, którzy mają do tego powołanie, którzy mają rozeznanie własnej kompetencji, są uczciwi, rozumieją znaczenie fundamentów moralnych w realizacji zadań społeczności i w warunkach społeczeństwa demokratycznego uzyskują jeszcze w określonych procedurach legitymację społeczną do takiego działania.
Jan Paweł II w 1999 r. mówił do parlamentarzystów: „Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu”.

- Obserwując scenę polityczną i toczące się na niej spory, wielu ludzi odnosi wrażenie, że polityka jest brudna, przynajmniej w jakimś sensie. Pan Senator przez wiele lat bezpośrednio w tym uczestniczył. Czy polityka rzeczywiście jest taka?

Reklama

- Ja osobiście nie mam doświadczenia jakichś brudów politycznych czy bezwzględnej brutalności polityki. W jakimś stopniu jednak polityka może być brutalna, a jest to wynikiem walki ludzi, którzy w polityce działają. Taka walka nie jest zresztą jedynie domeną polityki. W życiu społecznym, w rodzinach też występują kolizje interesów, które są rozwiązywane w różny sposób. Dyskusje w tych sprawach też nie bywają takie gładkie, łagodne i szanujące godność człowieka. Takie zachowania przenoszą się także na życie polityczne, chociaż ci, którzy aktywnie uczestniczą w sprawowaniu władzy, powinni robić wszystko, by debata polityczna, ten nieuchronny spór polityczny o taką czy inną realizację jakiejś sprawy, przebiegała nie tyle łagodnie w sensie werbalnym, ale z poszanowaniem drugiego człowieka.
Katolicka Nauka Społeczna wymaga od katolików uczestniczących w życiu politycznym poszanowania przeciwnika politycznego, poszanowania jego człowieczeństwa i to powinno prowadzić do realizacji tej podstawowej prawdy, że w sporze ważna jest siła argumentów i ona powinna przekonywać. Na niej trzeba skoncentrować swój wysiłek intelektualny i starać się, by argumenty były jak najbardziej przekonujące, natomiast formie nadać należy możliwie najłagodniejszy wyraz. To nie jest łatwe, bo granice tego, co już jest, a co jeszcze nie jest łagodne, nie są ostre. Dlatego też nie można wymagać, by w debacie politycznej wszystko odbywało się w sposób zupełnie wygładzony. Czasem słowo musi być mocniej wypowiedziane, czasem prawda musi być mocniej zaakcentowana, a akcentowanie prawdy niekiedy bywa kamieniem obrazy.
Poprzez łagodniejszą formę wypowiedzi można uzyskać wiele, chociaż czasem łagodna forma wypowiedzi jest traktowana jako słabość i może być przez przeciwnika wykorzystana. Wszystko się sprowadza do wyczucia sytuacji i do tej woli, by w debacie politycznej nie niszczyć człowieka. Trzeba natomiast kwestionować wypowiadane przez niego poglądy, jeśli uważam je za niesłuszne.

- Wielu ludzi boleśnie odczuwa ciężar transformacji, które dokonały się w Polsce przez ostatnie 20 lat, czują się nawet oszukani, skrzywdzeni. Jak powinniśmy patrzeć na te 20 lat przemian?

Reklama

- Sądzę, że mimo wszystko trzeba te transformacje oceniać jako sukces. Osiągnęliśmy wolność, a wolność jest trudnym zadaniem. Tak było po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. i tak było też po 1989 r. Istota rzeczy sprowadza się do tego, że w 1989 r. naród polski uzyskał suwerenność w zakresie urządzania swoich spraw, organizacji swojego państwa.
Wizja tego państwa była wtedy określona bardzo ogólnie, ale dotyczyła wspólnych fundamentów. Od 1989 r. mamy w Polsce wolność: polityczną, religijną, kulturalną i ekonomiczną.
To były trudne przemiany, które niosły ze sobą wiele konsekwencji. Można historycznie zarzucać, że pewne fragmenty tych przemian mogłyby być dokonane inaczej, ale się nie dało. Zresztą wśród nas samych nie było zgody co do jakiegoś harmonijnego przeprowadzenia przemian. Weźmy na przykład sprawę PGR-ów. Niektórzy biskupi mówią, że ludzi tam pracujących pozostawiono bez perspektyw i bez nadziei. Pamiętam jednak, że najbardziej zagorzałymi przeciwnikami PGR-ów byli rolnicy indywidualni. Przedstawiciele „Solidarności” Rolników Indywidualnych w sejmie stale podnosili problem, że PGR-y korzystały z dotacji państwowych. I upadek PGR-ów rozpoczął się wraz z ustaniem tych dotacji.
Może trzeba było jakoś inaczej zabezpieczyć pracowników tych gospodarstw, którzy przeszli bardzo ciężki okres, ale taki projekt się nie pojawił. Byłoby to zresztą bardzo trudne i przeprowadzone na zasadzie wyjątku, bo przecież upadało bardzo wiele zakładów przemysłowych. Myślę, że to się nie mogło odbyć w taki sposób, by zabezpieczone były wszystkie potrzeby i interesy. Wszystko to musiało zostać poddane ewolucji w czasie, a same reformy musiały odbyć się gwałtownie, bo inaczej w ogóle nie zostałyby zrealizowane.

- Czy dobrze wykorzystaliśmy wolność ekonomiczną, którą wtedy uzyskaliśmy?

Reklama

- Można się spierać o rozwiązania ekonomiczne wówczas przyjęte, ale chyba nie było innej możliwości. Nie było też czasu na zatrzymanie się, na jakąś refleksję nad tym wszystkim. System gospodarczy, w którym Polska funkcjonowała jako państwo niesuwerenne, załamał się z dnia na dzień. I w związku z tym, skoro ten system był zły i chcieliśmy przywrócić także gospodarczą wolność, trzeba było się otworzyć na tę część Europy, która tej wolności już doznawała i która w tej wolności rozwijała się w taki sposób, który chcieliśmy mieć u siebie. Nastąpiło to trudne otwarcie, które powodowało pewne nierówności, upadek tego, co w PRL-u uważano niekiedy za powód do dumy. Sztandarowe obiekty przemysłowe okazywały się z dnia na dzień nieprzydatne, także te na naszym terenie.
Dawny system gospodarczy nie mógł się utrzymać, a rozwiązania, które następowały, były nieuchronne. Trzeba było przemeblować całą gospodarkę. Powodowało to także skutki niepożądane, np. bezrobocie. Katolicka Nauka Społeczna mówi, że władza musi dążyć do takiego organizowania państwa, by zapewniało ono możliwość własnej inicjatywy obywateli, by tworzyło warunki do podejmowania pracy i przez odpowiednią politykę tworzyło także warunki dla możliwości pozyskiwania pracy, a więc ograniczania czy likwidacji bezrobocia. Katolicka Nauka Społeczna nie ma jednak recepty na ustrój bez bezrobocia, a dziś rynek pracy jest związany z coraz szerszą globalizacją gospodarki. Zadaniem polityków jest tworzenie takich warunków, by każdy mógł żyć godnie. Jest to jednak niemożliwe do osiągnięcia bez inicjatywy samych ludzi, co oczywiście nie znaczy, że każdy ma sobie tworzyć warsztat pracy.
Myślenie o tym, że kiedyś było lepiej, jest myśleniem oceniającym tamtą rzeczywistość w sposób niepełny. Dzisiejsza rzeczywistość jest zupełnie inna.

- Pojawiają się też głosy, że po 1989 r. część elit uwłaszczyła się i zdobyła pozycję kosztem prostych ludzi. Jak patrzeć na takie zarzuty?

- Sądzę, że to jednak nie było tak. Oczywiście, te elity się jakoś uwłaszczyły na fragmencie byłego majątku państwowego. To uwłaszczenie nie następowało jednak bez jakiejś własnej aktywności, również finansowej. Fabryką łatwiej było zarządzać tym, którzy ją znali i mieli kompetencje, bo kierowali nią dawniej. Próby stworzenia własności wspólnej pracowników i organizowanie przez nich zarządzania, jeśli były podejmowane, nie udawały się. Jeśli pracownicy stawali się akcjonariuszami zakładu pracy, który przybrał formę spółki akcyjnej, to w dużej mierze wkrótce te udziały sprzedawali wiodącemu udziałowcowi, który miał kapitał i zarządzał, a oni stawali się zwykłymi pracownikami.
Kiedyś byłem w zielonogórskiej fabryce Novita, która także została sprywatyzowana i pracownicy uzyskali tę swoją część udziałów. Spytałem przedstawiciela tamtejszej „Solidarności”, jak sobie radzą pracownicy-akcjonariusze. Odpowiedział: „Te ich udziały stoją na parkingu przed fabryką”, pokazując duży parking zasłany samochodami. Podobnie było w innych miejscach.

- Mimo problemów ogólna ocena przemian, które dokonały się w Polsce na przestrzeni ostatnich 20 lat, jest więc pozytywna.

Reklama

- Jasno na ten temat wypowiedział się Jan Paweł II w przemówieniu do parlamentarzystów w 1999 r.: „Możemy być wdzięczni Opatrzności Bożej za to wszystko, co udało się nam osiągnąć dzięki szczeremu otwarciu serc na łaskę Ducha Pocieszyciela. Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian, za świadectwo godności i duchowej niezłomności tych wszystkich, których w tamtych trudnych dniach jednoczyła ta sama troska o prawa człowieka, ta sama świadomość, iż można życie w naszej Ojczyźnie uczynić lepszym, bardziej ludzkim”.
Ta ocena przemian dokonana przez Papieża Jana Pawła II pozostaje aktualna. Nie robił tego jedynie kurtuazyjnie. Mówił z głębokiego przekonania osobistego, opartego na doświadczeniu Stolicy Apostolskiej. Trzeba się zgodzić z Papieżem w ocenie tamtego czasu i nie twierdzić że został on zmarnowany, ponieważ tę drogę trzeba było przejść.

- 11 lat temu zakończył się II Polski Synod Plenarny, pozostawiając po sobie dokument, w którym m.in. znajduje się rozdział „Kościół wobec rzeczywistości politycznej”. Czy ten dokument, który przeszedł chyba bez jakiegoś większego echa, ma jeszcze dziś jakieś znaczenie?

- Uważam, że ten dokument jest jak najbardziej aktualny i ma znaczenie, ponieważ synod wypowiada się tutaj nie co do szczegółowych rozwiązań, lecz co do zasad, na których te rozwiązania powinny być oparte. Jestem nawet zdania, że byłoby pożyteczne, gdyby każdy z ludzi, którzy wejdą do struktur władzy, został zaopatrzony w ten dokument lub chociażby w ten rozdział uchwał synodalnych i został skłoniony do tego, by według tego postępować.

- Co powinien mieć w głowie i w sercu polityk, chcący być w zgodzie z Katolicką Nauką Społeczną, także z uchwałami tegoż synodu?

Reklama

- Po pierwsze, powinien mieć wewnętrzne przekonanie, że ubiega się o mandat radnego, posła czy senatora nie dla własnej chwały, dla spełnienia własnej ambicji, nie dla zwycięstwa jego partii politycznej jako wyłącznego celu, ale dla dobra Polski, a więc dla dobra ludzi w Polsce żyjących.
Po drugie, powinien mieć jakąś zgodną z naturą koncepcję człowieka. Jeżeli ma realizować dobro wspólne, dobro ludzi żyjących na tej ziemi, to musi mieć tę wizję, kim jest człowiek: osobą, która jest przed państwem i dlatego jest celem państwa. Oczywiście, powinien też wiedzieć, że państwo jest niezbędne dla realizacji dobra wspólnego wszystkich ludzi.
Jeśli jest katolikiem, to powinien serio traktować swoją wiarę, powinien być przekonany, że jeżeli uzyska mandat do sprawowania władzy, to w jego sprawowaniu będzie się kierował kryteriami moralnymi wynikającymi z Katolickiej Nauki Społecznej. Nie powinno mu być obce wsłuchiwanie się w głos nauczający Kościoła. Kościół nie ingeruje w politykę wprost, ale naucza, wskazując drogę. Jeśli Kościół mówi, że posługiwanie się metodą in vitro jest niegodne człowieka, to polityk, który jest wierzącym katolikiem, powinien te pouczenia traktować bardzo poważnie.

- Zbliżają się wybory samorządowe. Pozostaje wiec pytanie: Na kogo głosować?

- Moim zdaniem, katolik powinien głosować na kogoś, kto w jego przekonaniu daje gwarancję, że w swym postępowaniu będzie się kierować wskazaniami Katolickiej Nauki Społecznej. Myślę, że nie możemy z tego rezygnować i nie powinno być nam to obojętne. Osobiste przekonania ludzi sprawujących władzę mają znaczenie dla sposobu wykonywania tej władzy i mogą mięć znaczenie także dla kultury, w tym dla jej chrześcijańskiego wydźwięku.
A więc ktoś, kto będzie w naszym mieście czy gminie sprawował władzę, powinien być człowiekiem, który gwarantuje, według przekonania wyborcy, poszanowanie dla polskiej kultury, tradycji chrześcijańskiej w Polsce, który jest przekonany, że chrześcijaństwo jest z Polską nierozłącznie związane. Nie może być człowiekiem, który by chciał zwalczać chrześcijaństwo w Polsce czy wypierać je z polskiej kultury, który byłby przeciwny łączeniu świętowania ważnych rocznic narodowych z obchodami w kościele, bo rezygnacja z takiej formy obchodów byłaby powtórką z PRL-u i otwierałaby drogę do dechrystianizacji narodu polskiego.
Społeczność lokalna jest częścią społeczności narodowej i bardzo ważne są przeżywane także w skali lokalnej tradycje chrześcijańskie. Mieszkam w Zielonej Górze od 1945 r. i doświadczyłem w pełni świadomie, że to miasto stało się polskie tak szybko właśnie dlatego, że przeniesiono tutaj polskie wzorce, a fundamentem odwzorowywania był kościół, w którym gromadzili się ludzie i znalazł się tam polski proboszcz. Było to centrum duchowe tego miasta, a zarazem centrum polskiej kultury dla tych ludzi, którzy tutaj przychodzili.
Niedobrze by było, gdyby do sprawowania władzy w mieści wybrano ludzi, którzy w pewnym momencie podjęliby próbę demontowania tej tradycji. Odbywałoby się to ze szkodą dla duchowego rozwoju ludzi tej społeczności. Zwycięstwa Falubazu nie wystarczą do tego, by mobilizować i integrować duchowo wspólnotę miejską.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Franciszka z Asyżu

Św. Franciszku, naucz nas nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tyle szukać miłości, co kochać!

Wszechmogący, wieczny Boże, któryś przez Jednorodzonego Syna Swego światłem Ewangelii dusze nasze oświecił i na drogę życia wprowadził, daj nam przez zasługi św. Ojca Franciszka, najdoskonalszego naśladowcy i miłośnika Jezusa Chrystusa, abyśmy przygotowując się do uroczystości tegoż świętego Patriarchy, duchem ewangelicznym głęboko się przejęli, a przez to zasłużyli na wysłuchanie próśb naszych, które pokornie u stóp Twego Majestatu składamy. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Piotrków Tryb.: Na szlaku Kościołów Jubileuszowych

2025-10-02 09:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Marianna Struginska-Felczynska

Uczestnicy pielgrzymki do Kościołów Jubileuszowych Piotrkowa Trybunalskiego

Uczestnicy pielgrzymki do Kościołów Jubileuszowych Piotrkowa Trybunalskiego

Wierni parafii Matki Bożej Dobrej Rady w Zgierzu wraz z proboszczem ks. Krzysztofem Nowakiem i przedstawicielami Akcji Katolickiej ze Zgierza wyruszyli w pielgrzymkę jubileuszową do Piotrkowa Trybunalskiego i Smardzewic. Rok Jubileuszowy, przeżywany w całym Kościele pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”, stał się dla wiernych okazją do modlitwy i odkrywania duchowego dziedzictwa regionu.

Pielgrzymi rozpoczęli dzień od Mszy Świętej w Bazylice św. Jakuba Apostoła, gdzie mogli podziwiać bezcenne dzieła sztuki, w tym obraz „Zaśnięcie NMP” z początku XVI wieku. Następnie odwiedzili Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia u ojców Bernardynów – barokową świątynię, w której znajduje się słynący łaskami obraz namalowany na miedzianej blasze w 1625 roku.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję