Często spotykam ludzi, którzy mają poważne trudności z wypełnianiem przykazań. Czasem sami ponoszą winę, bo nie pracują nad sobą, bo igrają z pokusami, bo gustują w złym towarzystwie. Ale zdarza się i tak, że trudności z wypełnianiem Bożej woli bywają niezawinione. Nie każdy przecież wychował się w pełnej i religijnej rodzinie. Nie każdy mógł spotkać w swoim życiu kapłana świętego i mądrego zarazem. Wreszcie nie każdy jest psychicznie dysponowany do bezkrytycznego przyjmowania cudzej woli, nawet gdyby to była wola Boża. Nie każdemu po spowiedzi mama piekła ciasto, jak bł. Jose-Marii Escrivie.
Są tacy ludzie, którzy w życiu mają pod górkę - również do Pana Boga. Przypominam sobie dorosłą dziewczynę, która na prośby i pytania regularnie odpowiada: Nie! Równocześnie wszyscy jej znajomi wiedzą, że zawsze można na nią liczyć. Po sakramentalnym "nie" gotowa jest poświęcać innym swój czas, pieniądze i siły. Od dzieciństwa musiała walczyć o swoją niezależność; i tak jej zostało owo: "Nie!". Inny przykład to Sonia z powieści Dostojewskiego, która uległa złu, ale tylko zewnętrznie. Może dotyczy to również wielu dziewczyn zatrzymujących kierowców pod Częstochową, bynajmniej nie z zamiarem odbycia pielgrzymki na Jasną Górę? Być może niejedna z nich wolałaby pracować w biurze niż na ulicy, ale w swoim kraju nie ma takich możliwości. Nie usprawiedliwiam bynajmniej całego procederu, ale wiem, że indywidualna odpowiedzialność konkretnej dziewczyny może być znikoma.
Przezwyciężanie trudności w pełnieniu woli Bożej, zmaganie się z uwarunkowaniami środowiskowymi, ze swoim lenistwem czy rogatym charakterem ma wartość zasługującą. W walce z pokusami, własną słabością i grzechem objawia się nasza miłość do Boga. Wtedy oczyszczają się nasze intencje i hartuje się wola. Trudności, z jakimi borykamy się czyniąc dobro, w niczym nie umniejszają jego wartości przed Bogiem.
Nie pokładajmy nadmiernej ufności w zewnętrznych oznakach przynależności do wspólnoty zbawionych - choć roli znaków nie należy kwestionować. Nie wystarczą same deklaracje przywiązania do Boga i Kościoła. A mogą wystarczyć łzy jawnogrzesznicy żałującej, że tak długo nie poznawała Miłości i bez niej żyła. Chrystus ostrzega faryzeuszy wszystkich czasów, że celnicy i jawnogrzesznice mogą ich wyprzedzić do Królestwa Bożego. W tym duchu napomina również Sobór Watykański II: "Wszyscy synowie Kościoła pamiętać winni o tym, że swój uprzywilejowany stan zawdzięczają nie własnym zasługom, lecz szczególnej łasce Chrystusa; jeśli zaś z łaską tą nie współdziałają myślą, słowem i uczynkiem, nie tylko zbawieni nie będą, ale surowiej jeszcze będą sądzeni".
Pomóż w rozwoju naszego portalu