Dawid Gospodarek (KAI): Pracował Ksiądz w polskiej sekcji watykańskiego Sekretariatu Stanu od 1996 r., z pewnością miał Ksiądz możliwość poznania kard. Ratzingera jeszcze zanim został wybrany papieżem. Jak go Ksiądz wspomina?
Ks. Paweł Ptasznik: Poznałem kard. Ratzingera już na początku mojej pracy w Sekretariacie Stanu. Ojciec Święty Jan Paweł II przekazywał swoje teksty, zwłaszcza te o większej wadze, z prośbą o konsultację od strony teologicznej z kard. Ratzingerem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary. To dało mi okazję, żeby od czasu do czasu się z nim spotkać, posłuchać jego uwag i przekazać papieżowi. To były często krótkie, ale bardzo dobre i owocne spotkania. Kard. Ratzinger był człowiekiem bardzo otwartym, skromnym i wrażliwym, delikatnym. Dla mnie to były bardzo ważne spotkania, bo mogłem uczyć się jego sposobu myślenia, widzieć, w jaki sposób analizuje teksty, udziela uwag czy rad. To była bardzo ciekawa współpraca.
- Zna Ksiądz pracę w Sekretariacie Stanu za pontyfikatu Jana Pawła II i Benedykta XVI. Czy mógłby Ksiądz opowiedzieć o różnicach współpracy z tymi papieżami?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Z Janem Pawłem II miałem codzienny kontakt. Z papieżem Benedyktem już rzadszy, związany z pracą i ze sprawami dotyczącymi Kościoła w Polsce. Ale to były bardzo dobre spotkania.
Najwięcej czasu razem spędziliśmy, podczas gdy papież Benedykt przygotowywał swoją pielgrzymkę do Polski. Muszę powiedzieć, że Ojciec Święty bardzo dużą uwagę przykładał do tej pielgrzymki. Bardzo zależało mu na tym, żeby ze swoim przesłaniem trafić do Polaków. Prosił o dokładne informacje o życiu Kościoła, o życiu kraju, o problemach, aktualnych wówczas sprawach. A równocześnie, kiedy przygotowywał swoje teksty, prosił o to, żeby wyrazić swoją opinię, swoje uwagi na ich temat.
W trakcie pielgrzymki również towarzyszyłem dość blisko papieżowi Benedyktowi, żeby ewentualnie tłumaczyć to, co spotykani ludzie chcieli mu powiedzieć, a także kiedy on spontanicznie chciał coś wyrazić. To była bardzo ciekawa przygoda, chociaż oczywiście bardzo wymagająca.
- A co dla samego papieża Benedykta podczas tej pielgrzymki było najważniejsze, najbardziej poruszające?
Reklama
– Mottem tej pielgrzymki było „Trwajcie mocni w wierze”. Ojciec Święty cenił naród polski i Kościół w Polsce za to przeżywanie wiary, które manifestowało się zwłaszcza w okresie pontyfikatu Jana Pawła II. Uważał, że jest to wielkie bogactwo. Miał na względzie to, że takie emocjonalne, entuzjastyczne przyjmowanie nauczania Jana Pawła II po latach może się w Polsce zmienić. Starał się więc Polakom przypomnieć, a nawet prosić wprost – jak to miało miejsce podczas Mszy świętej na krakowskich Błoniach – by trwali w tej wierze, którą zachowali do tej pory. Więcej, żeby dawali świadectwo wiary wśród narodów Europy i świata.
Cenne było dla mnie osobiście spotkanie z duchowieństwem, z prezbiterami, kiedy uświadamiał nam, że kapłan powinien być specjalistą od spotkania z Bogiem, a nie od wszystkich rzeczy, jakich świat od niego oczekuje.
W tamtym przemówieniu do kapłanów pojawił się wątek bardzo ważny dzisiaj. Papież wspomniał o ocenianiu historii z punktu widzenia aktualnych doświadczeń. Ostrzegał przed przyjmowaniem aroganckiej pozy sędziów przeszłości, rzucaniem nieudokumentowanych oskarżeń, i ocenianiem postaw bez brania pod uwagę ówczesnych uwarunkowań. Wtedy odnosił się do ataków na ludzi Kościoła pod pretekstem tzw. "lustracji”, ale wydaje się, że w innym kontekście jest to aktualne i dziś. Myślę, że warto byłoby do tych tekstów wracać.
Do młodych Benedykt XVI mówił o tym, że swoją przyszłość powinni budować na skale, którą jest Chrystus, i że to jest wyzwanie, ale równocześnie gwarancja godnego i szczęśliwego życia. Młodzież bardzo dobrze to przemówienie przyjęła.
Tematów było bardzo wiele. Pielgrzymka była trochę śladami Jana Pawła II. Papież Benedykt starał się podtrzymywać to, co Jan Paweł II zasiał w sercach Polaków podczas swojego pontyfikatu.
- Bardzo przejmująca podczas tej pielgrzymki była wizyta w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. I przemowa papieża, ale też znak tęczy, który się wtedy pojawił…
– To na pewno był bardzo trudny moment dla Benedykta, ale z punktu widzenia doświadczenia wiary i spojrzenia na wszystkie te wydarzenia, których symbolem jest obóz Auschwitz, Benedykt z odpowiedzialnością człowieka wiary przepraszał Boga za to, co się wydarzyło, ale równocześnie przepraszał tych, którzy ucierpieli z winy jego rodaków. To była taka teologia historii, która pokazywała, że odpowiedzialność za to, co się dzieje, owszem ponoszą ludzie, którzy wywołują pewne wydarzenia, ale równocześnie w pewien sposób spoczywa ona na całym społeczeństwie, które akceptuje albo wręcz uczestniczy w tych aktach, jakie były powodem cierpienia innych ludzi.
- A dla Księdza osobiście co najważniejsze było w pontyfikacie Benedykta XVI?
– Ojciec Święty Benedykt na początku swojego pontyfikatu mówił, że chciałby kontynuować to, co Jan Paweł II rozpoczął i co realizował przez 27 lat. Ale też wyraźnie twierdził, że nie jest w stanie robić tego w ten sam sposób. Wiadomo, że każda osobowość jest inna i każdy ma inne dary, które może przekazywać. Myślę, że tu Benedykt stanął na wysokości zadania, z całą swoją mądrością i wiarą starał się Kościół prowadzić w tym samym kierunku co Jan Paweł II, realizując również to, co postanawiał Sobór Watykański II. Równocześnie wykazywał się pewnym nowym spojrzeniem na różne kwestie, które w Kościele były żywe albo narastały z końcem pontyfikatu Jana Pawła II, choćby jeśli chodzi o kwestię liturgii, relacji z lefebrystami czy relacjami ekumenicznymi zwłaszcza z Kościołem anglikańskim.
A dla mnie osobiście najważniejsze było jego świadectwo wiary, troska o to, aby prawda Ewangelii o Chrystusie i o człowieku, który tylko w Nim ma zbawienie, trwała i była przekazywana przez Kościół jednoznacznie. Żeby wynikające z niej reguły życia osobistego i społecznego nie były zafałszowane relatywizmem.