Reklama

Kajakiem z Krakowa do Bałtyku

Niedziela Ogólnopolska 35/2009, str. 36

„Chwała na wysokości Bogu” - dopłynęliśmy! Ks. Piotr w geście radości na kilka chwil przed zakończeniem spływu
Ks. Andrzej Caputa

„Chwała na wysokości Bogu” - dopłynęliśmy! Ks. Piotr w geście radości na kilka chwil przed zakończeniem spływu<br>Ks. Andrzej Caputa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zamiast zakończenia

Niezapomniany i wspaniały był ten nasz kajakowy spływ Wisłą - królową polskich rzek - z Krakowa do Gdańska! To takie trochę szaleństwo - 900 km pokonać w ciągu 15 dni w lipcu, który w Polsce lubi być deszczowy i czasem powodziowy. I tego się najbardziej obawiałem. Dodając do tego niezbyt dobre nastawienie psychiczne, z trudem szykowałem się do tej wyprawy.
Ależ to była walka z kilometrami, ze znużeniem, ze snem i… z myślami! Wyzwanie, które wzmagało bicie serca i rozbudzało ciekawość Polski od tej mało znanej strony - od rzeki. Nie wspomnę już o swoistej męskiej ambicji dokonania czegoś, co jest udziałem niewielu.
Płynęliśmy z Piotrem razem, ale tak trochę osobno - inny styl wiosłowania sprawiał, że często mieliśmy jedynie kontakt wzrokowy, na pogaduszki więc w czasie pływania nie było szans. Ciapkać wiosłami to sobie można na Biebrzy, ale nie na Wiśle. Stąd te 15 dni wycisnęło w mojej pamięci obraz czerwonego przodu mojego kajaka z piórem jakiegoś ptaka, rytmikę wiosłowania według czasu pacierzy różańcowych, izolację od cywilizowanego świata i wtopienie się w scenerię przepięknej przyrody wokół rzeki, która w ogólnie pojętym korycie płynęła jakby kilkoma osobnymi rzekami. Jakiż to był kosmiczny widok, gdy zwracałem się do mojego towarzysza drogi, a on szedł sobie na środku Wisły, ciągnąc kajak, jak opornego pieska na smyczy! Za chwilę musiałem robić to samo, gdyż źle wyczułem nurt i wpłynąłem na mieliznę.
Oczywiście, w mojej pamięci zapisała się również nutka strachu: przed nieznanym, które wyłoni się za kolejnym zakrętem rzeki; przed zdradliwym dnem piaszczystej Wisły, gdy wpadaliśmy na mieliznę i trzeba było wyjść z kajaka na środku rzeki; przed ogromem posępnych elektrowni, które mijaliśmy, np. tej w Połańcu, która do dziś śni mi się koszmarem; przed komarami, które nie pozwalały cieszyć się wieczorami i odpoczynkiem na piaszczystych wysepkach w leżaczku, z kubkiem pysznej kawy; przed wysoką falą na Zalewie Płockim i przy ujściu Wisły… Niepokój wzmagał ogrom rzeki, która po wiosennej powodzi zostawiła swoje ślady zniszczenia 2-3 metry wyżej od naszych głów, na drzewach - a my na dole samotni na małych, bezludnych wysepkach. Koncentracją tego niepokoju był ohydny, psychodeliczny - no właśnie, jak to nazwać? - szyderczy skrzekośmiech rybitw, które na dodatek zaczęły nas pewnego razu atakować, gdy wpłynęliśmy na ich teren. Do tego katastroficzny obraz wysp kormoranów - kikuty drzew bez jednego listka i setki wielkich ptaków, które zamieniły wyspę w kolejne ptasie szambo.
Ale uwaga - nie piszę tego, żeby Czytelnika zniechęcić! To jest prawda przeżyć, bo inaczej obraz spływu byłby nieprawdziwy, cukierkowaty. Wisła jest piękną rzeką! Żeby jeszcze poprawiła się czystość wody! Ekolodzy powinni trochę popływać kajakami, a nie tylko wisieć na drzewach! Wisła mogłaby stać się przepięknym szlakiem kajakowym Europy, który ściągnąłby wielu zapaleńców szukających odpoczynku, przyrody i ciszy.
Najpiękniejszy odcinek Wisły to, według mnie, szlak od Sandomierza do Warszawy i później jeszcze za Warszawą, do Zalewu Płockiego. Tuż za Krakowem było nieco nudno, bo rzeka była jeszcze mała i dosyć mocno zanieczyszczona - ale nieustanne zakola, kamienne wały i setki rybaków po obu stronach dodawały jej uroku. Później natomiast to prawdziwa rewelacja! Setki piaszczystych wysepek, na których człowiek może czuć się jak Robinson Crusoe. A piasek - niespotykany: żółciutki i drobny niemalże jak mąka! Wiele z tych wysp to „wytwór rzeczny jednosezonowy”, więc można śmiało powiedzieć, że prócz nas nikt tam wcześniej nie był i… już nie będzie. Opracowałem nawet taki swoisty rytuał pożegnania wysepki-hotelu...
Przepięknym miejscem jest ujście Sanu - do dzisiaj nie wiem, dlaczego to San wpada do Wisły, a nie Wisła do Sanu. Patrząc okiem laika, to raczej San wydaje się być rzeką dominującą. Mieliśmy niepowtarzalną okazję widzieć pewnego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia, który właśnie tam, po kolana w wodzie wideł Sanu i Wisły, przeżywał bitwę ze Szwedami, czytając sobie jakby nigdy nic „Trylogię” Sienkiewicza i opis bitwy stoczonej przed kilkuset laty w tym właśnie miejscu.
Śliczne są mosty, szczególnie kolejowe, kiedy się pod nimi przepływa. Nie te oszczędnokomunistyczne, nijakie, bez duszy, ale te przedwojenne, stalowe, które z daleka wyglądają jak szydełkowe koronki, a z bliska przytłaczają ogromem żelaza. Okazuje się, że na Wiśle mostów jest naprawdę niewiele.
Najwięcej siły miałem wieczorem - nie rano. Pierwsze godziny pływania to był dla mnie fizyczny koszmar. Wieczorem, przy pięknych zachodach słońca, czułem się jak żaglówka płynąca siłą wiatru. Kilkanaście rodzajów fal i każda inna, niepowtarzalna, rozświetlone słońcem krople wody spadające z wioseł, malarski obraz rytmicznie wiosłującego kajakarza - mojego przyjaciela zlewającego się z czerwoną kulą zachodzącego słońca - oto niezatarte obrazy z każdego wieczoru naszego rajdu.
Codziennie widzieliśmy przed sobą jakiś horyzont drzew, zarośli, zabudowań, aż pewnego dnia ta linia horyzontu została przerwana. Zobaczyliśmy morze (ściślej mówiąc - Zatokę Gdańską) i płynęliśmy jeden obok drugiego, jak dwaj zwycięzcy, w ten bezkres, gdzie błękitne niebo zlewało się z błękitem wody. W duszy pojawiło się wtedy poczucie szczęścia, które zostaje w pamięci już na całe życie. Do dzisiaj to piękne uczucie noszę w sobie jako ładunek energii i siły życia, którym podzieliła się z nami Wisła - królowa. Rzeka, która - nieustannie plugawiona przez człowieka - wciąż się oczyszcza i wciąż od wieków tak samo i co roku inaczej płynie od gór do morza. W tym misterium płynięcia wielkiej rzeki mieliśmy swój ułamek czasu.

KONIEC

Wkrótce w formie książkowej zostanie opublikowana pełna wersja opisu spływu kajakowego z Krakowa do Gdańska, którego bohaterami są ks. Piotr Gąsior i ks. Andrzej Caputa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Weronika Giuliani: Najświętsza Maryja Panna była dla niej „drogą Mamą”, „Matką miłości”

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

św. Weronika Giuliani

pl.wikipedia.org

Obszerne fragmenty dziennika jednej z największych mistyczek i stygmatyczek Kościoła, tym razem dotyczące jej relacji z Maryją. Książka „Święta Weronika Giuliani. Pisma Maryja” to owoc pracy s. Judyty Katarzyny Woźniak OSCCap oraz s. Zuzanny Rejmak OSCCap. Książka ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Serafin pod patronatem "Niedzieli".

Życie Weroniki Giuliani to czas wzrastania na drodze miłości pod kierunkiem Matki Bożej. Święta Weronika Giuliani często zwracała się do Maryi w sposób świadczący o bliskości i czułości łączących obie kobiety. Najświętsza Maryja Panna była dla mniszki „drogą Mamą”, „moją podporą”, „Matką miłości”. To tylko przykłady bardzo licznych „imion”, jakimi święta zwracała się do Matki Bożej. Ta ostatnia zresztą również obdarzała Weronikę czułością.
CZYTAJ DALEJ

Kościół odmawia katolickiego pochówku tylko tym, którzy dopuścili się grzechu śmiertelnego. Co to znaczy?

2025-07-09 19:10

[ TEMATY ]

pogrzeb

pochówek

Adobe Stock

Kościół odmawia katolickiego pochówku tylko tym osobom, które dopuściły się grzechu śmiertelnego publicznego - powiedział PAP ks. Grzegorz Strzelczyk, nawiązując do pogrzebu Tadeusza Dudy, który miał dokonać podwójnego zabójstwa córki i zięcia w Starej Wsi.

Ciało Tadeusza Dudy odnaleziono 1 lipca. Według policji doszło do samobójstwa. 7 lipca w kościele w Kamienicy (powiat limanowski) miało miejsce nabożeństwo żałobne za Dudę.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Bruno, współbrat papieża Leona XIV

2025-07-09 15:24

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Foto archiwum o. Bruno Silvestrini

Ojciec Bruno Silvestrini pochodzi z włoskiego regionu Marchii (Marche). Urodził się w cieniu bazyliki Matki Bożej z Loreto, w małej miejscowości Porto Recanati. W tym to miejscu Fryderyk II Szwabski, wnuk Fryderyka Barbarossy, zbudował zamek, aby bronić skarbca Świętego Domku w Loreto. Dlatego jego miejscowość jest silnie związana z kultem Madonny, a on jest zakochany w Maryi Dziewicy. Przez okno swojego domu, mógł z daleka oglądać kopułę maryjnego sanktuarium. Nawet teraz, za każdym razem kiedy wraca do domu i widzi kopułę bazyliki w Loreto, jego serce się raduje.

Ten augustianin, wyświęcony w 1981 roku, po piastowaniu różnych stanowisk w Kościele i w swoim zakonie, jest dziś Zakrystianem Papieskim (po włosku funkcja ta nazywa się: custode del Sacrario Apostolico) i współpracuje z Biurem Celebracji Liturgicznych Papieża. Łączą go bliskie związki ze swoim współbratem, Leonem XIV, który jada obiad w ich augustiańskiej wspólnocie zamieszkującej w małym klasztorze niedaleko Kaplicy Sykstyńskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję