Reklama

Radio i TV z abonamentem w tle

Niedziela Ogólnopolska 9/2010, str. 18-19

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. inf. Ireneusz Skubiś: - Proszę powiedzieć, czym jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?

Witold Kołodziejski: - KRRiT to urząd, który zajmuje się regulacją całego rynku mediów elektronicznych - dotyczy to telewizji, radia, a w niedalekiej przyszłości będzie dotyczyło także nowych rodzajów usług medialnych, czyli tych rozpowszechnianych za pomocą internetu, również tzw. telewizji mobilnej, odbieranej w telefonach komórkowych. Słowem, wszystko, co jest związane z tak dzisiaj modnym słowem „multimedialność” - tym zajmuje się KRRiT.

- Jakie są główne zadania telewizji publicznej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Telewizja publiczna to taka telewizja, która ma służyć społeczeństwu, dając różnorodną wartościową ofertę programową. Chodzi o to, by robić program i emitować go nie po to, żeby na nim zarabiać, ale po to, żeby jak najwięcej ludzi miało z tego pożytek. Z tym wiążą się rozmaite zadania: upowszechnianie kultury, rzetelna informacja i cały katalog audycji, które możemy charakteryzować właśnie jako te, które mają coś wnosić do naszego życia społecznego. Ale równie ważnym aspektem misji mediów publicznych jest to, że mają one docierać do wszystkich, niezależnie od wieku czy zasobności portfela. To jest bardzo istotna różnica między mediami komercyjnymi a mediami publicznymi. Media komercyjne - mówię o radiu i telewizji - są przedsiębiorstwami, które muszą wypracować jakiś zysk i na to są ukierunkowane. W związku z tym bardzo często zawężają swoich odbiorców do grupy najbardziej „opłacalnej”, która stanowi największą wartość dla reklamodawców. Jest to najczęściej grupa ludzi w młodym i średnim wieku, mniej liczą się natomiast najmłodsi i najstarsi. Media publiczne nie mogą o tych ludziach zapominać.

- Jest takie słowo łacińskie „missio”, czyli misja, posłannictwo. Czy media publiczne to media z misją?

- Jak najbardziej. Określiłbym to jeszcze inaczej: radio publiczne i telewizja publiczna to największe instytucje kultury w Polsce. Wielkość widowni kinowych, teatralnych jest nieporównywalna z liczbą osób dziennie oglądających program telewizyjny lub słuchających radia. W związku z tym odpowiedzialność mediów publicznych jest gigantyczna i ich misja musi być wykorzystana jak najlepiej.

- Często redaktorzy telewizyjni mówią o oglądalności ich programu, np. że oglądało ich 6 mln widzów. Jak od tej strony wygląda telewizja publiczna?

Reklama

- Telewizja publiczna nie powinna kierować się głównie walką o liczbę widzów. Jakość programu, a nie liczba osób, które go oglądają, powinna tu być wyznacznikiem. Oczywiście, ważne jest to, żeby ten program nie był elitarny, hermetyczny, żeby docierał do jak najszerszego grona widzów, masowość jest wpisana w specyfikę telewizji i należy również o to dbać - ale nie powinien to być główny wyznacznik.
Myślę, że podkreślanie tego, ile osób ogląda telewizję publiczną czy dane audycje, jest jakimś znakiem czasu. Telewizja publiczna tak naprawdę coraz częściej zmuszana jest do tego, żeby konkurować na rynkach komercyjnych. A właśnie liczba oglądających jest głównym atutem przy wszelkiego rodzaju przetargach, kontraktach reklamowych w mediach komercyjnych. Telewizja publiczna uczestniczy dziś w tej rozgrywce komercyjnej, dlatego że to jest jej główne - a za chwilę może się okazać, że jedyne - źródło utrzymania.

- Czy dużo brakuje polskiej telewizji do standardów światowych? - jako prezes KRRiT czynił Pan zapewne takie porównania.

Reklama

- Niestety, jesteśmy poza wszelkimi standardami. Z naszych prognoz wynika, że w tym roku właściwie nie będzie zasilania z pieniędzy publicznych, bo pieniądze, które przekaże Krajowa Rada z abonamentu, będą przeznaczone wyłącznie na ratowanie ośrodków regionalnych telewizji publicznej. Natomiast główna TV - Program I i II będą utrzymywały się tylko i wyłącznie z reklam. Tutaj nawet nie możemy mówić o telewizji publicznej, jest to po prostu państwowa telewizja komercyjna. Natomiast jeśli chodzi o duże telewizje europejskie, to obraz jest zupełnie inny. Biorąc pod uwagę pieniądze publiczne przeznaczane na telewizję w tych krajach, to skala jest zupełnie nieporównywalna. Już nie mówię o kilku miliardach funtów, które są przeznaczone na funkcjonowanie BBC. Ale nawet jeżeli odniesiemy to do tak, zdawałoby się, obiektywnego wskaźnika, jak procent w stosunku do PKB, to okazuje się, że w Europie kształtuje się on od 3 do ok. 2 promili PKB. U nas przy okazji dyskusji nad ostatnią ustawą medialną padła propozycja, żeby fundusz misji zasilić kwotą rzędu 1 promila PKB, co wynosiło ok. 1 mld 200 mln zł. Ta propozycja, oczywiście, i tak nie przeszła, rząd uważał, że jest to zbyt wygórowana kwota i zaproponował 1 tej sumy. Ale nawet biorąc pod uwagę ten 1 mld 200 mln zł, to był to zaledwie 1 promil. Krótko mówiąc, stawiamy naszej telewizji publicznej wzory zagraniczne, ale nie przyjmujemy konsekwencji finansowych, jakie za tym musiałyby pójść.
Mamy najbiedniejszą telewizję publiczną w Europie, jeśli chodzi o zasilanie z abonamentu, a jednocześnie największą i najpotężniejszą, gdy chodzi o udział w rynku komercyjnym. Bo jeżeli telewizja nie może liczyć na pieniądze publiczne, to zaczyna zarabiać na reklamach, tak jak inni nadawcy telewizyjni, i wzmacnia tym samym swoją pozycję w wyścigu komercyjnym. Być może jest to korzystne dla samej telewizji, ale na pewno nie dla widzów.

- Jak to się dzieje, że z jednej strony wszyscy zabiegają o względy telewizji publicznej, a jednocześnie jest ona uboga?

- Myślę, że gdyby rzeczywiście wszystkim zależało na telewizji publicznej, nie byłaby ona uboga. Telewizja publiczna powinna być reformowana, udoskonalana, powinna być w stanie sprostać wymaganiom nowoczesnego rynku telewizyjnego. Tymczasem wszelkie prace czy koncepcje, które w ostatnich latach powstają, w tę stronę absolutnie nie zmierzają, zmierzają raczej do tego, żeby telewizję publiczną zmarginalizować, a marginalizując, pozbyć się problemu. To jest, moim zdaniem, fatalny błąd w myśleniu, dlatego że bez telewizji publicznej będzie problem z poziomem naszej dysputy publicznej, a więc i z poziomem naszej demokracji, ale tak naprawdę okaże się to dopiero za 10-15, może za 20 lat. I będą to skutki trudne do naprawienia.

- Na co konkretnie przeznaczane są pieniądze z abonamentu?

Reklama

- Telewizja publiczna, w odróżnieniu od innych telewizji, oferuje ofertę unikatową. Nikt nie robi Teatru Telewizji, nikt nie robi tylu godzin filmu dokumentalnego, nikt tak nie wspiera polskiej kinematografii jak Telewizja Polska; nikt tak naprawdę nie robi w Polsce programów dla dzieci, bo są zagraniczne stacje, które emitują takie programy, m.in. amerykańskie. Jest cały szereg kategorii, które w mediach komercyjnych się nie pojawiają, dlatego że jest to po prostu nieopłacalne. Telewizja publiczna ma obowiązek tę lukę wypełniać. Na to potrzebne są pieniądze i duże wsparcie państwa.
Jeżeli w tej chwili praktycznie likwidujemy abonament, to nie dajemy szans na rozwój tych wszystkich przedsięwzięć. Krótko mówiąc, to jest konsekwencja, która nie dotyczy całej telewizji publicznej, ale całego rynku twórców, producentów, którzy przez lata budowali polską kulturę właśnie przez wkład w polską telewizję.

- Co tak naprawdę stało się z abonamentem?

- Stała się rzecz bardzo zła. Mianowicie ustawa abonamentowa z 2005 r. od początku była niedoskonała. Okazało się, że jest dużo luk prawnych, które uniemożliwiają prawidłowe ściąganie opłaty abonamentowej, i właściwie zawsze był problem z uszczelnieniem systemu abonamentowego. W KRRiT, w której składzie jestem od 2006 r., właściwie nie było miesiąca, kiedy byśmy nie apelowali, żeby ten system usprawnić, że za mało pieniędzy jest przeznaczanych na media publiczne. Mówiliśmy to w momencie, kiedy ściągalność abonamentu była na poziomie 40 proc., jeśli chodzi o ogół gospodarstw domowych, ale wynosiła prawie 900 mln zł w skali roku. Wydawało nam się to sytuacją niepokojącą, wymagającą reformy. Później były przyspieszone wybory, kampania wyborcza, przedwyborcze deklaracje polityków o obniżaniu podatków i o zniesieniu abonamentu, o tym, że jest to opłata archaiczna i niesprawiedliwa.
Jeżeli takie sygnały płyną do społeczeństwa ze strony formacji, która później przejmuje rządy, to rzeczywiście można to odczytać jako realizację ich zapowiedzi i obietnic. Od tego czasu obserwujemy gwałtowny spadek opłat abonamentowych, prawdziwe tąpnięcie, z roku na rok ta kwota maleje o kilkadziesiąt procent, i z 900 mln zł w 2007 r. dochodzimy do 600 mln zł w roku 2009, a w 2010 r. spodziewamy się prawdziwej zapaści.

Reklama

- Jakie są drogi wyjścia?

- Przede wszystkim powinna powstać szeroka koalicja medialna - mówię tu o koalicji politycznej - żeby wreszcie zdecydować się na jakąś drogę i doprecyzować rolę oraz sposób finansowania mediów publicznych w Polsce. Praca nad ustawą medialną, nad zreformowaniem telewizji publicznej powinna być prowadzona. Ale jest to na tyle skomplikowana i trudna materia, że po pierwsze - nie należy się spodziewać szybkiego efektu, a po drugie - ewentualne przyspieszenie mogłoby być bardzo nierozważne. A spieszyć się trzeba. Moim zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest prowadzenie dwóch równoległych torów legislacyjnych. Pierwszy - to praca nad dużą ustawą o mediach, nie tylko publicznych, zagwarantowanie interesu państwa na rynku mediów elektronicznych w Polsce; drugi natomiast - to dopracowanie i uszczelnienie obowiązującego systemu abonamentowego, który zresztą w zdecydowanej większości krajów europejskich funkcjonuje i ma się zupełnie dobrze, nie ma lepszego rozwiązania. Dopracujmy więc dzisiejszy system, uszczelnijmy go, ale też pracujmy nad ustawą, która wyznaczy perspektywę. Jeżeli jednak spóźnimy się z abonamentem, to za chwilę może się okazać, że ta druga ustawa po prostu już nie będzie potrzebna, bo media publiczne przestaną być mediami publicznymi. A jak pokazuje przykład kilku krajów europejskich - z tej drogi powrotu już nie ma.

- Może trzeba tu zwrócić uwagę na pewne zobowiązania dotyczące nas wszystkich, jako korzystających z mediów publicznych...

- Jest to bardzo ważna rzecz. Jeżeli ktoś korzysta z telewizji kablowej, satelitarnej i płaci tzw. abonament - bo to też jest tak nazywane - to nie zwalnia go to z obowiązku płacenia normalnego abonamentu radiowo-telewizyjnego przez pocztę. To są zupełnie odrębne rzeczy. Tamte pieniądze idą na rozwój danego przedsiębiorstwa, spółki, a pieniądze z abonamentu radiowo-telewizyjnego idą na wspieranie zadań misyjnych TVP. Proszę mi wierzyć, że tych zadań jest naprawdę dużo, a powinno być jeszcze więcej. To leży w interesie nas wszystkich i w interesie przyszłych pokoleń.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wchodzimy już w wydarzenia Wielkiego Tygodnia

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Margita Kotas

Rozważania do Ewangelii J 12, 1-11.

Poniedziałek, 14 kwietnia. Wielki Tydzień
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo na zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny

2025-04-14 08:38

[ TEMATY ]

nowenna

Nowenna za Ojczyznę

Mat.prasowy

Już we wtorek, 15 kwietnia uroczyste zakończenie Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny, a 27 kwietnia – zawierzenie Polski i świata Bożemu Miłosierdziu.

W Wielki Wtorek decyzją ks. bpa Krzysztofa Włodarczyka w bydgoskiej Katedrze będzie miało miejsce uroczyste zakończenie trwającej od 11 lutego Wielkiej Nowenny w intencji Ojczyzny „Polska na Skale”. Nowenna jest inicjatywą wszystkich ludzi dobrej woli, w tym kapłanów, wiernych świeckich, wiernych z wspólnot katolickich, którym na sercu leży dobro Ojczyzny. Codziennie przez 9 tygodni rzesze Polaków w kraju i za granicą, prosząc o Boże Miłosierdzie i Boską interwencję dla Polski, odmawia jedną część Różańca św, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i modlitwę za Ojczyznę. Wg statystyk, dołączenie do Nowenny zgłosiło przez stronę polskanaskale.pl prawie 11300 osób, 177 duchownych, ponad 400 parafii i klasztorów oraz prawie 300 wspólnot modlitewnych. Wiemy, że wiele osób modli się nie zgłaszając poprzez Internet swojego udziału w tym nabożeństwie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję