KS. JAN MARCIN MAZUR: – Wręczono Panu w czasie drugiego koncertu 50. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Kamieniu Pomorskim medal wybity specjalnie na to półwiecze. Podkreślono także, że Pan Profesor obchodzi pięćdziesiąt lat swojego koncertowania na instrumencie Michaela Berigela w kamieńskiej katedrze. Proszę powiedzieć, jakie odczucia towarzyszyły Panu, kiedy Pan ten medal odbierał?
PROF. JOACHIM GRUBICH: – Było to wydarzenie nadzwyczajne – dla mnie bardzo wzruszające, mimo że główna uroczystość związana z tym jubileuszem miała miejsce tydzień wcześniej, podczas inauguracji tegorocznego festiwalu. Wprawdzie otrzymałem na tę inaugurację zaproszenie od Pana Burmistrza, ale ze względów rodzinnych nie mogłem na nią przybyć. Tak więc tydzień później, już w ramach mojego koncertu, dane mi było stanąć przed licznie zgromadzoną publicznością i ten pamiątkowy medal odebrać. Wzruszenie potęgowała świadomość, że pół wieku minęło, odkąd po raz pierwszy zasiadałem do organów w tej dostojnej katedrze. Odczucia były zatem emocjonalne, powiedziałbym – najwyższej miary. Mój pierwszy występ na tych organach, o których mówiło się, że są jedne z najwspanialszych w Polsce, miał duże znaczenie u progu mojej kariery artystycznej.
Reklama
Wracając do okresu sprzed 50 lat, trzeba pamiętać, że były to czasy, kiedy tylko dzięki uporowi zapaleńców – miłośników tej dziedziny sztuki – udawało się organizować koncerty organowe w świątyniach, które – jak widać, w Kamieniu Pomorskim przybrały formę wielkiego, corocznego, międzynarodowego festiwalu muzycznego. A nawiązując do mojego tegorocznego koncertu, pragnę podkreślić, że został on niesłychanie wzbogacony o występ genialnie śpiewającego chóru z Manili. Pozostawił on we mnie niezatarte wrażenie i muszę przyznać, że walory artystyczne, jakie ten chór zaprezentował, przerosły wszelkie oczekiwania słuchaczy, o czym świadczyła długotrwała owacja na stojąco. W tym dniu czułem się wielce szczęśliwy. Chwała wszystkim, którzy przyczyniają się do rozsławiania tego festiwalu na świecie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– A więc pół wieku w Kamieniu przy kamieńskich organach, ale rozpoczął Pan swoją drogę artystyczną w bardzo pięknym, jakże kulturowo bogatym mieście, w Chełmnie nad Wisłą, a przyjeżdżał Pan już tutaj, do Kamienia, jako uznany wirtuoz, organista z Krakowa. Więc była jakaś droga z Chełmna do Krakowa. Jakby Pan Profesor zechciał powiedzieć, dlaczego taki wybór? Można byłoby bliżej Wisłą, choćby do Warszawy, choć Kraków też, oczywiście, nad Wisłą leży.
Reklama
– W Chełmnie trudno było myśleć o przyszłości muzycznej. Jakkolwiek wyrastałem w pięknej tradycji domowego muzykowania, co miało niewątpliwie wpływ na rozwój mojej wrażliwości muzycznej, dopiero po otrzymaniu świadectwa dojrzałości zapadła decyzja o podjęciu studiów muzycznych. Moją przystanią życiową na kilka lat został Toruń. Państwowa Średnia Szkoła Muzyczna w Toruniu cieszyła się niemałą sławą. Złotymi literami zapisali się tam m.in. Henryk Sztompka, Regina Smendzianka, Witold Herman, Jerzy Godziszewski.
Bardzo cenionymi moimi pedagogami w tej szkole byli pianistka Janina Wyrzykowska i organista Romuald Sroczyński. Sroczyński – znakomity muzyk i doskonały organista – potrafił w jakiś nadzwyczajny sposób rozbudzać entuzjazm do muzyki organowej, a nie da się ukryć, że był to okres, kiedy ten rodzaj muzyki – o czym z przykrością wspominam – traktowany był marginalnie i lekceważąco nawet w środowisku artystycznym. Może jednak lepiej tego tematu nie rozwijać…
Urodzony w sławnym z zabytków architektury Chełmnie, w którym to mieście – o czym też warto powiedzieć – działał nasz wielki kompozytor okresu baroku ks. Grzegorz Gerwazy Gorczycki, oraz w którym do słynnego gimnazjum uczęszczali m.in. znakomity kompozytor Mieczysław Surzyński i sławny chirurg Ludwig Rydygier – natomiast ja, niesłychanie silnie związany z tym miastem, a i wcale niemniej pięknym i bogatym w zabytki Toruniem, wyobrażałem sobie, że po takich doświadczeniach tylko królewski Kraków może być tym miejscem, gdzie moja osobowość artystyczna może się dalej rozwijać i gdzie zapewne zapragnę pozostać już na zawsze.
– Kraków, a więc i studia, i wielcy mistrzowie. W biogramie umieszczonym w programie tegorocznego festiwalu wspomina Pan wybitnego polskiego organistę Bronisława Rutkowskiego, wybitnego kompozytora, Artura Malawskiego, a także pianistę prof. Ludwika Stefańskiego. Co przekazali ci mistrzowie? Podjął Pan Profesor studia w 1956 r. Polska wrzała wtedy politycznie, ale także wrzało i w kulturze. Co Pan otrzymał wtedy, od tego czasu burzliwego i od tych wspomnianych mistrzów, może jeszcze jacyś byli?
– Krakowska uczelnia muzyczna skupiała w sobie najwyższej miary elitę muzyczną. W tamtych latach cieszyła się ona opinią pierwszej, wiodącej w kraju. Oczywiście, byłem bardzo szczęśliwy i dumny z faktu, że znalazłem się w gronie studentów, których kształceniem i rozwojem artystycznym zajmowali się najznakomitsi i cieszący się sławą pedagodzy. Trudno tu wymienić wszystkich, ale wypadałoby może właśnie podkreślić nazwiska, które Ksiądz zechciał wymienić. To przede wszystkim im zawdzięczam to, kim jestem dzisiaj. Obawiam się, że w ramach naszej rozmowy, nie uda mi się odpowiedzieć na pytanie, co ci mistrzowie mi przekazali. No cóż... Powiem, że były to czasy całkowicie różne od dzisiejszych. Rzeczywistość polityczno-społeczna lat pięćdziesiątych była szara i pełna napięć i nie rokowała nam, młodym adeptom sztuki muzycznej, świetlanej przyszłości. Ale pomimo to czuliśmy się na tyle silni, że potrafiliśmy trwać przy swoich ideałach i strzec wartości wszczepionych nam i pielęgnowanych przez rodziców. Profesorowie w naszej postawie znacząco nas wspomagali. Pomimo ogólnej atmosfery beznadziei mieliśmy w sobie dużo pogody ducha i obce nam było narzekanie, czego świadkami dość często jesteśmy dzisiaj. Tamten świat uczył pokory. Nie byliśmy ze wszystkich stron atakowani tzw. show-biznesem, zwłaszcza telewizyjnym, co też pozwalało skupić się na rzeczach ważnych i istotnych dla kształtowania wrażliwości estetycznej i emocjonalnej, a co najważniejsze – skłaniało w sposób niewymuszony do budowania kultury wysokiej.