Reklama

Wiadomości

Bardziej ryzykowny świat

Rozmowa z prof. Markiem Cichockim, filozofem, politologiem, historykiem idei, laureatem Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza.

Niedziela Ogólnopolska 25/2023, str. 30-31

[ TEMATY ]

polityka

Teologia polityczna

Marek Cichocki

Marek Cichocki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wojciech Dudkiewicz: Gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, pasowaliśmy do niej jak ulał. Dziś jej instytucje pokazują nam, że jednak nie pasujemy. Co się zmieniło?

Prof. Marek Cichocki: Zależy, co Pan ma na myśli.

Reklama

Nie pasujemy do planów dotyczących legalizacji związków jednopłciowych, eutanazji, aborcji na żądanie itp. Instytucje unijne w relacjach z Polską – która jest regularnie „grillowana” – chcą postawić na swoim i przekraczają swoje uprawnienia.

Ktoś mógłby powiedzieć, że mechanizm rozszerzania kompetencji przez Unię jest naturalny, bo każda taka struktura ma podobne tendencje: chce mieć większy wpływ, znaczenie. W traktatach stworzono zabezpieczenia przeciwdziałające takim zakusom. Przykładowo: zasada subsydiarności – która miała trzymać w ryzach dążenia do rozszerzania kompetencji – jest wpisana do traktatów, ale jej się nie używa. Albo zasada proporcjonalności, również wpisana do traktatów – też miała powstrzymywać taką tendencję rozrostu. Okazuje się jednak, że niezadowoleni z rozszerzania kompetencji Unii nie potrafią się do tych zasad odwoływać. A ci, którzy są zwolennikami tego, by Unia zwiększała swoje kompetencje, potrafią te ograniczenia obezwładniać. UE to konkretne grupy interesów, państwa, grupy polityczne, które mogą być zainteresowane tym, żeby rozszerzać kompetencje, bo to leży bezpośrednio w ich interesie. Nasz, polski, problem polega na nieumiejętnym wykorzystywaniu instytucjonalnych i prawnych możliwości, które dają traktaty europejskie. Nie powinniśmy się skupiać tylko na ocenie, że jesteśmy traktowani w UE jak mniejszość, że nasze interesy nie są brane pod uwagę. Powinniśmy myśleć o możliwościach, z których nie potrafimy skorzystać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

A czy ważnej roli nie odgrywa też przepaść między ugrupowaniami rządzącymi Unią i w Polsce? Tam dominuje liberalna lewica. Czy nie jest tak, że Unia jest taka jak one?

Tak. Ale jest też taka, jakie są społeczeństwa europejskie. W ostatnim czasie spora część zachodnich społeczeństw mocno się zlaicyzowała, jest coraz bardziej odległa od wartości czy tradycji chrześcijańskich – społecznych, kulturowych czy obyczajowych. Prędzej czy później przynosi to konkretne przejawy w polityce UE, w Parlamencie Europejskim czy Komisji Europejskiej. To wyraz preferencji państw i ich społeczeństw. Z kolei ci, którzy są przywiązani do wartości chrześcijańskich, mogą czuć się zagubieni w topniejącej mniejszości, coraz trudniej im odnajdywać się w działaniach politycznych czy legislacyjnych większości rządzącej w UE. Aczkolwiek ta tendencja nie musi być stała, a skutek przesądzony, bo nastroje, poglądy i państwa się zmieniają. W przyszłym roku odbędą się wybory do PE; ciekawe, jak przebiegną i czy utrzyma się monopol liberalnej lewicy.

Reklama

Nutka optymizmu?

Kluczowa jest umiejętność posługiwania się narzędziami instytucjonalnymi i prawnymi, które daje państwu członkowskiemu UE. Walka powinna się odbywać w politycznych, prawnych i instytucjonalnych strukturach Unii. Polska nie podjęła stanowczych działań, abyśmy byli lepiej reprezentowani w instytucjach europejskich, by wykształcić kadrę profesjonalnych prawników, którzy rozumieją, w jaki sposób działa prawo europejskie, jak przez nie można wpływać na działanie instytucji europejskich i ich decyzje. Jest sporo zaniechań po naszej stronie.

W swojej książce Walka o świat pisze Pan: „Po trzydziestu latach naszego współistnienia z Zachodem widać, jak wiele z tych przekonań, stanowiących o naszym naturalnym wyborze po stronie zachodniej cywilizacji, jest we współczesnej Europie przedmiotem zorganizowanego, instytucjonalnego odrzucenia oraz ataku”. Trafnie te słowa oddają to, o czym mówimy.

Tak. Procesy laicyzacji, odchodzenie od wartości, niepodejmowanie refleksji nad tym, czym były totalitaryzmy w XX wieku i czego nas uczą o współczesnej Europie – to wszystko są tendencje, które budzą niepokój. Od identyfikacji problemu warto jednak przejść do działania. Mamy własne państwo, może nie jest ono doskonałe, wiele rzeczy można byłoby poprawić. Nie jest jednak tak, że nie mamy żadnych instrumentów do działania, że jesteśmy skazani na porażkę w UE. Powinniśmy, po 20 latach członkostwa w UE, dokładać większych starań, żeby zmieniać Unię i Europę także według naszych interesów i przekonań.

Reklama

Atak Rosji na Ukrainę uzmysławia nam, że świat prawdopodobnie wkracza w czas walki, chaosu i przemocy – czytamy w Walce o świat. Czy Europa, UE, po agresji Rosji na Ukrainę znacząco się zmieniła?

Zmieniła się wyraźnie, a najbardziej chyba w kwestii obrazu Rosji, który kultywowała zwłaszcza Europa Zachodnia. Trudno będzie wrócić do tego, co było, kontynuować wcześniejszą politykę wobec Rosji. Bardziej niż kiedyś w Europie dostrzega się konieczność budowania bezpieczeństwa, inwestowania w armię, rozszerzania zdolności militarnych poszczególnych państw członkowskich, współpracy, budowania więzi wśród sojuszników transatlantyckich i europejskich. Wszyscy zdali sobie sprawę, że już nie wystarczy tworzyć zdolności obronnych tylko na papierze. Że pokój nie jest dany raz na zawsze, lecz może być realnie zagrożony, a konflikty zbrojne nie są przeszłością, że w tym sensie historia się nie skończyła – toczy się dalej i może przybierać dramatyczną postać.

Wiemy, jakie będą efekty tego otrzeźwienia?

Zmiany w świadomości rzeczywiście zaszły, ale co przyniosą konkretnie, nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Stan ducha w Europie jest inny, a postrzeganie problemów się wyostrzyło. Z naszego punktu widzenia to lepiej. To my, Polacy, dotychczas zwracaliśmy uwagę na problemy związane z geopolityką, bezpieczeństwem, zagrożeniem ze strony Rosji, ale nie zawsze byliśmy słuchani.

Jak świat będzie wyglądać po tej wojnie? Pytam, choć nie wiemy, jak się ten krwawy konflikt zakończy.

Na pewno będzie bardziej ryzykowny. Trudniej będzie przekonać innych, żeby współpracować, a nie stosować przemocy. Będzie to świat, w którym, niestety, przemoc będzie bardziej obecna w polityce międzynarodowej. Ta przemoc zresztą stale zagrażała, tyle że Zachód zaczął się coraz bardziej utwierdzać w przekonaniu, iż go ona bezpośrednio nie dotyczy, że jest on zabezpieczony przed przemocą. Świat, który nadchodzi, będzie przybliżać do nas przemoc i sprawiać, że z rzeczywistością przemocy będziemy musieli się konfrontować. To będzie świat dużo bardziej niebezpieczny, wymagający większej odpowiedzialności.

A jaka będzie Polska, poza tym, że pewnie będzie bardziej zasobna w wojsko, lepsze czołgi i samoloty?

Niektórzy – zwłaszcza ci młodsi – będą na powrót odkrywać niezmienne geopolityczne uwarunkowania naszego położenia. A i tak, jeśli porównać to z naszą przeszłością – nie jest ono w tej chwili aż takie złe. Wolna, zorientowana na Zachód Ukraina jest z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa niezwykle istotna, bo może nam dać strategiczną głębię. Niezależnie od tego Polska będzie kluczowym państwem regionu frontowego – geopolitycznego uskoku bezpieczeństwa, gdzie mogą się dziać bardzo różne rzeczy. Będzie to wymagało od społeczeństwa większej odpowiedzialności, ale też intensywniejszego wysiłku, do którego będzie musiało przywyknąć. Nie liczyłbym na to – mogę się oczywiście mylić – że rosyjskie zagrożenie zniknie, że Rosja całkowicie się rozpadnie, przestanie istnieć i że znów wszyscy będziemy mogli poczuć się całkowicie bezpieczni. Rosja może osłabnąć w wyniku chwilowego wyczerpania swych możliwości za sprawą tej wojny. Nie liczyłbym jednak na to, że tam nastąpią jakieś wewnętrzne zmiany polityczne czy kulturowe, które spowodują, iż Rosja stanie się państwem nastawionym pokojowo. Myślę, że wręcz przeciwnie.

Pisze Pan Profesor, za Christopherem Cokerem, że Europa Zachodnia znajduje się w fazie postchrześcijańskiej. Czy ten nowy, trudniejszy świat ma szanse zwrócić ją ku chrześcijaństwu?

Nadejście trudnych i ryzykownych czasów powinno wpływać na refleksję nad swoim życiem, również nad życiem zbiorowości, społeczeństw, narodów powinno też uprzytomnić ludziom znaczenie cywilizacyjnych wartości. Nie wszystko jednak zależy od nas, od naszych decyzji i chęci. Liczę, że w sferze wartości nowe czasy będą jakimś rodzajem otrzeźwienia także na Zachodzie. Czy to będzie oznaczało odwrócenie się od dotychczasowych trendów, powrót do chrześcijaństwa, Kościoła – tego nie wiemy. Czasy natomiast będą wymuszać zadawanie sobie podstawowych pytań, powrót do wartości, tradycji, tożsamości. Inaczej nie będziemy potrafili się w tym chaosie odnaleźć.

Marek Cichocki - współtwórca i współredaktor naczelny Teologii Politycznej, dyrektor programowy w Centrum Europejskim Natolin, profesor Collegium Civitas. Były doradca społeczny Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP.

2023-06-13 13:17

Ocena: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niszczenie pamięci narodowej

Wrzesień od dawna jest nazywany w Polsce miesiącem pamięci narodowej. Nawiązanie do wybuchu II wojny światowej i bohaterska obrona niepodległej II Rzeczypospolitej przed agresją niemieckich i sowieckich totalitarnych najeźdźców spod znaku swastyki oraz sierpa i młota ma swoją zakorzenioną tradycję. Tymczasem obecne władze dążą do niszczenia pamięci narodowej oraz świadomości historycznej Polaków poprzez ograniczanie nauczania historii w szkole, a także zwlekanie z realnym powstaniem Muzeum Historii Polski oraz kilku innych placówek o charakterze muzealno-edukacyjnym, dokumentujących naszą narodową historię i kulturę. Ostatnio pojawiła się kolejna próba sparaliżowania funkcjonowania Instytutu Pamięci Narodowej poprzez sprzedaż przez państwo jego siedziby, która mieści się w budynku „Ruchu” przy ul. Towarowej 28 w Warszawie. Najpierw państwo z pieniędzy podatników wydało 17 mln zł na remont tej siedziby, wyposażono ją w odpowiednie urządzenia i system teleinformacyjny niezbędny dla pracy archiwalnej, by teraz sprzedać budynek deweloperowi do rozbiórki. Obecne władze i zaprzyjaźnione z nimi środowiska postkomunistyczne od wielu już lat starają się o ile nie zneutralizować, to przynajmniej utrudnić działalność Instytutu. Po śmierci w katastrofie smoleńskiej prof. Janusza Kurtyki w wyniku nowelizacji ustawy o IPN doprowadzono do sytuacji, w efekcie której Instytut przez wiele miesięcy nie miał legalnie wybranego prezesa. W kwietniu tego roku przeprowadzono atak na pion śledczy IPN, by utrącić wyjaśnianie zbrodni komunistycznych z przeszłości. Obłudne są tłumaczenia przedstawicieli rządzącej PO, że za zaistniałą sytuację związaną z siedzibą winę ponosi IPN, bo nie przygotował się w odpowiednim czasie do zmiany swej siedziby. To przecież przewodniczący KP PO Rafał Grupiński doprowadził przy drugim czytaniu ustawy budżetowej w Sejmie RP do wycięcia środków na zakup nowej siedziby w budżecie IPN na rok 2012. IPN to nie tylko sprawa lustracji, to przede wszystkim ogromna praca edukacyjna i poznawanie przez Polaków najnowszej historii. Jest ona świadomie fałszowana przez przedstawicieli „obozu postępu i demokracji”, którzy ze względu na osobiste uwikłania w czasach komunizmu są zainteresowani zakłamaniem prawdy historycznej o tamtych czasach. Po 1989 r. próbowano narzucić jednostronny, podporządkowany celom ideologiczno-politycznym obraz rzeczywistości. Przy użyciu ogromnego aparatu kształtowania opinii publicznej pracowicie budowano mit o „udanej transformacji” i o zasługach „jedynie słusznego” korowskiego nurtu opozycji w obaleniu komunizmu. Tymczasem Instytut wydaje tysiące publikacji, przygotowuje setki wystaw i działań popularyzujących historię, w których zawarta jest udokumentowana źródłowo prawda o przeszłości. Dlatego jest solą w oku dla tych środowisk. Niszczenie IPN zatem to działanie w oczywisty sposób mające na celu wymazywanie ze świadomości zbiorowej naszej wiedzy o najnowszych dziejach Polski. Tymczasem każdemu narodowi, który w swojej historii miał okres rządów totalitarnych, potrzebna jest instytucja rzetelnie badająca tę przeszłość i przypominająca o tamtych czasach.
CZYTAJ DALEJ

Święty Jan Chryzostom

[ TEMATY ]

święty

Jan z Antiochii, nazywany Chryzostomem, czyli „Złotoustym”, z racji swej wymowy, jest nadal żywy, również ze względu na swoje dzieła. Anonimowy kopista napisał, że jego dzieła „przemierzają cały świat jak świetliste błyskawice”. Pozwalają również nam, podobnie jak wierzącym jego czasów, których okresowo opuszczał z powodu skazania na wygnanie, żyć treścią jego ksiąg mimo jego nieobecności. On sam sugerował to z wygnania w jednym z listów (por. Do Olimpiady, List 8, 45).

Urodził się około 349 r. w Antiochii w Syrii (dzisiaj Antakya na południu Turcji), tam też podejmował posługę kapłańską przez około 11 lat, aż do 397 r., gdy został mianowany biskupem Konstantynopola. W stolicy cesarstwa pełnił posługę biskupią do czasu dwóch wygnań, które nastąpiły krótko po sobie - między 403 a 407 r. Dzisiaj ograniczymy się do spojrzenia na lata antiocheńskie Chryzostoma. W młodym wieku stracił ojca i żył z matką Antuzą, która przekazała mu niezwykłą wrażliwość ludzką oraz głęboką wiarę chrześcijańską. Odbył niższe oraz wyższe studia, uwieńczone kursami filozofii oraz retoryki. Jako mistrza miał Libaniusza, poganina, najsłynniejszego retora tego czasu. W jego szkole Jan stał się wielkim mówcą późnej starożytności greckiej. Ochrzczony w 368 r. i przygotowany do życia kościelnego przez biskupa Melecjusza, przez niego też został ustanowiony lektorem w 371 r. Ten fakt oznaczał oficjalne przystąpienie Chryzostoma do kursu eklezjalnego. Uczęszczał w latach 367-372 do swego rodzaju seminarium w Antiochii, razem z grupą młodych. Niektórzy z nich zostali później biskupami, pod kierownictwem słynnego egzegety Diodora z Tarsu, który wprowadzał Jana w egzegezę historyczno-literacką, charakterystyczną dla tradycji antiocheńskiej. Później udał się wraz z eremitami na pobliską górę Sylpio. Przebywał tam przez kolejne dwa lata, przeżyte samotnie w grocie pod przewodnictwem pewnego „starszego”. W tym okresie poświęcił się całkowicie medytacji „praw Chrystusa”, Ewangelii, a zwłaszcza Listów św. Pawła. Gdy zachorował, nie mógł się leczyć sam i musiał powrócić do wspólnoty chrześcijańskiej w Antiochii (por. Palladiusz, „Życie”, 5). Pan - wyjaśnia jego biograf - interweniował przez chorobę we właściwym momencie, aby pozwolić Janowi iść za swoim prawdziwym powołaniem. W rzeczywistości, napisze on sam, postawiony wobec alternatywy wyboru między trudnościami rządzenia Kościołem a spokojem życia monastycznego, tysiąckroć wolałby służbę duszpasterską (por. „O kapłaństwie”, 6, 7), gdyż do tego właśnie Chryzostom czuł się powołany. I tutaj nastąpił decydujący przełom w historii jego powołania: został pasterzem dusz w pełnym wymiarze! Zażyłość ze Słowem Bożym, pielęgnowana podczas lat życia eremickiego, spowodowała dojrzewanie w nim silnej konieczności przepowiadania Ewangelii, dawania innym tego, co sam otrzymał podczas lat medytacji. Ideał misyjny ukierunkował go, płonącą duszę, na troskę pasterską. Między 378 a 379 r. powrócił do miasta. Został diakonem w 381 r., zaś kapłanem - w 386 r.; stał się słynnym mówcą w kościołach swego miasta. Wygłaszał homilie przeciwko arianom, następnie homilie na wspomnienie męczenników antiocheńskich oraz na najważniejsze święta liturgiczne. Mamy tutaj do czynienia z wielkim nauczaniem wiary w Chrystusa, również w świetle Jego świętych. Rok 387 był „rokiem heroicznym” dla Jana, czasem tzw. przewracania posągów. Lud obalił posągi cesarza, na znak protestu przeciwko podwyższeniu podatków. W owych dniach Wielkiego Postu, jak i wielkiej goryczy z powodu ogromnych kar ze strony cesarza, wygłosił on 22 gorące „Homilie o posągach”, ukierunkowane na pokutę i nawrócenie. Potem przyszedł okres spokojnej pracy pasterskiej (387-397). Chryzostom należy do Ojców najbardziej twórczych: dotarło do nas jego 17 traktatów, ponad 700 autentycznych homilii, komentarze do Ewangelii Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz 241 listów. Nie uprawiał teologii spekulatywnej, ale przekazywał tradycyjną i pewną naukę Kościoła w czasach sporów teologicznych, spowodowanych przede wszystkim przez arianizm, czyli zaprzeczenie boskości Chrystusa. Jest też ważnym świadkiem rozwoju dogmatycznego, osiągniętego przez Kościół w IV-V wieku. Jego teologia jest wyłącznie duszpasterska, towarzyszy jej nieustanna troska o współbrzmienie między myśleniem wyrażonym słowami a przeżyciem egzystencjalnym. Jest to przewodnia myśl wspaniałych katechez, przez które przygotowywał katechumenów na przyjęcie chrztu. Tuż przed śmiercią napisał, że wartość człowieka leży w „dokładnym poznaniu prawdziwej doktryny oraz w uczciwości życia” („List z wygnania”). Te sprawy, poznanie prawdy i uczciwość życia, muszą iść razem: poznanie musi się przekładać na życie. Każda jego mowa była zawsze ukierunkowana na rozwijanie w wierzących wysiłku umysłowego, autentycznego myślenia, celem zrozumienia i wprowadzenia w praktykę wymagań moralnych i duchowych wiary. Jan Chryzostom troszczył się, aby służyć swoimi pismami integralnemu rozwojowi osoby, w wymiarach fizycznym, intelektualnym i religijnym. Różne fazy wzrostu są porównane do licznych mórz ogromnego oceanu: „Pierwszym z tych mórz jest dzieciństwo” (Homilia 81, 5 o Ewangelii Mateusza). Rzeczywiście, „właśnie w tym pierwszym okresie objawiają się skłonności do wad albo do cnoty”. Dlatego też prawo Boże powinno być już od początku wyciśnięte na duszy, „jak na woskowej tabliczce” (Homilia 3, 1 do Ewangelii Jana): w istocie jest to wiek najważniejszy. Musimy brać pod uwagę, jak ważne jest, aby w tym pierwszym etapie życia człowiek posiadł naprawdę te wielkie ukierunkowania, które dają właściwą perspektywę życiu. Dlatego też Chryzostom zaleca: „Już od najwcześniejszego wieku uzbrajajcie dzieci bronią duchową i uczcie je czynić ręką znak krzyża na czole” (Homilia 12, 7 do Pierwszego Listu do Koryntian). Później przychodzi okres dziecięcy oraz młodość: „Po okresie niemowlęcym przychodzi morze okresu dziecięcego, gdzie wieją gwałtowne wichury (…), rośnie w nas bowiem pożądliwość…” (Homilia 81, 5 do Ewangelii Mateusza). Potem jest narzeczeństwo i małżeństwo: „Po młodości przychodzi wiek dojrzały, związany z obowiązkami rodzinnymi: jest to czas szukania współmałżonka” (tamże). Przypomina on cele małżeństwa, ubogacając je - z odniesieniem do cnoty łagodności - bogatą gamą relacji osobowych. Dobrze przygotowani małżonkowie zagradzają w ten sposób drogę rozwodowi: wszystko dzieje się z radością i można wychowywać dzieci w cnocie. Gdy rodzi się pierwsze dziecko, jest ono „jak most; tych troje staje się jednym ciałem, gdyż dziecko łączy obie części” (Homilia 12, 5 do Listu do Kolosan); tych troje stanowi „jedną rodzinę, mały Kościół” (Homilia 20, 6 do Listu do Efezjan). Przepowiadanie Chryzostoma dokonywało się zazwyczaj podczas liturgii, w „miejscu”, w którym wspólnota buduje się Słowem i Eucharystią. Tutaj zgromadzona wspólnota wyraża jeden Kościół (Homilia 8, 7 do Listu do Rzymian), to samo słowo jest skierowane w każdym miejscu do wszystkich (Homilia 24, 2 do Pierwszego Listu do Koryntian), zaś komunia Eucharystyczna staje się skutecznym znakiem jedności (Homilia 32, 7 do Ewangelii Mateusza). Jego plan duszpasterski był włączony w życie Kościoła, w którym wierni świeccy przez fakt chrztu podejmują zadania kapłańskie, królewskie i prorockie. Do wierzącego laika mówi: „Również ciebie chrzest czyni królem, kapłanem i prorokiem” (Homilia 3, 5 do Drugiego Listu do Koryntian). Stąd też rodzi się fundamentalny obowiązek misyjny, gdyż każdy w jakiejś mierze jest odpowiedzialny za zbawienie innych: „Jest to zasada naszego życia społecznego (…) żeby nie interesować się tylko sobą” (Homilia 9, 2 do Księgi Rodzaju). Wszystko dokonuje się między dwoma biegunami, wielkim Kościołem oraz „małym Kościołem” - rodziną - we wzajemnych relacjach. Jak możecie zauważyć, Drodzy Bracia i Siostry, ta lekcja Chryzostoma o autentycznej obecności chrześcijańskiej wiernych świeckich w rodzinie oraz w społeczności pozostaje również dziś jak najbardziej aktualna. Módlmy się do Pana, aby uczynił nas wrażliwymi na nauczanie tego wielkiego Nauczyciela Wiary.
CZYTAJ DALEJ

Żywe monstrancje

2025-09-14 00:18

Karol Porwich / Niedziela

– Poznajcie Chrystusa, który jest prawdą, który jest drogą, który jest życiem, a On uczyni was wolnymi od zła i śmierci. Te słowa Zbawiciela wpisują się w sposób szczególny w naszą świadomość wiary podczas przeżywania każdej Eucharystii, ale również i tych stacji eucharystycznych w naszej archidiecezji – powiedział abp. Wacław Depo podczas homilii rozpoczynającej IX Archidiecezjalny Kongres Eucharystyczny.

W sobotę 13 września, wierni z regionu radomszczańskiego, przeżywali uroczystości związane z kongresem eucharystycznym. Stacja Kongresu w Radomsku, pod hasłem: „Eucharystia tajemnicą wiary”, rozpoczęła się konferencją wygłoszoną przez ks. dr Michała Pabiańczyka w parafii NMP Królowej Polski. Abp Wacław Depo, metropolita częstochowski poświęcił również witraże w kościele, w tym jeden, który został ufundowany specjalnie na tę okoliczność.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję