Reklama

Media

Święte oburzenie nieprawicy

W Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich zawrzało, jak nigdy dotąd w jego długiej historii, w związku z osobą jego prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który poprowadził dwa spotkania zorganizowane przez partię opozycyjną

Niedziela Ogólnopolska 43/2012, str. 14-15

[ TEMATY ]

polityka

dziennikarze

www.radiownet.pl

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Nawet stan wojenny i późniejsze perturbacje z odzyskiwaniem utraconej siedziby nie wywoływały tak wielkich namiętności, jak obecna dyskusja o politycznym zaangażowaniu prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP) Krzysztofa Skowrońskiego po stronie nielubianej w środowisku dziennikarskim partii opozycyjnej. Krzysztof Skowroński, demokratycznie wybrany prezes SDP i szef prywatnego Radia Wnet prowadził debatę ekonomiczną i konferencję PiS.
Zdaniem sygnatariuszy listu otwartego (grupy członków SDP) pt. „My się na to nie zgadzamy” Skowroński naruszył art. 21 kodeksu etyki dziennikarskiej SDP mówiący o tym, że angażowanie się dziennikarzy w bezpośrednią działalność polityczną i partyjną prowadzi do konfliktu interesów i należy „wykluczyć podejmowanie takich zajęć oraz pełnienie funkcji w administracji publicznej i w organizacjach politycznych”. Być może Skowroński jako prezes postąpił nierozważnie (bo mógł przewidzieć, że zostanie skrytykowany), ale warto by dokładniej rozważyć, czy rzeczywiście aż tak bardzo naruszył etykę dziennikarską, czy raczej uraził przede wszystkim sympatie polityczne wewnątrz samego SDP? Warto też osądzić jego czyn w szerszym, dziennikarsko-politycznym kontekście. Wtedy ocena zdarzenia nie będzie już tak jednoznaczna i oczywista, jak w liście oburzonych z SDP.
Czy Krzysztof Skowroński powinien ustąpić z funkcji prezesa SDP? Nie wszyscy członkowie stowarzyszenia są co do tego przekonani, doszło do politycznego podziału. Nic dziwnego, bo organizacja ta nie jest już dawnym monolitem pod honorowym patronatem historycznego prezesa Stefana Bratkowskiego. Mniej więcej rok temu pojawiła się w niej świeża krew - ludzie z całkiem innej bajki, bliżsi „Gazecie Polskiej” niż „Wyborczej”. To oni doprowadzili do wyboru Skowrońskiego, ku ogromnemu niesmakowi tych „bardziej dla stowarzyszenia zasłużonych”. To za ich sprawą SDP stało się prawicowe, niepoprawne politycznie. A teraz - piszą w swym proteście m.in. takie tuzy dziennikarstwa, jak Stefan Bratkowski, Maciej Wierzyński, Krzysztof Bobiński - stało się też jednostronnie polityczne. Piszą: „Od lat 80. ubiegłego wieku Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pracowało na opinię niezależnej organizacji dziennikarskiej. Włączenie się Krzysztofa Skowrońskiego w działalność partyjną oznacza wybór kariery partyjnej i zejście z drogi niezależnego dziennikarstwa. Nie wyrażamy zgody na rujnowanie dorobku i pozycji SDP. Przywrócenie autorytetu SDP w środowisku dziennikarskim i społeczeństwie wymaga od Krzysztofa Skowrońskiego ustąpienia z funkcji prezesa naszego Stowarzyszenia”.
To „postbolszewicka część warszawskiego SDP szykuje zadymę wymierzoną w prezesa SDP” - tak to z wielkim przejęciem skomentowały media życzliwe Skowrońskiemu, czyli te spoza tzw. głównego nurtu.
Prezes Krzysztof Skowroński ustępować nie zamierza pod naciskiem od samego początku nieżyczliwej mu grupy, bo jak uzasadnia, został wybrany w demokratycznych wyborach, a jego zgoda na prowadzenie konferencji PiS nie wiązała się z żadną partyjną transakcją, nie była aktem bezpośredniego zaangażowania w działalność polityczną i partyjną, nie było więc żadnego konfliktu interesów, a siedziba SDP powinna być ważnym miejscem debaty publicznej. Z pewnością to tłumaczenie nie przekonuje tych, którzy poczuli się urażeni, którzy uważają, że cnota polskiego dziennikarstwa została nadszarpnięta. Ale pojawia się też nadzieja, iż może wreszcie to urażenie zaowocuje dyskusją o jakości polskiego dziennikarstwa, jego miejscu i roli w demokratycznym państwie. Mówi o tym sam podsądny, ciesząc się z wywołanej przez siebie burzy: „Z przyjemnością spotkam się z każdym, by dyskutować o tym, czym jest niezależne dziennikarstwo”.

Czym jest niezależne dziennikarstwo?

Bardziej na miejscu jest pytanie, czym powinno być? Czy naprawdę mamy w Polsce niezależne dziennikarstwo, jak o tym przekonują - raczej nie czynami i postawą, lecz pustymi słowami - sami dziennikarze, zwłaszcza ci z najwyższych półek, tzw. gwiazdy dziennikarstwa, wyrocznie opinii. Czy „występek” prezesa Skowrońskiego jest rzeczywiście najgroźniejszym przejawem dziennikarskich związków z partyjną polityką? Czy można tu mówić o uprawianiu partyjnej propagandy, takiej, jaką uprawia bardziej lub mniej skrycie wielu czołowych, „uznawanych za najlepszych” dziennikarzy i która codziennie leje się z głównego nurtu mediów, także tych publicznych, specjalnie zobowiązanych do równego traktowania wszystkich podmiotów politycznych? Patrząc w takiej perspektywie, wydaje się, że Skowroński popełnił tylko niegroźny - zwłaszcza z punktu widzenia konsumentów mediów - błąd, pewną niezręczność a nie groźne przestępstwo, jak sądzą oburzone elity dziennikarskie, też przecież zaangażowane politycznie, tyle, że bardziej sprytnie i oczywiście po zupełnie innej - poprawnej i towarzysko lepiej postrzeganej - stronie.
Pod jednym względem dziennikarze trzeciej dekady III RP niewiele różnią się od tych z PRL-u - wyraźnie sprzyjają rządzącym. Ten oportunizm (oficjalna nazwa: profesjonalizm) wynika przeważnie z interesów właścicieli koncernów wydawniczych i jest sowicie opłacany. Najlepsi „profesjonaliści” pławią się w samozachwycie, obdzielają nawzajem rozmaitymi komplementami i nagrodami. Samozadowolenie zdominowało główny nurt polskich mediów do tego stopnia, że ci, którzy z nim nie płyną, zostali uznani za frustratów, nieudaczników, nieprofesjonalistów, no i, oczywiście, „prawicowców”. I to właśnie im, często tylko za to, że nie uczestniczą w obowiązującej propagandzie sukcesu, zarzuca się polityczność i partyjność (oczywiście, tę niepoprawną, PiS-owską).
Media, które w demokratycznym państwie powinny być inicjatorami i moderatorami debaty publicznej, są raczej jej ogranicznikami; podobnie, jak przed kilkudziesięciu laty, tyle, że teraz w sposób bardziej wyrafinowany, narzucają opinii publicznej gotowe i dość proste schematy myślenia. Ten obowiązujący od co najmniej pięciu lat jest taki: byłoby w Polsce dobrze, gdyby nie było PiS-u, „moherów”, o. Rydzyka oraz całego Kościoła, może z wyjątkiem niektórych księży.
Obowiązuje też wypróbowana metoda propagandy - zamiast merytorycznej polemiki dziennikarze wprost dyskredytują nielubianych polityków opozycji, ale najchętniej stosują wyśmiewanie i wyszydzanie. Wielu młodszych wyrobników dziennikarstwa pewnie nawet nie wie, dlaczego trzeba i wypada nie lubić PiS-u. Z tym dogmatem weszli do zawodu. A ci nieco starsi już w latach 90. wiedzieli, że braci Kaczyńskich z definicji lubić nie należy. Tak było nie tylko w lewicowo-liberalnej „Gazecie Wyborczej”, ale także w prawicowym „Życiu Warszawy”, którego ówczesny naczelny Tomasz Wołek całym sercem angażował siebie i całą redakcję w kampanię wyborczą (tę przegraną) Lecha Wałęsy i do dziś - podobnie zresztą jak sam Lech Wałęsa - jako dziennikarski autorytet dyktuje zoologiczną nienawiść do PiS-u. Od pewnego czasu podejmuje ją w telewizji publicznej (!) m.in. także uchodzący za dziennikarski wzorzec z Sevres Tomasz Lis (ostatnio jeszcze dobitniej czyni to w redagowanym przez siebie tygodniku). I nikt się tym nie gorszy, bo gdy nienawiść jest właściwie skierowana, nie liczą się metody dziennikarskie urągające dobrym obyczajom... Czy ktoś jeszcze pamięta o istnieniu Dziennikarskiego Kodeksu Obyczajowego (DKO), w którym napisano: „Podstawowym obowiązkiem etycznym dziennikarza jest poszukiwanie i publikowanie prawdy. Niedozwolone jest manipulowanie faktami”?
Manipulowanie faktami w celu ośmieszenia lub utrącenia kogoś lub czegoś, bywa, niestety, w polskim dziennikarstwie stosowane dość nagminnie i to nie tylko tam, gdzie uchodzi za normalność, czyli w brukowcach. Nie odrzucają tych metod także tzw. poważni publicyści. Nikt już na to nawet nie zwraca uwagi. Najmniejszego zdziwienia nie budzi również to, że jednym z najczęściej używanych środków wyrazu w „wysokiej publicystyce” stała się pogarda dla inaczej myślących. Co ciekawe, najgorliwiej praktykują ją ci, którzy tak bardzo propagują tolerancję dla inności. Jak ocenić pierwszą damę polskiego dziennikarstwa Janinę Paradowską, która nie kryje obrzydzenia i pogardy do tych, których nie lubi lub z którymi się nie zgadza? Jak rozumieć dziennikarski przekaz Dominiki Wielowieyskiej, która w swej porannej audycji radiowej po prostu chichoce, oczywiście tylko wtedy, gdy mówi o Smoleńsku lub PiS-ie?... Itd., itp.
Odbiorcy przekazów dziennikarskich nie zadają pytań, bo nie mają na to ani czasu, ani ochoty, przytłoczeni powtarzanymi do znudzenia monotonnie zgodnymi opiniami dziennikarskich autorytetów, które bezrefleksyjnie biorą za swoje. Zachowują się jak podręcznikowy przedmiot oddziaływania sprawnej propagandy; po prostu powtarzają proste przekazy mediów.

Chichot zamiast debaty

Polska brać dziennikarska straciła dziennikarski instynkt, który w normalnym demokratycznym kraju każe stawać bardziej po stronie opozycji niż po stronie rządu, każe tłumaczyć, pośredniczyć - mediować, moderować dyskusję, zachowując bezstronność! Nic z tych rzeczy! Dziennikarze nie lubią debat (bo za trudne?), wolą kłótnie i beztreściwe pyskówki (dlatego do telewizyjnych studiów najchętniej zapraszają wyraziście skrajnych polityków). Doskonałą ilustracją takiego podejścia do zawodu jest zignorowanie i obśmianie zaproponowanej przez PiS debaty ekonomicznej (tej, którą ośmielił się moderować Krzysztof Skowroński). Nie tylko politycy rządzącej partii, ale także dziennikarze z góry założyli, że partia opozycyjna nie ma nic do powiedzenia. Na wiele dni przed tą debatą wszystkie główne media, w tym i publiczne, ogłaszały jej bezsens, nie próbowano nawet stawiać merytorycznych pytań. Miał wystarczyć wymowny chichot. A po debacie tylko nieliczni komentatorzy nieśmiało przyznali, że była całkiem ciekawa. Za to wszystkie media pokazywały naelektryzowane, stające dęba włosy uczestników, oczywiście z prześmiewczą aluzją, że to za sprawą propozycji ekonomicznych PiS-u.
Dziennikarze nie lubią trudnych debat, a już jak ognia unikają jakiejkolwiek dyskusji na temat własnego środowiska, chyba że trzeba wyśmiać te „gorsze media”, np. Telewizję Trwam. Łezka się w oku zakręciła, gdy duże stacje relacjonowały niedawny marsz w obronie TV Trwam: realizatorzy robili wszystko, by tylko nie pokazywać zbyt wielkiego tłumu, a dziennikarze montowali prześmiewcze felietony! Już wiele dni naprzód wytaczano armaty przeciw hasłu „Obudź się, Polsko!” (że faszystowskie), potem uczestnikom wmawiano najgorsze intencje, oczywiście polityczne, a nawet partyjne. To było zaiste „stare, dobre” dziennikarstwo, może nawet bardziej radykalne niż tamto z epoki pierwszych papieskich pielgrzymek w czasach komunistycznych.
Czy prezes SDP wystąpił jako rzecznik PiS-u i naruszył standardy dziennikarskie, angażując się w konferencję PiS-u? W takiej sytuacji, jaką mamy dziś w kraju i w dziennikarstwie - mówią popierający i rozumiejący Skowrońskiego - uczciwy dziennikarz powinien być zawsze po stronie opozycji i nagłaśniać stawiane przez nią pytania. Życzliwi krytycy jego „występku” mówią o niepotrzebnej niezręczności, bo przecież z góry było wiadomo, że sprowokuje oburzenie, koleżeńskie represje i może nawet doprowadzić do odbicia SDP przez „nieprawicę”... W tle pojawia się nieśmiałe pytanie, czy nie lepiej występować z otwartą przyłbicą niż markować, udawać dziennikarski obiektywizm i polityczną niezależność? Na pewno lepiej. Dlatego dziennikarze głównego nurtu także niczego już nie markują i występują z otwartą przyłbicą, czyli jawnie wyszydzają opozycję.
Czy Skowroński wywołał - jak sam ma nadzieję - wreszcie merytoryczną dyskusję o niezależności dziennikarzy? Nic na to nie wskazuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Którego polityka Polacy najchętniej zaprosiliby na Wigilię?

[ TEMATY ]

polityka

wigilia

Artur Stelmasiak/Niedziela

Pracownia IBRiS na zalecenie Wirtualnej Polskie przeprowadziła badanie opinii, w którym zapytała Polaków, którego z polityków najchętniej zaprosiliby na Wigilię. Zdecydowanym liderem sondażu jest prezydent.

25,8 proc. Polaków zaprosiłoby Andrzeja Dudę do uroczystej wieczerzy. Na drugim miejscu uplasował się premier Mateusz Morawiecki, który otrzymał 19,6 proc. głosów. Na podium znalazł się również… Donald Tusk. Byłego premiera zaprosiłoby 8 proc. badanych
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Dlaczego Król "nie tupnie nogą"?

2024-11-21 08:38

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

mat. prasowy

Prawdziwa władza nie krzyczy – króluje w ciszy prawdy i miłości. Jakie jest królowanie Jezusa Chrystusa?

Jego cichą, lecz wszechmocną obecność, kontrastujemy z władzą opartą na lęku i kłamstwie, jak w przypadku przywódców komunistycznych. Mawiają, że każde serce ma swojego króla – pytanie, czy serce wybrało prawdę, czy kłamstwo. Chcę opowiedzieć dzisiaj poruszającą historię młodej dziewczyny, która wybrała prawdę i odnalazła sens swojego życia w ostatniej chwili.
CZYTAJ DALEJ

Obchody 39. Światowych Dni Młodzieży w diecezjach w Polsce

2024-11-22 07:10

[ TEMATY ]

ŚDM

Karol Porwich/Niedziela

39. Światowe Dni Młodzieży w diecezjach odbędą się w przypadającą 24 listopada w Kościele katolickim uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. W ich ramach zaplanowano w wielu miejscach spotkania ewangelizacyjne, koncerty i dyskusje.

W tym roku Światowe Dni Młodzieży (ŚDM) na szczeblu diecezjalnym odbędą się 24 listopada pod hasłem: "Ci, co zaufali Panu, idą bez znużenia".
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję